Выбрать главу

Czas zmienił wszystko. Technologię, moralność, pojęcie zła i dobra. Kto mógłby przewidzieć, jak zmienią się jego potrzeby? Gdyby nic się nie zmieniło, nie musiałby teraz siedzieć pod tym laboratorium.

Co tam się działo? Czy coś wykryli?

Poczuł, że podniecenie go roznosi. Dalej, Eve. Jesteś na tropie. Spróbuj mnie znaleźć…

– Jeszcze kawy? – spytał Charlie.

Billy Sung nacisnął jakiś guzik w komputerze.

– Nie w tej chwili.

– Nie jadł pan obiadu. Mógłbym coś przywieźć.

– Nie. – Był już blisko. Niech się wypchają ci faceci z Los Angeles ze swoim wyszukanym sprzętem. Był równie dobry jak oni. Jeszcze parę poprawek i może…

– Ma pan?

– Jasne. – Potarł oczy i znów pochylił się nad zdjęciem. – Nie byłem pewien, czy się uda, ale będę chyba mógł… – Zesztywniał i zamilkł. – O Boże!

– Ma pan?

– Niech się pan zamknie. Muszę sprawdzić przesunięcie – powiedział i powiększył zdjęcie.

Obraz był coraz wyraźniejszy. Nie było żadnych wątpliwości.

Przy łóżku Eve zadzwonił telefon.

– Jedziemy do ciebie – powiedział Charlie.

– Co?

– Sung chce się z tobą zobaczyć. Jest bardzo przejęty. Eve usiadła na łóżku.

– Udało mu się?

– Jeszcze nie. Mówi, że zaraz kończy. Mruczy coś o przesunięciach i o spektrum, i chce ci osobiście przywieźć zdjęcie. Nie pozwala mi nic zobaczyć, kiedy pracuje, ale będę je miał, jak tylko skończy.

– Skąd takie sekrety?

– Nie mam pojęcia – odparł ponuro Charlie. – Uważa chyba, że jestem prawą ręką Wielkiego Brata. Zadzwonił gdzieś, a potem powiedział, że musi się z tobą natychmiast zobaczyć. Wydaje mu się, że to jest sprawa między nim a tobą, ale to jest problem FBI i Sung nie może… Dokąd się pan wybiera?! – zawołał. – Muszę iść – zakomunikował Eve. – Sung chyba skończył. Właśnie wyskoczył z domu. Będziemy u ciebie za pół godziny – dodał i odłożył słuchawkę.

– Udało mu się? – spytał Joe.

– Tak twierdzi Charlie, ale Sung chce się ze mną zobaczyć. – Odłożyła słuchawkę i opuściła nogi na podłogę. – Będzie tu ze zdjęciem za pół godziny. Muszę się ubrać.

Joe usiadł na łóżku.

– Dlaczego chce się z tobą zobaczyć?

– Mówiłam ci już, że nie lubi facetów z instytucji rządowych.

– Tak bardzo, żeby cię budzić w środku nocy?

Eve poszła do łazienki.

– Może tu przyjechać i wleźć razem z nami do łóżka, pod warunkiem, że przywiezie zdjęcie.

– Nie byłbym tego taki pewien – powiedział Joe. – Zaczekamy na niego na dole.

– Gdzie on się podziewa? – Eve znów spojrzała na zegarek. – Minęło już czterdzieści minut.

– Może musieli po coś wrócić do laboratorium.

– To Charlie by zadzwonił.

– Może mają kłopoty z samochodem?

– Przestań wynajdywać usprawiedliwienia. Masz numer na komórkę do Charliego?

Joe kiwnął głową i sięgnął po telefon.

– Nikt nie odpowiada. – Odłożył słuchawkę. – Wyruszam na poszukiwania.

– Jadę z tobą.

– Zostań. Być może spóźnienie wynikło z jakiegoś błahego powodu i przyjadą tuż po moim wyjściu. Jeśli tak, to zadzwoń i zaraz wrócę.

Joe miał rację, musiała zostać w domu, choć nie mogła już wytrzymać tego ciągłego, cholernego wyczekiwania.

Telefon Eve zadzwonił czterdzieści pięć minut później.

– Był wypadek – powiedział Joe. – Samochód zjechał z drogi i spadł w przepaść.

Eve zacisnęła dłoń na słuchawce telefonicznej.

– To oni?

– Nie wiem. Samochód jest całkiem rozbity. Spadli z trzydziestu metrów.

– Boże! – Eve zamknęła oczy.

– Ratownicy zejdą na dół, żeby sprawdzić, czy ktoś przeżył. To nie będzie łatwe. Ściana jest bardzo stroma.

– Czy można przeżyć taki wypadek?

– Można. Samochód się jeszcze nie zapalił. Muszę iść. Zadzwonię później. Schodzę na dół z ratownikami.

„Samochód się jeszcze nie zapalił”. Poczuła przypływ strachu.

– Nie rób tego, Joe. Ratownicy to co innego. To jest ich praca.

– Lubię Charliego Cathera, Eve – powiedział i się rozłączył.

Eve też lubiła Charliego, ale przerażała ją myśl o Joem w pobliżu rozbitego samochodu.

Wystukała numer Joego. Cisza. Schodził już pewnie do samochodu.

Ruszyła do drzwi.

Na autostradzie pełno było pulsujących czerwonych świateł karetek, wozów straży pożarnej i samochodów policyjnych. W dół skierowane zostało światło kwarcowego reflektora. Prawy pas oddzielała żółta taśma policyjna.

Joe!

Eve zaparkowała na poboczu i wyskoczyła z samochodu. Przedarła się przez tłum ludzi, ale nadal nic nie widziała.

– Eve! – Znad brzegu przepaści podszedł do niej Spiro. Kiwnął głową policjantowi. – Niech pan ją przepuści.

Schyliła się pod żółtą taśmą i podbiegła do skraju drogi. Spiro przyszedł za nią.

– Nie powinnaś tu być, Eve. Co ty sobie myślisz? Pełno tu policji i…

– Nic mnie to nie obchodzi. Gdzie są ratownicy? Spiro pokazał jej sznurek światełek na dnie przepaści.

– Są już prawie przy samochodzie.

Jakim samochodzie? Z góry było widać jedynie masę zgniecionego metalu.

– Tam jest Joe.

– Wiem, dzwonił do mnie. Kiedy przyjechałem, był już w drodze.

– Czy ktoś wie, co się tu stało?

Spiro potrząsnął głową.

– Nie ma żadnych świadków. Na razie nie wiemy, czy ktoś zepchnął ich z drogi, czy uszkodził hamulce. Nie jesteśmy nawet pewni, czy to faktycznie jest samochód wynajęty przez Charliego. Ratownicy spróbują podać nam przez radio numer rejestracyjny.

– Ty jednak sądzisz, że to oni?

– A ty nie?

– Tak. – Światełka były już przy samochodzie. – Czy wiedzą, jak długo to potrwa?

– To zależy od tego, co tam znajdą. – Spiro urwał. – Ale muszę cię ostrzec. Ratownicy czują zapach benzyny. Opary będą się unosiły wokół samochodu. Wystarczy jedna iskra.

Eve znieruchomiała.

– To im poleć, żeby odeszli.

– Muszą się starać ratować pasażerów samochodu.

– Nie za wszelką cenę. Nie wtedy, gdyby sami mieli zginąć. Widziałam ofiary pożaru…

– Wiem – powiedział cicho Spiro. – Nikt tego nie chce. Dowódca drużyny każe im się wycofać, jeśli będzie to zbyt niebezpieczne.

– Joe się nie posłucha. On się nikogo nie słucha. Zrobi wszystko, aby ich wyciągnąć z samochodu.

Boże, chciałaby być na dole i coś robić.

– Uspokój się, Eve. Ratownicy nie popełnią błędów, które mogłyby grozić nieszczęściem. Odłączą baterię i ustawią samochód tak, aby był w miarę stabilny. I użyją narzędzi Hursta do przecięcia blachy. Wtedy nie ma żadnych iskier.

Światła poruszały się wokół samochodu.

Minęło dziesięć minut.

Piętnaście.

– Dlaczego nie wracają? Czy nie możesz się dowiedzieć, co się tam dzieje? – spytała Spiro.

– Spróbuję. – Spiro podszedł do dowódcy i wrócił po paru minutach. – Wyciągnęli jednego mężczyznę. Wydaje im się, że drugi nie żyje, ale nie mogli tego stwierdzić z całą pewnością. Dowódca postanowił wycofać ratowników.

– Dlaczego?

Spiro zawahał się na moment.

– Maska samochodu jest zgnieciona. Nie mogli się dostać do baterii, żeby ją odłączyć. Przekręcili kluczyk w stacyjce, ale samochód może lada chwila wybuchnąć.

– I wszyscy wracają?

– Zobacz sama.

Światła na dole przesuwały się teraz szybciej, odchodziły od rozbitego wraka.

Niech Joe będzie między nimi, niech ucieka w bezpieczne miejsce!