Выбрать главу

– Wiem, ale to nie byłoby mądre posunięcie. Udało się panu sprawić, że Eve jest wdzięczna i jest jej przykro.

Chyba nie chce pan, żeby wyjeżdżała niezadowolona, prawda? Wtedy trudniej byłoby zwabić ją tu z powrotem. Logan odetchnął głęboko.

– W przyszłym tygodniu wracam do biura w Monterey.

– Tak myślałem.

– Będę pana bacznie obserwował. Okiem pan nie mrugnie, żebym o tym nie wiedział. Jeśli ta rekonstrukcja zaszkodzi Eve, na pewno pana dopadnę.

– Świetnie. Skończył pan już? Logan zapalił silnik dżipa.

– Dopiero zaczynam.

Joe patrzył za nim, kiedy odjeżdżał. Logan był twardym facetem, ale z pewnością zależało mu na Eve. Miał wiele cech, które Joe podziwiał – inteligencję, poczucie sprawiedliwości, lojalność. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, gdyby Logan nie był przeszkodą, Joe mógłby go nawet polubić.

Pech.

Był przeszkodą, a Joe – kiedy służył w jednostce specjalnej – nauczył się, że przeszkodę można traktować na trzy możliwe sposoby. Można przez nią przeskoczyć. Można ją obejść.

Albo można ją zrównać z ziemią.

Ledwo samolot wzniósł się na planową wysokość, Eve zapytała Joego o Talladegę.

– Chcę wiedzieć wszystko – powiedziała i się skrzywiła. – I nie mów mi, że jestem cała w nerwach, bo cię walnę.

– Wydaje mi się, że w przyszłości będę unikał tego określenia – mruknął Joe.

– Mówiłeś, że był tylko jeden szkielet dziecka.

– Chyba że znaleźli następne, kiedy wyjechałem. Raczej wątpię. Dość dokładnie przeszukali całą okolicę.

Eve wzdrygnęła się nerwowo. Dziewięć zabitych osób, zakopanych w ziemi i porzuconych.

– Udało się kogoś z nich zidentyfikować?

– Jeszcze nie. Nawet nie wiemy, czy to są mieszkańcy Rabun County. Badamy akta wszystkich zaginionych osób z całego stanu. Potem sprawdzimy, czy wyniki DNA wytypowanych osób zgadzają się z tymi ze szkieletów. Prawdopodobnie nie byli zakopani jednocześnie. Wygląda na to, że ktoś traktował to miejsce jako swój prywatny cmentarz.

– Fraser – szepnęła.

– Ośmioro dorosłych, jedno dziecko – przypomniał. – Fraser przyznał się do zabicia dwanaściorga dzieci. Nigdy nie wspominał o dorosłych, a przecież, kiedy został skazany na karę śmierci, nie miał już nic do stracenia.

– To nic nie znaczy. Kto wie, co on naprawdę zrobił? Nie chciał nam powiedzieć nic, co pomogłoby rodzicom odnaleźć ciała dzieci. Chciał, żebyśmy cierpieli. Chciał, żeby cały świat cierpiał.

– Musisz być przygotowana na to, że zabójcą jest ktoś inny, Eve.

– Wiem. Żadnych śladów?

– Kości klatki piersiowej u trzech ofiar wskazują, że ich śmierć spowodowały prawdopodobnie ciosy zadane nożem. Co do innych ofiar nie jesteśmy pewni. Ale być może zabójca zostawił swój ślad. Na kościach prawej dłoni każdej ofiary są resztki wosku.

– Wosku? Jakiego wosku? Joe wzruszył ramionami.

– Zobaczymy.

– Wszystkie analizy powinny już być zakończone. Dlaczego wszystko idzie tak wolno?

– Polityka. Burmistrz nie życzy sobie kolejnego wielokrotnego mordercy w Atlancie, a szefowa Maxwell nie chce być za to odpowiedzialna. W tym mieście mieliśmy już Wayne’a Williamsa i Frasera. Szefowa wolałaby, żeby cała sprawa została w Rabun County. Niestety, tam nie mają naszych możliwości technicznych i musi im pomóc w ograniczonym stopniu. Wydział nauk behawiorystycznych FBI też jest w to zaangażowany. Teraz oglądają miejsce i szkielety w Talladedze.

– Powiedz mi, jak ci się udało dostać zezwolenie, żebym zajęła się rekonstrukcją.

– Och, musiałem się posunąć do drobnego szantażu. Szefowa się boi, że media znów zaatakują, kiedy się dowiedzą, że masz w tym brać udział.

– Tylko nie to. – Uciekła na drugi koniec świata, żeby uniknąć dziennikarzy, a teraz sama do nich wracała.

– Jakoś ich powstrzymamy. Przygotowałem ci pracownię w domu nad jeziorem.

– I tak nas znajdą. Ktoś się zawsze wygada.

– Mam parę pomysłów, żeby temu zapobiec – odrzekł z uśmiechem. – Zaufaj mi, Eve.

Nic innego jej nie pozostawało. Usiadła wygodniej i spróbowała się zrelaksować. Miała przed sobą długi lot i musiała odpocząć. Na miejscu czekała na nią praca.

Rekonstrukcja czaszki dziecka.

Bonnie?

– Chodź! – Joe złapał ją za ramię, kiedy przeszli przez odprawę celną. – Nie możemy iść tak jak wszyscy, bo reporterzy już czekają. Prawda, Dick? – spytał przedstawiciela linii lotniczych w czerwonej marynarce.

– Mogliby państwo mieć poważny problem. Proszę tędy – powiedział, prowadząc ich do wyjścia awaryjnego. – Tragarz przywiezie bagaże.

– Dokąd idziemy? – spytała Eve, gdy schodzili w dół.

– Do wyjścia dla pracowników, które jest obok Północnego Terminalu – odparł Joe. – Przypuszczałem, że ktoś się jednak czegoś dowie, i poprosiłem Dicka o pomoc. – Dick przeprowadził ich długim korytarzem do wyjścia na ulicę. – Dzięki, Dick.

– Nie ma sprawy. – Dick kiwnął ręką tragarzowi, który się właśnie pojawił. – Spłaciłem swój dług.

Eve przyglądała się, jak Dick znika z powrotem w budynku terminalu.

– Skoro jesteśmy teraz… Co ty robisz? Joe stał na środku jezdni.

– Łapię dla ciebie taksówkę.

Szary oldsmobile stanął tuż przy nich. Za kierownicą siedziała kobieta.

– Mama?

Sandra Duncan uśmiechnęła się szeroko.

– Czuję się jak tajny agent czy coś w tym rodzaju. Czy na lotnisku byli dziennikarze?

– Tak mi powiedziano – odparł Joe, pomagając tragarzowi załadować bagaże.

– Tak sobie pomyślałam, kiedy zobaczyłam dzisiejszą gazetę.

Joe dał napiwek tragarzowi. Eve usiadła obok matki, a Joe z tyłu. Kilka minut później zmierzali już w stronę wyjazdu z lotniska.

– Joe do ciebie zadzwonił? – spytała Eve.

– Ktoś to musiał zrobić, skoro własna córka nie raczyła mnie zawiadomić.

– Miałam zamiar zadzwonić do ciebie po przyjeździe na miejsce.

– Ale teraz mam ciebie dla siebie, dopóki nie dojedziemy do domu Joego. – Sandra rzuciła jej badawcze spojrzenie. – Dobrze wyglądasz. Chyba trochę przytyłaś.

– Możliwe.

– I masz piegi.

– Joe już mi mówił.

– Powinnaś była smarować się kremem.

– To też mówił.

– Joe ma dużo zdrowego rozsądku.

– Fantastycznie wyglądasz. – To była prawda. Matka wyglądała młodo, elegancko i zdrowo. – Jak się ma Ron?

– Dobrze. Twierdzi, że go wykańczam. Rzeczywiście prowadzimy dość bujne życie. Ale co tam, żyje się raz.

– A jak w pracy?

– Dobrze.

– Dzisiaj wzięłaś wolne?

– Tak, ale szef się ucieszył, że nie przyjdę do pracy. Po artykule w dzisiejszej gazecie wiedział, że gdybym się pojawiła, budynek sądowy byłby zaatakowany przez prasę.

– Przykro mi, mamo.

– Nie ma sprawy. Jestem najlepszym reporterem sądowym i mój szef dobrze o tym wie. Cały ten szum ucichnie niebawem, tak jak poprzednim razem. – Sandra obejrzała się do tyłu. – Jadę na północ do twojego domu, Joe. Czy chcesz się gdzieś po drodze zatrzymać?

Joe potrząsnął głową.

– Nie, ale chcę, żebyś się trochę pokręciła po mieście. Musimy się upewnić, że nikt za nami nie jedzie.

– W porządku. – Sandra spojrzała na Eve. – Joe mówi, że szanse są niewielkie, Eve. To może wcale nie być Bonnie.

– Kiepska szansa jest lepsza niż żadna – odparła z uśmiechem Eve. – Przestań się martwić, mamo. Wszystko będzie dobrze. Poradzę sobie.

– Nie podoba mi się to. Musisz jej pozwolić odejść, nim się sama rozsypiesz, ja też kochałam Bonnie, ale musiałam się pogodzić z rzeczywistością.