Выбрать главу

Sandra pogodziła się ze swoim pojęciem rzeczywistości i najwyraźniej znalazła w życiu pociechę. Tym lepiej dla niej.

– Nie uciekam przed rzeczywistością – powiedziała Eve, ignorując lekkie ukłucie zazdrości. – Chcę tylko znaleźć moją córką i dać jej odpocząć.

Sandra westchnęła.

– Dobrze, rób, co uważasz za stosowne. Zadzwoń do mnie, jeślibyś potrzebowała pomocy.

– Zadzwonię. – Sandra zmarszczyła brwi, więc Eve serdecznie ścisnęła ją za ramię. – To nie będzie aż tak okropne. Rekonstrukcja potrwa kilka dni i wtedy będę wiedziała.

– Kilka dni może wydać się wiekiem – zauważyła z grymasem Sandra.

Eve Duncan.

Don przyglądał się jej fotografii w gazecie. Kręcone, rudo-miedziane włosy otaczały twarz nie tyle piękną, ile interesującą. Zza okrągłych okularów w złotych oprawkach patrzyły na świat brązowe oczy. Widział to zdjęcie w gazetach w zeszłym roku i pomyślał wtedy, że Eve zmieniła się od czasów egzekucji Frasera. Starsza Eve Duncan wydawała się silniejsza, bardziej pewna siebie. Była kobietą, która mogła przenosić góry i obalać rządy.

A teraz obracała swe zdeterminowanie przeciwko niemu. Oczywiście jeszcze tego nie wiedziała. Chciała tylko znaleźć swoje dziecko i pod tym względem nic się nie zmieniła.

Wtedy zastanawiał się, czy jej nie zabić, ale porzucił ten pomysł niemal natychmiast ze względu na rozgłos procesu Frasera. Za bardzo była na widoku, a on mógł znaleźć satysfakcjonujące go, a nie tak ryzykowne ofiary.

Satysfakcja tymczasem znacząco się zmniejszyła.

Pomyślał z ulgą, że teraz może naprawić ten błąd. Eve Duncan jest wyzwaniem, które na pewno mu pomoże. Będzie postępował bardzo ostrożnie, potęgując stopniowo emocje, tak żeby eksplozja końcowa oczyściła go ze znużenia i rutyny.

Wierzył mocno w przeznaczenie i pomyślał, że Eve znalazła się we właściwym miejscu i czasie specjalnie dla niego. Na szczęście oparł się pokusie, kiedy po raz pierwszy wkroczyła w jego życie. Wówczas byłaby jedynie zwykłą ofiarą, nie ważniejszą od innych.

Teraz mogła stać się jego wybawieniem.

Rozdział trzeci

Ładnie tu – powiedziała Sandra, spoglądając na domek i na przystań. – Podoba mi się, Joe.

– To dlaczego nigdy nie przyjeżdżałaś, kiedy cię zapraszałem?

Joe zaczął wyładowywać walizki z bagażnika.

– Wiesz, że jestem stworzeniem na wskroś miejskim. – Sandra odetchnęła głęboko świeżym powietrzem. – To miejsce nie jest złe. Szkoda, że Eve wcześniej mi nie powiedziała o pięknym widoku na jezioro.

– Mówiłam ci – zaprotestowała Eve. – Nie chciałaś słuchać.

– Dość tu pusto. Nie ma innych domów nad jeziorem?

– Nie, Joe kupił całe jezioro i otaczającą je ziemię, i nie chce nikomu odsprzedać ani kawałka.

– To brzydko z twojej strony, Joe.

– Lubię samotność, kiedy tu przyjeżdżam – odparł, zamykając bagażnik. – Mam dość ludzi w mieście. Nikt nie wie, że mam to miejsce. Oprócz paru dobrych przyjaciół – dodał, uśmiechając się do Eve.

– Dom jest chyba wygodny i przytulny – zauważyła Sandra.

Eve zawsze lubiła ten rodzaj domu: niewielki, dobrze rozplanowany, z wieloma oknami, przez które wpadało słońce.

– Chodź i zobacz, jak jest w środku – zaproponowała matce.

– Muszę wracać do miasta. Ron nie lubi, gdy nie ma mnie na kolacji.

– Możesz do niego zadzwonić.

Sandra potrząsnęła głową.

– Nie jestem głupia. Nie chcę, żeby się przyzwyczaił do samotnych posiłków. Zadzwonię do ciebie jutro. – Mocno uściskała Eve. – Witaj w domu, dziecino. Tęskniłam za tobą. – Cofnęła się o krok i spojrzała na Joego. – Zawieźć cię do miasta?

– Mam tu swój samochód. Dzięki, Sandro.

– Nie ma za co. – Sandra usiadła za kierownicą i włączyła silnik. – Do zobaczenia!

Eve patrzyła za samochodem, dopóki nie znikł jej z oczu, a potem pomogła Joemu wnieść bagaże do domu.

– Wiesz co, ja tego nie rozumiem – powiedział Joe, kręcąc głową. – Nie widziałyście się od przeszło roku, a mimo to twoja matka nie może opuścić kolacji z przyjacielem. W dodatku ty nie masz nic przeciwko temu.

– Nie musisz nas rozumieć, wystarczy, że rozumiemy się wzajemnie. – Nikt, kto nie przeżył koszmaru jej dzieciństwa, nie był w stanie tego pojąć. Blizny zostały na zawsze, ale Eve i Sandra wykorzystały sytuację do ułożenia takich stosunków między sobą, aby dało się z tym żyć. – Mama jeszcze nigdy w życiu nie miała kogoś stałego, nic więc dziwnego, że się zachowuje, jak się zachowuje. Nieźle ją trafiło, co?

– Mhm. – Joe otworzył drzwi wejściowe. – Wydaje się, że nie ma nic przeciwko temu.

– Nie. – Eve urwała na chwilę. – Dziwnie się tu czuję bez Dianę.

– Dlaczego? Bywałaś tu przecież, nim się ożeniłem. Dianę nigdy nie lubiła tego domu. Wolała bardziej cywilizowane miejsca.

Eve rozejrzała się i przypomniała sobie, że zawsze dotychczas witał ją tu pies Joego.

– Gdzie jest George? Trzymasz go w mieście?

– Nie, wzięła go Dianę. Mnie nigdy nie ma w domu. U Dianę jest mu zdecydowanie lepiej.

– Na pewno było ci przykro.

– Tak. Kocham tego psa.

Joe otworzył drzwi i wskazał jej przeznaczoną do pracy część pokoju.

– O mój Boże! – Kamery wideo, komputer, stół do pracy i specjalny postument. – Skąd to wszystko wziąłeś?

– Z twojej pracowni w mieście. Przywiozłem całe wyposażenie, które odkupił ci w zeszłym roku ubezpieczyciel. Chyba o niczym nie zapomniałem.

– Chyba nie. – Eve weszła do środka. – Zaspokoiłeś wszystkie moje potrzeby.

– To jest mój cel w życiu – odparł ze śmiechem Joe. – Przygotowałem też zapas żywności. Zimno tu. – Podszedł do kominka i ukląkł przed ułożonymi polanami. – Przed wyjazdem rozpalę ogień.

– Nie zostaniesz tu?

Potrząsnął głową.

– Szukają cię dziennikarze. Odnalezienie tego domu jest trudne, ale nie niemożliwe. Muszę coś wymyślić, żeby ich zmylić. – Przerwał. – I powiem Sandrze, żeby tu nie przyjeżdżała, dopóki nie skończysz. Ktoś może za nią jechać. Jeśli będziesz się chciała czegoś dowiedzieć, pytaj przez telefon, dobrze?

– Dobrze. – Wspomniał o wszystkim oprócz najważniejszej rzeczy. – Kiedy dostanę czaszkę?

– Jutro. Jest wciąż u doktora Comdena, antropologa, który robił badanie. Wezmę zezwolenie z policji, odbiorę czaszkę i przywiozę ci ją jutro po południu. Zadzwonię, gdyby coś się zmieniło. – Ruszył do drzwi. – Tymczasem postaraj się przespać. W samolocie spałaś najwyżej godzinę.

– Dobrze. Ale najpierw zadzwonię do Logana i powiem mu, że doleciałam w porządku.

– Nie spodziewa się telefonu od ciebie.

– Mimo to go doceni. Nie zamierzam wyrzucać go z mojego życia tylko dlatego, że nie jesteśmy już parą. Nie zasłużył sobie na to.

Joe wzruszył ramionami.

– Nie będę się z tobą kłócił. Tylko nie daj się wyprowadzić z równowagi. Musisz wypocząć.

– Odpocznę.

– Mówię poważnie. Nie wiemy, jak zareagujesz na widok tej czaszki, zwłaszcza jeśli będziesz zmęczona. Nie chcę, żebyś się załamała.

– Nie załamię się.

– Prześpij się – powtórzył, zamykając za sobą drzwi.

Eve podeszła do okna i przyglądała się Joemu, który poszedł do garażu po swego dżipa. Kilka minut później wyjechał i znikł za załomem drogi.

Została sama.

Słońce, które dotykało już jeziora, stało się nagle bledsze i chłodniejsze. Po drugiej stronie sosny rzucały cień, który rozciągał się wokół niczym ciemny koc. Eve zadrżała, podeszła do kominka i wyciągnęła ręce do ognia. Przyjemne ciepło pokonało dojmujący chłód.