Выбрать главу

Nawet tych kilka Aes Sedai, które wiedziały o wszystkim, nie mogły zrozumieć, co Min właściwie robi. Czasami widziała obrazy i aurę otaczającą ludzi, a niekiedy rozumiała nawet, co oznaczają.

Podszedł Masuto, chcąc zamieszać gulasz długą, drewnianą łyżką. Spojrzał na nich, potem przyłożył palec do długiego nosa i uśmiechnął się szeroko, nim odszedł.

— Krew i popioły! — wymamrotała Min. — Zapewne uznał nas za parę zakochanych, szepczących sobie przy ognisku.

— Jesteś pewna? — Spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczami, więc dodał pośpiesznie: — Jeśli chodzi o Leyę.

— Tak ma na imię? Wolałabym nie wiedzieć. Przez to zawsze jest jeszcze gorzej, wiedzieć i nie być w stanie...

Perrin, widziałam jej twarz, unoszącą się w powietrzu nad jej ramieniem, pokrytą krwią, z wytrzeszczonymi oczyma. Przy takiej wizji nie może być pomyłki, wszystko jest jasne. — Zadrżała i szybko zatarła ręce. — Światłości, żałuję, że nie dane mi jest oglądać bardziej szczęśliwych rzeczy. Wydaje się, że wszystkie radosne rzeczy zniknęły już z tego świata.

Otworzył usta, by zaproponować ostrzeżenie Leyi, ale zaraz zamknął je ponownie. W tym, co Min widziała i wiedziała nie mogło być najmniejszej pomyłki, niezależnie od tego, czy były to dobre rzeczy czy złe. Jeżeli była pewna tego, co mówi, zdarzenie następowało.

— Krew na jej twarzy — wymruczał. — Czy to znaczy, że padnie ofiarą przemocy?

Skrzywił się, jakoś zbyt łatwo przyszło mu powiedzieć coś takiego.

„Ale co mogę zrobić? Jeżeli powiem Leyi, jeżeli w jakiś sposób przekonam ją, że mówię prawdę, przeżyje swe ostatnie dni w strachu, a mnie i tak nie uda się niczego zmienić”.

Min przytaknęła krótkim skinieniem głowy.

„Jeżeli ona zginie na skutek przemocy, oznaczać to może atak na obóz”.

Ale przecież każdego dnia rozsyłano zwiadowców, a straże stały dzień i noc. Poza tym Moiraine ze swej strony osłoniła jakoś miejsce ich pobytu, a przynajmniej twierdziła, że jakikolwiek stwór Czarnego musiałby się znaleźć w samym środku, żeby je zobaczyć. Pomyślał o wilkach.

„Nie!”

Zwiadowcy odkryją każdego człowieka lub potwora, który postanowi podkraść się do obozu.

— Czeka ją długa droga powrotna do swego ludu powiedział na poły do siebie. — Druciarze nie mogliby dojechać swymi wozami dalej niż do podnóży gór. Kiedy będzie wracała, wszystko może się zdarzyć.

Min pokiwała ze smutkiem głową.

— A nie ma nas wystarczająco wielu, żeby chociaż przydzielić jej jednego strażnika. Nawet gdyby to mogło coś pomóc.

Powiedziała mu — usiłowała ostrzegać ludzi o niedobrych rzeczach, które ich czekały, kiedy, w wieku lat sześciu lub siedmiu, po raz pierwszy zrozumiała, że nie wszyscy widzą to, co widzi ona. Nie powiedziała nic więcej, miał jednak wrażenie, że jej ostrzeżenia pogarszają tylko bieg wypadków, o ile w ogóle ktoś jej wierzył. Przekonanie się do wizji Min wymagało pewnego wysiłku, jeśli nie miało się dowodu.

— Kiedy? — zapytał.

Własne słowo zabrzmiało w jego uszach odgłosem zimnym i twardym, niczym stalowy rezonans.

„Nie mogę nic zrobić dla Leyi, ale być może uda mi się dociec, czy grozi nam atak”.

Usłyszawszy, co powiedział, wyrzuciła dłonie w górę. Przemówiła jednak ściszonym głosem.

— To nie jest tak. Nigdy nie potrafię powiedzieć, kiedy coś się zdarzy. Wiem tylko, że tak będzie, jeśli w ogóle rozumiem, co to ma być. Nie rozumiesz. Widzenia nie pojawiają się wtedy, gdy chcę, podobnie jest ze zrozumieniem. Po prostu przydarzają mi się, a czasami wiem, co oznaczają. Coś wiem. Niewiele. To po prostu się dzieje samo. — Próbował wtrącić jakieś słowo pocieszenia, ale nie dała mu dojść do głosu, myśli wylewały się z niej strumieniem, którego nie potrafił zatamować. — Jednego dnia jestem w stanie zobaczyć rzeczy otaczające człowieka, ale następnego wszystko znika i tak ciągle. Przez większość czasu wokół nikogo niczego nie widzę. Oczywiście, Aes Sedai zawsze otaczają obrazy, strażników również, chociaż wizje dookoła nich są zawsze dużo trudniejsze do zrozumienia niż w przypadku innych ludzi. Obdarzyła Perrina na poły ukradkowym, przenikliwym spojrzeniem. — Do niektórych innych odnosi się to również.

— Nie mów tylko, co widzisz, kiedy patrzysz na mnie — zaprotestował ochrypłym głosem, potem wzruszył potężnymi ramionami.

Nawet jako dziecko był mocniej zbudowany od swoich rówieśników, szybko nauczył się więc, jak łatwo można zrobić ludziom krzywdę, choćby w wyniku prostego przypadku, tylko dlatego, że jest się od nich większym. Stał się więc szczególnie uważny i ostrożny, kiedy zaś zdarzało mu się okazać gniew, zawsze potem tego żałował.

— Przepraszam, Min. Nie powinienem warczeć na ciebie. Nie miałem zamiaru okazać się niegrzeczny.

Rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.

— Nie czuję się urażona. Niewielu ludzi chciałoby znać to, co ja widzę. Światłość jedna wie, że ja najchętniej pozbyłabym się tego daru, gdyby był ktoś inny, kto potrafiłby to robić.

Nawet Aes Sedai nie słyszały nigdy o kimś, kto miałby taki talent jak ona. Widziały w nim „dar”, nawet jeżeli ona myślała inaczej.

— To dlatego, że żałuję tak strasznie, iż niczego nie mogę zrobić dla Leyi. W przeciwieństwie do ciebie, nie potrafię tak tego zostawić, wiedzieć i nie być w stanie niczego zrobić.

— Dziwne — powiedziała cicho — jak ty bardzo wydajesz się troszczyć o Tuath’anów. Oni są skrajnie spokojni, a zawsze widziałam tyle przemocy wokół...

Odwrócił głowę, a ona przerwała w pół słowa.

— Tuath’anie? — Doleciał ich głęboki głos, przypominający bzyczenie gigantycznego trzmiela. — O co chodzi z Tutah’anami?

Ogir podszedł, aby przyłączyć się do nich przy ognisku, zaznaczając miejsce w czytanej książce palcem wielkości dużej kiełbasy. Cienka smuga dymu unosiła się z trzymanej w drugiej dłoni fajki. Jego kaftan z wysokim kołnierzem, zrobiony z ciemnobrązowej wełny, zapięty był po samą szyję, u dołu zaś rozszerzał się nad zwiniętymi cholewami wysokich butów. Perrin ledwie sięgał mu do piersi.

Twarz Loiala mogła przerazić niejedną osobę — nos dostatecznie szeroki, aby można go było określić jako pysk, nazbyt wielkie usta. Oczy wielkości spodków, znad których grube brwi zwisały jak wąsy niemalże aż na policzki, uszy porośnięte długim włosem i zakończone pędzelkami. Ci, którzy nigdy nie widzieli Ogira, brali go za trolloka, chociaż trolloki dla większości z nich były w równym stopniu legendą co Ogirowie.

Szeroki uśmiech Loiala przygasł odrobinę, a oczy mrugnęły, kiedy zdał sobie sprawę, że im przeszkodził. Perrin zastanawiał się, jak ktokolwiek mógłby obawiać się Ogira, poznawszy go choć odrobinę bliżej.

„A jednak niektóre dawne opowieści widzą w nich srogich i nieubłaganych wrogów”.

Nie potrafił w to uwierzyć. Ogirowie nie byli niczyimi wrogami.

Min opowiedziała Loialowi o przyjeździe Leyi, ale ani słowa o tym, co widziała. Zazwyczaj nie dzieliła się z nikim informacjami na temat swoich wizji, szczególnie wówczas, gdy były niepomyślne. Zamiast tego dodała:

— Powinieneś wiedzieć, jak ja się czuję, Loial, pochwycona znienacka pomiędzy Aes Sedai i tych ludzi z Dwu Rzek.

Loial mruknął coś wymijająco, ale Min najwyraźniej wzięła to za wyraz zgody.

— Tak — ciągnęła dalej, wymawiając dobitnie słowa. — Żyłam sobie spokojnie w Baerlon i odpowiadało mi takie życie, kiedy nagle pochwycono mnie za skórę na karku i rzucono Światłość jedna wie dokąd. Cóż, równie dobrze mogę znajdować się tutaj. Moje życie nie należy już do mnie, odkąd spotkałam Moiraine i tych wieśniaków z Dwu Rzek. — Zwróciła oczy w kierunku Perrina, wydymając wargi. — Wszystko, czego pragnę, to żyć tak, jak mi się podoba, zakochać się w mężczyźnie, którego wybiorę... Jej policzki pokraśniały nagle, musiała odkaszlnąć. Chciałam powiedzieć, cóż złego jest w pragnieniu życia bez tych wszystkich wstrząsów dookoła?