Theresa pośpiesznie nakryła do stołu, podała gościom przekąski, a wtedy oni wyjawili, z czym przychodzą.
– Była u mnie Berengaria – zaczął Dolg. – Martwi się o ciebie, Thereso. I muszę powiedzieć, że nie tylko ona. W tej sytuacji postanowiliśmy po prostu przyjść do ciebie i zapytać, co cię dręczy.
Oj, przestraszyła się Theresa Oj, co robić? By zyskać na czasie i zebrać myśli, zaczęła mówić o czymś zupełnie innym:
– Czy jest coś nowego w sprawie „woreczka na duszę Griseldy”?
– Niestety nie – odparł Armas. – Absolutnie nic.
Nagle Theresa znalazła rozwiązanie. Przecież nie musi wspominać o Erlingu. Wystarczy, że powie im o tym swoim drugim zmartwieniu. Może jej pomogą? Zastanawiała się przez chwilę, szukała odpowiednich słów.
Armas… jaki urodziwy mężczyzna wyrósł z miłego synka Fionelli! Theresa zawsze miała słabość do tego chłopca, od początku zapowiadał się znakomicie. A obok niego Dolg, jej ukochany wnuk, dziecko, przez które tyle wycierpiała. I taki samotny, taki samotny!
Jak to dobrze, że znalazł przyjaciela w Marcu! Jak to dobrze, z rozczuleniem patrzyła na tych trzech wspaniałych mężczyzn przed sobą.
Błądząc myślami gdzie indziej, poklepała swego starego przyjaciela Nera, po czym rzekła wolno:
– To prawda, że w ostatnim roku jestem dość przygnębiona. To oczywiście głupio z mojej strony, bo przecież mam tu wszystko, czego mogłabym pragnąć. – Teraz nie myślała o przykrościach związanych z Erlingiem, ale generalnie o swojej sytuacji życiowej. – Wiem, że uznacie mnie za osobę marudną, ale chyba nie powinnam mieszkać tutaj, w takim wspaniałym mieście jak Saga, powinnam raczej zostać przeniesiona do miasta nieprzystosowanych, ale… No cóż, wiec chciałam wam powiedzieć, że strasznie tęsknię to domu, do Theresenhof!
Całkiem wbrew swojej woli zaczęła płakać. W ten sposób udręka wielu miesięcy znalazła w końcu ujście.
Marco położył niezwykle kształtną dłoń na jej ręce.
– Nie ty jedna w Królestwie Światła pragniesz znaleźć się znowu w zewnętrznym świecie, nie ty jedna. Ja nie, oczywiście, ja bym nie chciał wracać. Ale na przykład wszyscy mieszkańcy miasta nieprzystosowanych. I nie tylko oni. Jest tu więcej takich, którym zdarza się wzdychać z tęsknoty za starym światem. To naturalne.
– Dziękuję. Ale ja… ja pochodzę ze starej szkoły, jak wiesz. Urodziłam się do życia na cesarskim dworze. Zostałam stamtąd usunięta. I tak fantastycznie się czułam na swoim wygnaniu w Theresenhof. Och, Marco, gdybym tylko mogła tam się znowu znaleźć! Ale wiem, że to niemożliwe. Wiem, że nie ma drogi powrotu, i ta świadomość mnie przytłacza.
– Ależ oczywiście istnieją drogi na zewnątrz! Można wyjść. Tylko my nie chcemy nikogo wypuszczać, bo nasz świat stałby się tam znany, a wtedy idylla tu w królestwie musiałaby się skończyć. Ludzie na ziemi nie spoczęliby, dopóki by nie „odkryli” Królestwa Światła.
Theresa siedziała w milczeniu. Nawet jak na osobę trzydziestopięcioletnią wyglądała bardzo młodo, teraz jednak zły nastrój zrobił swoje i twarz księżnej się postarzała. Theresa szeptała przygnębiona:
– Chciałabym tylko zobaczyć Theresenhof, tylko jeden jedyny raz, i byłabym zadowolona.
Tym razem Theresa mijała się z prawdą. Od dawna wiedziała, że pragnie czegoś więcej. Chciała tam zostać i umrzeć. Zwłaszcza teraz, kiedy utraciła miłość Erlinga. Chociaż to ostatnie przekonanie dyktowała jej gorycz. W głębi duszy wiedziała, że Erling nadal ją kocha. Tylko ta oszałamiająco piękna młoda kobieta wprowadziła zamieszanie do jego duszy. On tego nie chciał, ale czyż możemy kierować swoimi pragnieniami?
Mężczyźni spoglądali po sobie pytająco. Marco skinął głową, a potem powiedział:
– Thereso, porozmawiamy z Ramem i Talorninem. Może otrzymasz pozwolenie. Wszyscy przecież ci ufamy, wiemy, że nie będziesz opowiadać o Królestwie Światła. Erling też tego nie zrobi.
– Och, ja miałam zamiar jechać sama – rzekła pośpiesznie. – Erling ma tutaj przecież ważną pracę. A ja wkrótce wrócę.
– Nie możesz jechać całkiem sama – uśmiechnął się Marco. – Musi ci towarzyszyć Obcy lub Strażnik.
– A więc to już miało miejsce przedtem? Już dawniej ludzie stąd wyjeżdżali?
– Bardzo rzadko. Ale zdarzało się, owszem.
Theresa zastanawiała się przez chwilę.
– Zaraz… no właśnie, chciałabym mimo wszystko kogoś ze sobą zabrać. Nasz stary przyjaciel Heinrich Reuss strasznie by chciał wrócić na ziemię. I czy poza tym mogłabym wziąć jeszcze dwie osoby?
– Kogo masz na myśli? – spytał Marco z wahaniem.
– Dwoje moich wnuków. Oboje są teraz bardzo przygnębieni i potrzebują odmiany, a także czegoś, co by zajęło ich myśli.
– Chodzi ci o Berengarię?
– Tak. I o Dolga.
– Nie, ale ja… – zaczął syn Czarnoksiężnika zaskoczony. Zaraz jednak przerwał sam sobie. – Babciu, my też mamy do ciebie pewną sprawę! O mało nie zapomniałem. Tak, rzeczywiście jestem smutny, ponieważ nie mogę sprawić, by szlachetne kamienie odzyskały blask. Czy pamiętasz, jak kiedyś nam obojgu udało się je oczyścić po dotknięciu brudnych palców kardynała? Zrobiliśmy to my, ty i ja. Pomyślałem więc teraz, że poproszę o pomoc ciebie i Uriela, bo wciąż nosicie w sobie czystą wiarę w Boga. I czy nie sądzisz, że Sassa jest na tyle niewinna, by mogła nam pomóc?
Twarz Theresy rozjaśniła się.
– Sassa, tak! Ona jest niewinna jak dziecko, czasami nawet uważam, że jest zbyt dobra. Chętnie obie ci pomożemy. Musisz się jednak śpieszyć, bo Ellen i Nataniel mają jutro zabrać dziewczynki do Nowej Atlantydy. Ale… pomogę ci pod pewnym warunkiem.
Dolg czekał,
– Pod warunkiem, że będziesz mi towarzyszył do zewnętrznego świata. Przy tobie czułabym się bezpieczna.
Obdarzony gorącym sercem Dolg uśmiechnął się, jak zawsze w jego uśmiechu był smutek.
– Zgoda, jesteśmy umówieni. Nawiążę teraz kontakt z Urielem i Sassa i poproszę, żebyście wszyscy przyszli do mnie dzisiaj po południu.
Goście odeszli, zostawiając Theresę w znacznie lepszym nastroju Uzgodnili, że podróż do zewnętrznego świata powinna nastąpić możliwie jak najszybciej. Trzej mężczyźni musieli tylko przedtem porozmawiać z Ramem i Talorninem, by uzyskać ich pozwolenie.
Machała im na pożegnanie z okna. Kiedy jednak zniknęli jej z oczu, ponure myśli znowu powróciły. Erling… och, tak ją to bolało, że niemal cała radość z porozumienia z Dolgiem znowu zniknęła. Ale nie do końca.
Gdyby tak miała kogoś, komu mogłaby się zwierzyć! Ale nie chciała rozmawiać z nikim za plecami Erlinga. Poza tym duma jej na to nie pozwalała. Nie jest zabawnie opowiadać, że człowiek jest zdradzany.
Nagle twarz jej się rozjaśniła. Już wiedziała, z kim mogłaby porozmawiać o tej sprawie!
Sol z Ludzi Lodu!
Od dawna istniało głębokie porozumienie między pochodzącą z wysokiego rodu Theresą von Habsburg i Sol, dziewczyną, która dorastała w strasznej nędzy w zapomnianej przez wszystkich górskiej dolinie w Norwegii, bo przyniosła na świat przekleństwo Ludzi Lodu, którego nigdy nie zdołała w sobie pokonać.
Ale Sol potrafiła zachowywać się niczym prawdziwa arystokratka, kiedy tylko chciała. W pewnym sensie Sol przypominała kameleona. Kiedy rozmawiała z księżną, ani w zachowaniu Sol, ani w jej języku nie było cienia wulgarności, chociaż przy innych okazjach…
Inny powód, dla którego Theresa wybrała akurat Sol, to to, że słynna wiedźma z Ludzi Lodu była bardzo dyskretna, nie należała do rodziny, a poza tym jako duch znajdowała się poza ludźmi z otoczenia Theresy.
Sol uratowała także księżnę w kilku nieprzyjemnych sytuacjach o mniejszym znaczeniu. Niewidoczna, naprawiała drobne błędy, które zdarzało się Theresie popełniać. A takich przysług dama jej pokroju nigdy nie zapomina.