Poza tym w ich wzajemnych stosunkach liczyło się także i to, że księżna była pozbawiona wszelkiego snobizmu. Używała swoich tytułów jedynie w przypadkach, kiedy mogło to mieć praktyczne znaczenie.
To Marco przedstawił kiedyś księżnej swoją kuzynkę Sol. Przeczuwał chyba, że te dwie kobiety mają wiele wspólnego, chociaż na pierwszy rzut oka nic nie mogło na to wskazywać. Z czasem nawiązała się między nimi serdeczna przyjaźń, taka, która najchętniej obywa się bez słów, oparta na wzajemnym bezgranicznym zaufaniu.
Dlatego teraz Theresa poprzez Marca wezwała Sol. Krótki telefon do Marca, bez wyjaśniania powodów, rzecz jasna, i czarownica z Ludzi Lodu natychmiast się pojawiła, uszczęśliwiona, że ktoś jej potrzebuje i będzie nareszcie mogła coś zrobić. Bezczynność minęła, przynajmniej na jakiś czas.
7
– To przecież głupstwa – mówiła Sol, siedząc w salonie Theresy. – Lenore nic dla Erlinga nie znaczy. On należy do ciebie, księżno!
Już dawno temu nikt nie nazywał Theresy księżną. Wydało jej się to… nieoczekiwane.
– Ale jest zafascynowany – powiedziała bezbarwnym głosem.
– Oczywiście, że jest. Jest też zafascynowany dziełami Michała Anioła. A także wspaniałością kwiatów tutaj, w Królestwie Światła. Lenore to rzeczywiście piękność, temu nikt nie może zaprzeczyć, a piękno zawsze ma wielką siłę przyciągania. Ale brak jej wdzięku. Spójrz na Rama! On wybiera Indrę, stawiając ją przed Lenore, którą mógłby mieć, gdyby tylko palcem kiwnął. Spójrz na tego okropnego Hannagara, który wolał niejaką Elję! Nie masz się czego obawiać, Thereso.
– Dziękuję ci, Sol! Myślę jednak, że on jest oślepiony, nie widzi jej błędów.
– No to ja mu je pokażę, możesz na mnie polegać!
– Nie, nie wolno ci nic mu powiedzieć!
– I wcale nie potrzebuję. Już ja się tym zajmę, Thereso, w bardzo dyskretny, ale skuteczny sposób. Erling nawet mnie nie zobaczy. Zobaczy jednak Lenore taką, jaka naprawdę jest.
Theresa ustąpiła z bladym uśmiechem. Nie powinna była nic mówić. Ale jak słodko jest ulżyć biednemu sercu! A Sol ma w sobie tyle wyrozumiałości. Na Sol można polegać, ona nie roznosi plotek.
– Słyszę, że wybierasz się do zewnętrznego świata – rzekła główna wiedźma Ludzi Lodu. – Podobno i Ram, i Talornin dali swoje przyzwolenie.
– Tak, to bardzo uprzejme z ich strony. Heinrich Reuss jedzie ze mną. I Berengaria. Dolgowi jednak nie pozwolili, potrzebują go tutaj, w Królestwie Światła. On się zresztą tym nie przejął, wcale nie tęskni do tamtych stron. Moim przewodnikiem będzie Armas, Obcy i Strażnik jednocześnie. Niestety, jest jeszcze za młody i sam nie dałby sobie rady. Wobec tego zabieramy Tella. Pamiętasz Tella? Strażnik z rodu Lemurów, który był z wami w Ciemności.
– Oczywiście, że pamiętam. Miał słabość dla Lenore.
– Uff, znowu – wyrwało się Theresie.
– Nie bój się! Uwolnił się od niej całkiem jeszcze na pokładzie Juggernauta. A na dodatek Lenore tak okropnie się zblamowała w czasie kwarantanny. Teraz Tell jej nie cierpi.
Theresa nie mogła opanować szerokiego uśmiechu.
– Słyszę, że wybieracie się dziś wieczorem do Dolga, by oczyścić kamienie – rzekła Sol. – To wspaniale, z pewnością wam się uda.
– No nie wiem – powiedziała Theresa sceptycznie. – Sassa i Dolg, a także Uriel, na pewno sobie poradzą. Ale nie jestem pewna, co z moją siłą. Ostatnio jestem tak bezbożnie zazdrosna.
– Och, to przecież takie ludzkie! Zazdrość jest uczuciem, które dobry Bóg dał nam, ludziom, razem z innymi uczuciami. Ważne jest to, co człowiek z tym zrobi. Moim zdaniem można się nawet zakochać w kimś innym niż własny małżonek. Człowiek nic na to nie poradzi. Ale od zakochania do zdrady długa droga. Jeśli jesteś zazdrosna, to jesteś. Przez to samo jeszcze nie naruszasz zasad swojej wiary. Dopiero gdybyś z powodu tego uczucia postępowała wbrew tym zasadom, będzie niedobrze. Och, nie, zaczynam cię pouczać, ja, ostatnia osoba, która miałaby do tego prawo. Ty, która jesteś przykładem dla wszystkich, i ja, z najdłuższą chyba listą grzechów!
– Nie lubię słowa „grzech” – uśmiechnęła się Theresa. – Jest takie… wrogie człowiekowi, a poza tym głupie. Porozmawiajmy o czymś innym! Słyszałam, że Ram powierzył ci odpowiedzialne zadanie? To bardzo rozsądne z jego strony!
– Zadanie będzie aktualne jedynie pod warunkiem, że Griselda zdoła powrócić. Wtedy spocznie na mnie niezwykle przyjemny i przynoszący zadowolenie obowiązek, by spróbować zwalczyć tę bestię. Będzie to wyjątkowa radość!
– Ona była silna – ostrzegła Theresa. – Jest niepospolicie zdolna jako wiedźma i równie niebezpieczna.
– Wiem o tym. I właśnie to sprawia, że zadanie, jakie mi przydzielono, przepełnia mnie taką dumą. Wiesz, prosiłam Marca, bym mogła znowu stać się prawdziwym, żywym człowiekiem, ale kiedy Ram zlecił mi tę sprawę, zwróciłam się do Marca z prośbą, żeby poczekał. Jako zwyczajny, śmiertelny człowiek nie zdołałabym pokonać Griseldy, chociaż sama również znam różne sztuczki. Jako duch jednak mogę ściągnąć na nią prawdziwe problemy. Żyję teraz tylko nadzieją, że ona wkrótce wróci.
– A ja tego nie pragnę, ufam, że chłopcy znajdą woreczek. Czy jeszcze im się to nie udało?
– Nie. Chociaż nie przestają szukać. Ale Królestwo Światła jest rozległe.
Wstały obie. Theresa musiała się zbierać do domu Dolga.
– A dlaczego ty nie miałabyś ze mną pójść? – powiedziała nieoczekiwanie.
Sol wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Ja? Czy sądzisz, że mam w sobie odpowiednio dużo czystości, by pomóc w przywracaniu blasku kamieniom?
– A dlaczego nie? – zapytała Theresa spokojnie. – A jak to było w Nowej Atlantydzie? Czy Dolg sam nie powiedział, że byłaś bardziej godna dotykać świętych kamieni niż cała gromada tamtych na biało ubranych mężczyzn? Czy kamienie kiedykolwiek dały znać, że nie życzą sobie twojej obecności?
– Nie – rzekła Sol po namyśle. – Ale to nie wystarczy. Pomyśl, ile razy przecinałam czyjeś życie?
– Ale też uratowałaś wielu. Nie pociąga się do odpowiedzialności żołnierza za to, co robił w czasie wojny. Nigdy nie zamordowałaś wartościowej osoby. Jedynie szumowiny.
– Nie, to niemożliwe, Thereso. Moje myśli też nie są specjalnie piękne.
– Człowiek ma prawo do brzydkich myśli, byle tylko nie wprowadzał ich w czyn. Teraz, jak widzisz, posługuję się twoimi własnymi słowami, dopiero tak powiedziałaś do mnie. Zaraz zadzwonię do Dolga i zapytam, co on na to. Czy zniesiesz odmowę?
– Niczego innego nie oczekuję.
Ale Dolg nie protestował. Powiedział, że dusza Sol jest równie czysta jak dusze innych ludzi, bo ma ona w sobie wiele dobroci, która z pewnością przeważa wszystkie jej drastyczne postępki.
– Weź ją ze sobą, to zobaczymy, jak kamienie zareagują, ja wyczuwam przecież w nich najmniejszą nawet zmianę – zakończył.
Bardzo, ale to bardzo sceptyczna Sol weszła do pięknego domu Dolga. Wie mogła zrozumieć, co miałaby tutaj do roboty, jednak z trudem ukrywała, jak ogromnie jest wzruszona, kiedy wszyscy ją witali, a zwłaszcza kiedy ze strony obu zmętniałych teraz kamieni nie pojawił się żaden protest. Mimo wszystko starała się trzymać na uboczu.
Mała Sassa ze swoim zredukowanym niemal do zera poczuciem pewności siebie trwała z rękami złożonymi na kolanach i obserwowała, jak zachowują się inni.
Dolg jako pierwszy rozmawiał z kamieniami. Dziewczynce wydawało się to trochę dziwne, żeby przemawiać do kamieni, ale wszystko wyglądało tak naturalnie, że uważnie słuchała. Dolg mówił o swoim smutku i rozpaczy z tego powodu, że klejnoty zostały zanieczyszczone przez złe siły, prosił je o wybaczenie, że użyto ich do tak niebezpiecznego przedsięwzięcia, jak ekspedycja do Ciemności. Mówił im o swojej miłości do nich i o staraniach, by je oczyścić, prosił kamienie, zwłaszcza farangil, by z jak najlepszą wolą przyjęły też wysiłki innych. Potem przedstawił kamieniom wszystkich obecnych. Właściwie Theresę znały bardzo dobrze, pomagała już kiedyś szafirowi dawno temu, w innym świecie i w innej epoce. Uriel został przedstawiony jako bardzo świątobliwy człowiek, który przez długi czas przebywał pośród aniołów, ale który wrócił na ziemię z powodu miłości do kobiety.