Выбрать главу

„A to jest Sassa – powiedział w końcu Dolg. – Sassa, czyli Alice Gard z Ludzi Lodu, która jako dziecko na ziemi wiele wycierpiała, utraciła ojca, a potem poczucie bezpieczeństwa u matki, zdołała je jednak odzyskać u rodziców swego ojca, Ellen i Nataniela Gardów z Ludzi Lodu. Marco, którego znacie i szanujecie, usunął z jej buzi brzydkie blizny po oparzeniu. Sassa jednak wciąż jest nieśmiała, zwłaszcza wobec obcych, i najchętniej spędza czas ze swoim kotem. Jest ufna niczym dziecko, wszystkim dobrze życzy, nie lubi tylko rozmawiać z tymi, których nie zna. Ale w towarzystwie swoich dziadków i przyjaciółek bywa wesoła i bawi się dobrze. Spójrzcie życzliwie na jej dobrą wolę, jest to dziecko o czystym sercu, które nigdy nikomu nie sprawiło bólu”.

Sassa była przestraszona, ale też i dumna, kiedy poproszono ją o udział w ceremonii. Teraz bała się strasznie, czy podoła zadaniu, i dygotała z napięcia.

Kiedy Dolg skończył przemawiać do kamieni, podał je Theresie i Urielowi. Sassa musiała na razie siedzieć spokojnie i czekać.

Księżna Theresa odmówiła jakieś modlitwy po łacinie, ponieważ była katoliczką. Potem również ona zwracała się wprost do kamieni, jakby to były żywe istoty, Sassa ledwo mogła w to uwierzyć, wiedziała przecież, że Theresa jest bardzo religijna. Dziewczynka nie mówiła jednak nic, siedziała i obserwowała innych.

Theresa wyjęła pięknie zdobiony srebrny flakonik, wyjaśniła zebranym, że to święcona woda, którą dostała od katolickiego księdza podczas ostatniej komunii w starym świecie. Przystępowała wtedy do spowiedzi i zwierzyła się księdzu, że wyrusza w długą, niebezpieczną podróż do nieznanego kraju, w którym prawdopodobnie nie ma katolickich kościołów. I teraz właśnie uznała, że może przeznaczyć odrobinę drogocennej wody, którą przez cały czas przechowywała. Spryskała kilkoma kroplami najpierw szafir, a potem farangil.

Sassa wpatrywała się w kamienie tak, że oczy zaszły jej łzami, nie widziała więc dokładnie, ale miała wrażenie, ze pod wpływem wody nieco pojaśniały. To niemożliwe, to chyba przywidzenie.

Teraz przyszła kolej na Uriela. Kiedy z przymkniętymi oczyma szeptał modlitwę, wszyscy widzieli, że oba kamienie wyraźnie nabrały blasku. Ani on, ani Theresa nie dotykali klejnotów, spoczywały one na aksamitnej poduszce i tylko z nią można je było wziąć na ręce.

Kiedy dawny anioł skończył, zwrócił się do Sassy ze swoim najsympatyczniejszym uśmiechem i poprosił ją, by wyciągnęła ramiona, to złoży na nich poduszkę z kamieniami.

Sassa, półżywa z wrażenia, wyciągnęła drżące ręce i przyjęła poduszkę, a Uriel pomógł jej zachować równowagę. Co mam powiedzieć? myślała gorączkowo. Nie znam takich pięknych modlitw jak Uriel i Theresa. Ale Dolg nie odmawiał modlitwy, on po prostu do nich przemawiał. Chyba i ja powinnam tak zrobić.

Zaczęła mówić cieniutkim głosikiem: – Drogi szafirze, kochany farangilu, tak strasznie was proszę, bądźcie dobre i stańcie się znowu czyste, bo my was bardzo kochamy i jesteśmy przygnębieni z powodu tych okropnych plam. To nasza wina, prosimy o wybaczenie i przyrzekamy, że nigdy więcej tego nie zrobimy – zakończyła, jąkając się.

Uff, jak to głupio i dziecinnie brzmiało! Kamienie nie mogą na to rea…

Oczy dziewczynki rozszerzyły się ze zdumienia, kiedy zobaczyła, że obie kule lśnią teraz prawie pełnym blaskiem. Ale tylko prawie. Są czyste, brak im natomiast charakterystycznego promiennego światła, gry mieniących się kolorów.

Dolg wziął od niej kamienie. Jako jedyny na świecie mógł bez ryzyka brać farangil w ręce bez żadnej osłony. Stał teraz, trzymając klejnoty w dłoniach. Wciąż skrępowana Sassa siedziała z poduszką na chudych rękach, Dolg powiedział parę słów do Uriela, który przejął od niej poduszkę i przeniósł do osoby siedzącej z tyłu za wszystkimi. Szczerze mówiąc, Sassa z przejęcia zapomniała, że czarownica z Ludzi Lodu również znajduje się w pokoju.

Sol machała rękami, jakby chciała ostrzec, że ona się do tego nie nadaje.

– Nie, nie pozwólcie, bym wszystko zniszczyła – wyszeptała i Sassa też się trochę tego bała, Sol jest przecież wiedźmą i w swoim czasie robiła wiele niedozwolonych rzeczy.

Dolg jednak nalegał. Poduszka została ułożona na wyciągniętych rękach Sol, a na poduszce kamienie. Sassa widziała, że tamta równie gorączkowo jak ona szuka słów, które mogłaby wypowiedzieć.

W końcu zaczęła:

– Ze względu na tych wszystkich z rodu Ludzi Lodu, którzy tyle wycierpieli przez wieki, ze względu na wszystkich innych ludzi, którzy byli wydani na łaskę złych sił, skazani na smutek i bezskuteczne poszukiwania domu… ze względu na nich wszystkich, proszę was, byście nadal były jasnym punktem w naszym mrocznym świecie. Okażcie miłosierdzie i wznieście się ponad to, że jestem taka niegodna! Tak bardzo pragnę zobaczyć was znowu w waszym mistycznym blasku!

Sassa widziała, że Sol wstrzymuje oddech.

Z kamieniami nic się właściwie nie działo. Przynajmniej jednak nie zmieniły się na gorsze, chociaż…

Z gardła Sol wyrwał się szloch radości i zaskoczenia. Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, a z oczu płynęły łzy.

– One mnie akceptują – wyszeptała prawie bez tchu. Śmiała się i płakała na przemian. – Zdaje mi się, że barwy się troszkę rozjaśniły!

– Oczywiście, masz rację – powiedział Dolg równie jak wszyscy inni wzruszony szczęściem Sol.

Syn Czarnoksiężnika ujął oba kamienie w ręce i trzymał je wysoko ponad głową, znowu coś szepcząc. Zgromadzeni patrzyli zafascynowani, jak powoli czerwone i niebieskie płomienie zaczynają oświetlać pokój, to było niczym triumf, największa radość, uniesienie, któremu się poddali.

Święte kamienie zostały oczyszczone. Smutek Dolga się skończył. Niestety, serce Theresy wciąż przepełniał żal, wciąż czuła ból w piersi.

8

Pisarskie umiejętności Griseldy nie były raczej olśniewające, listę wrogów skazanych na śmierć sporządziła w głowie. A pamięć miała znakomitą.

Wrogów było wielu, zajmie się nimi po kolei. Najpierw ten, który ją rozjechał, i jego głupia ukochana. Znała ich imiona: Jaskari i Elena. No i, naturalnie, ta cała Indra, która lata za Thomasem i z którą Griselda już dwa razy próbowała się rozprawić. Ale to nic, do trzech razy sztuka, jak mówią. Dalej Oriana. Ta jest najgorsza, bo głupi Thomas mizdrzy się do niej. Potem jeszcze tamte dwie beznadziejne smarkule, Siska i Berengaria. Z nimi nie będzie problemu. Najmniejszą, Sassa, w ogóle się nie przejmowała. Jest niegroźna. Naiwna. Bez znaczenia. Ponieważ Griselda pragnęła zdobyć Gondagila, musiała usunąć Mirandę. Strażnik Ram jest przedmiotem jej nienawiści, ten musi umrzeć! Ale Obcych nie odważy się zaatakować. Może oni zresztą są nieśmiertelni, głupio byłoby tracić drogocenne siły na walkę z nimi.

Jori… Jori był dla niej bardzo miły. W idiotyczny sposób wprawdzie, ale można go oszczędzić.

Ważną pozycję na liście zajmuje naturalnie ta przeklęta baba, która trzymała za plecami woreczek Griseldy, drażniła się z nią, znikała i pojawiała się zależnie od woli. Woreczka, rzecz jasna, nie miała, wszystko było blefem i oszustwem, ale Griselda da jej nauczkę! Z największą przyjemnością. Ktoś zwracał się do tej kobiety „Sol”. Co to znowu za dziwne imię? W epoce Griseldy nikt takich imion nie nosił.