Zachichotała pod nosem. W epoce Griseldy? W epokach, należałoby raczej powiedzieć. Przebywała bowiem na ziemi wiele, wiele razy. I teraz znowu zamierzała rozpocząć nowe życie, a potem jeszcze jedno i jeszcze. Dlatego wszystko musi być przygotowane. Najlepiej być przewidującym. Tym razem sprawa jest prosta, woreczek został uszkodzony przez głupiego Alego tylko trochę, można go znowu użyć. Trzeba go jedynie napełnić tym, co niezbędne, i zapleść porządnie rzemyki. Najważniejsze ze wszystkiego są zaklęcia. Jeśli brakuje jakiejś ingrediencji, to świat się od tego nie zawali. O wszystkim decyduje rytuał, to dzięki niemu dokonuje się odrodzenie.
Istniały jednak pewne problemy związane z ukryciem skórzanego woreczka. Miejsce za zasłoną było znakomite, bo zdejmuje się zasłony co dwa miesiące. Problemem jest Ali. On już nie da się nabrać po raz drugi. Tak więc… Griselda ma do wyboru: albo znaleźć inną kryjówkę, albo zlikwidować Alego. Po krótkim zastanowieniu podjęła decyzję.
Załatwi tę sprawę, kiedy już zdobędzie ubranie i niezbędne wyposażenie. To, co wtedy zobaczyła na ulicy, a co tak ją ucieszyło, to mężczyzna zdumiewająco do niej podobny. Liczył sobie, jak większość tutejszych mieszkańców, około trzydziestu pięciu lat, może trochę więcej, bo przecież żył w mieście nieprzystosowanych. Griselda już w pierwszych sekundach swego nowego życia zdecydowała się na ten właśnie wiek, mogła wyłonić się z trujących oparów jako kobieta w najlepszym wieku, właśnie około trzydziestu trzech lat. Była jednak naga jak zawsze, zanim zdążyła znaleźć jakieś okrycie.
Mężczyzna miał jeszcze jeden plus: wąsy i brodę, elegancko przystrzyżone, oraz dość długie, ciemne włosy. Nie był specjalnie wysoki, mniej więcej taki jak Griselda, a w rysach twarzy obojga dało się zauważyć zdumiewające wprost podobieństwo. Podobny kwadratowy podbródek, nos cienki i ostry dokładnie taki jak nos Griseldy, chociaż ona swój określała jako grecki. Nawet kolor oczu mieli ten sam, trochę wyblakły, niebieskoszary. Z tego, że różnili się kolorem włosów, wynika tylko pożytek, naiwnym wrogom Griseldy trudniej będzie ją rozpoznać.
Musiała się jednak śpieszyć. Mężczyzna szedł szybko wymarłą boczną uliczką.
W pewnej chwili ze zdumieniem usłyszał skradające się za nim kroki i zaraz potem oplotły go nagie, cuchnące kobiece ramiona. Przypomniał sobie, że już wcześniej czuł jakiś obrzydliwy siarczany odór, ciągnący od pojemników na śmieci, teraz jednak ten zapach dosłownie spadł na niego, mężczyzna był bliski omdlenia. To wszystko sprawiło, że nie stawiał zbyt dużego oporu, gdy owe blade kobiece ramiona zaciskały mu się na szyi i starały się przewrócić go na plecy. Kiedy padał, zdążył zobaczyć nagą kobietę o białej skórze i rubensowskich, pełnych kształtach, wpatrującą się w niego bezlitosnym wzrokiem. W jej oczach wyczytał śmierć, o niczym więcej jednak nie zdążył pomyśleć.
Griselda wciągnęła zwłoki w zarośla za śmietnikiem i zdarła z nich ubranie. Nagie ciało pokryła gałązkami i chrustem. Przeszukała starannie kieszenie zamordowanego, znalazła pieniądze, klucze i dokumenty, w ten sposób dowiedziała się, jak się nazywa i gdzie mieszka. Bardzo pożyteczne wiadomości! Nie mogła jednak pójść do mieszkania w jego ubraniu ze swoimi rudoblond długimi włosami Nie mogła też wyjść do miasta, by kupić sobie przyklejaną brodę i jakieś kobiece ubrania.
A może by tak zajrzeć do mieszkania Alego? Prawdopodobnie jest jednak zamknięte, a poza tym Ali ma jedynie męskie ubrania. Może poszukać w pojemnikach na śmieci?
Nie tracąc zbyt wiele czasu, zdołała w pośpiechu zebrać coś nadającego się do użytku. Tylko co zrobić z zapachem? To okropne, że ludzie nie są w stanie znieść takiej rozkosznej woni!
Chyba będzie się znowu musiała kąpać. Niech to diabli, nienawidziła kąpieli!
Bardzo niekompletne odzienie, szczerze powiedziawszy stara suknia i nic poza tym, sprawiało, że musiała być bardzo ostrożna. Upewniwszy się, że nikogo nie ma na ulicy, pobiegła w kierunku, w którym zmierzał tamten mężczyzna.
Bogu dzięki, mieszkał przy najbliższej przecznicy! Diabły musiały dzisiaj być po jej stronie, bo wszystko, co potrzebne, po prostu samo wpadało jej w ręce.
W miarę jak posuwała się w górę ulicy, domy wokół stawały się coraz bardziej eleganckie. Oj! Ulica łączy się z ruchliwym placem! Niedobrze, Griselda jeszcze nie chciała się pokazywać. Dwa czy trzy razy musiała się schować, bo ulicą ktoś przechodził lub przejeżdżał, ale teraz to wyglądało gorzej.
Zaczekała, aż przy podziemnym przejściu nie będzie nikogo, po czym ukryła się za kolumną i spojrzała przed siebie.
Uff, ulica była bardzo ruchliwa i jasna! Griselda zastanawiała się, czy nie powinna raczej zejść na dół, gdzie panował przyjemny mrok.
Ale dom znajdował się w pobliżu. Była naprawdę bardzo niedaleko. Właściwie kilka szybkich kroków i już…
Całe szczęście, że nareszcie znalazła się za bramą! Żeby jej tylko nikt nie zobaczył na schodach.
Naprawdę ten człowiek mieszkał bardzo elegancko! W porządku, w takim razie ma też pewnie sporo pieniędzy. Nie mogła trafić lepiej!
Weszła na właściwe piętro, odszukała drzwi. Imponująco długie, obco brzmiące nazwisko, ale to nazwisko znała już wcześniej z dokumentów.
Znalazła się w mieszkaniu. Chyba nikt z sąsiadów jej nie widział.
Griselda gwizdnęła przeciągle. Nie była osobą o przesadnie wyrafinowanym smaku, ale trochę się jednak nauczyła w ciągu tych wszystkich powrotów do życia, a tutaj w każdym najciemniejszym kącie aż pachniało wysoką kulturą. Ale chociaż było tak pięknie, wszystko świadczyło, że mieszkał tu samotny mężczyzna. To okropne! Jak biedna kobieta da sobie tutaj radę?
Chociaż z drugiej strony to lepiej, ma przecież występować w roli mężczyzny. Trzeba zaczynać natychmiast.
Drgnęła, słysząc jakieś głosy na schodach. Kilkoro ludzi najwyraźniej schodziło na dół.
– O, fuj, ale śmierdzi! – zawołał jeden z nich. – Czy ktoś tu wpuścił skunksa?
– Niech to diabli! – zaklęła Griselda półgłosem. – Żeby tylko nie weszli tutaj!
Głosy umilkły.
No więc kąpiel. Przede wszystkim powinna się wykąpać. Ale najpierw trzeba się upewnić, czy rzeczywiście ten dżentelmen mieszkał sam. Na szczęście nie dostrzegła w mieszkaniu śladów nikogo innego. Westchnęła ciężko. Przeklęta kąpiel! Woda. Na co komu woda? W wodzie to się można utopić.
Griselda wiele razy w ciągu swojej długiej historii przechodziła próby wody, jakim poddawano czarownice, i bardzo źle wspominała te przeżycia. Parskając gniewnie, napełniła wannę, przez chwilę podziwiała niebieskie marmury i pozłacane krany, po czym, zacisnąwszy zęby, zanurzyła się cała.
– Niech to diabli – mruknęła. – Czy naprawdę wciąż muszę przez to przechodzić?
Zdecydowanie zanurkowała i potem już spokojnie leżała. Wszyscy na jej miejscu rozkoszowaliby się luksusem i ciepłą kąpielą, ale nie ona. Griselda nie cierpiała całego Królestwa Światła i najchętniej wróciłaby znowu do zewnętrznego świata. Tam przynajmniej można żyć przyzwoicie. Można się nie myć, można pluć i przeklinać, i zachowywać się, jak kto chce. Tutaj wszyscy są tacy wymuskani i nudni, oburzają się, gdy tylko w towarzystwie komuś wypsnie się jakiś bąk albo ktoś inny beknie. A co w tym złego? Naturalne dźwięki są dobre dla zdrowia. Kąpiel natomiast zdrowa nie jest. Wysysa z człowieka siły i spłukuje rozkoszną ochronną warstwę.
W końcu mogła wypełznąć z tej przeklętej wanny, a potem wietrzyła mieszkanie długo i starannie. To wszystko były jej zdaniem niepotrzebne głupstwa, ale chodziło o to, by zakamuflować się skutecznie i nie budzić niczyich podejrzeń. A potem będzie można działać!