Chodziło o dwa jelenie, które trzymały się niedaleko miasta Saga. Helge bardzo dobrze wiedział, dlaczego akurat ta okolica tak im odpowiada. Siska i Tsi-Tsungga karmili je od samego początku, od chwili, gdy właśnie oni uratowali te zwierzęta, łanię z cielęciem. Rozumieli je znakomicie, Helge też chciałby tak rozumieć zwierzęta. Tsi i Siska przychodzili tutaj niezależnie od siebie, pewnego razu jednak Helge widział, że się spotkali. Nie zbliżył się wówczas do nich, patrzył tylko z daleka, nie chciał przeszkadzać. Ale to do jego obowiązków należała troska o zwierzęta, musiał je karmić i dbać o nie pod każdym innym względem. I traktował to zadanie z wielką powagą.
Bardzo łatwo było się obchodzić ze zwierzętami zwłaszcza od czasu, kiedy dostał „aparaciki mowy”. Zwierzęta miały do niego pełne zaufanie. Nie bały się, kiedy lądowała jego gondola ani kiedy sam się zbliżał, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Dwie łanie wchodziły właśnie w okres rui i trzeba je było trzymać w specjalnych zagrodach. Helge musiał dbać, by każdy z samców miał swój rewir, bo w przeciwnym razie podczas rykowiska dochodziło do bójek.
Młody Wareg był bardzo zadowolony i z siebie, i ze swojego stada.
Wysiadł z gondoli na rozległej polanie w pobliżu Sagi. Dzisiaj Siski nie będzie, pojechała do Nowej Atlantydy. Tsi natomiast zwykle zjawia się później. Helge znajdował się w lesie sam. Ale już teraz Paula była w drodze do niego, spotkają się niedługo.
Miało to być ich pierwsze umówione spotkanie, Helge chciał jej pokazać swoje jelenie. Matka o niczym nie wiedziała i uczucie podniecającej radości mieszało się z wyrzutami sumienia. Naprawdę nieładnie zachowuje się wobec matki, która tyle dla niego zrobiła i tak o niego dba. Ona powinna wiedzieć o tym spotkaniu, ale nie odważył się, po prostu nie mógł jej o tym powiedzieć. Matka mówi zawsze tyle brzydkich i złych słów o Pauli, nie potrafił zrozumieć dlaczego. Helge bowiem, choć dojrzały mężczyzna, był człowiekiem naiwnym.
Do nadejścia Pauli zostało jeszcze trochę czasu, położył się więc w soczystej trawie i rozkoszował się ciepłem oraz blaskiem Świętego Słońca. Całkowicie zgadzał się z Gondagilem, że to światło trzeba koniecznie przenieść również na terytorium Ciemności.
Nagle kątem oka dostrzegł coś, co zmusiło go, by przyjrzał się uważniej. Odwrócił głowę i natychmiast zerwał się na równe nogi.
Co to jest, na wszystkie bóstwa świata? Jakaś huldra czy inna mistyczna istota, jakich pełno w górach i lasach Królestwa Światła?
Nie, to człowiek! Kobieta! Do tego kompletnie naga, o długich rudoblond lokach. Stała bardzo niedaleko i w bardzo zachęcającej pozycji.
O bogowie, co ja mam teraz zrobić? myślał Helge bliski paniki. Paula przecież nadejdzie lada moment.
Griselda wydrapała paznokciem małego palca ostatnie resztki brązowej maści ze swego maleńkiego słoiczka. Dużo tego nie było, ale starczyło, by Helge poczuł, że ma najzupełniej teraz niepożądany wzwód. Nie podobała mu się ta kobieta, bo chociaż uśmiechała się do niego przymilnie, to oczy miała zimne i złe. Nie była ani ładna, ani brzydka, można by powiedzieć – pospolita, gdyby nie owo zło czające się w całej twarzy.
Chciał uciec, ale nieznajoma przyciągała go z wielką siłą…
Frida przewąchała jednak więcej, niż Helge się domyślał. Wyszpiegowała Paulę i wyciągnęła odpowiednie wnioski, kiedy zobaczyła, że okropna uwodzicielka gdzieś idzie. Zorientowała się od razu, że tamta zmierza na punkt obserwacyjny jej ukochanego syna.
Poszła więc za nią. Nikt nie będzie zawracał w głowie jej dziecku! Pomyśleć, że mogłaby utracić Helgego! Pomyśleć, że mógłby się ożenić z tą straszną kobietą i zostawić Fridę własnemu losowi w tym nieznanym kraju, w którym ona tylu rzeczy nie lubi!
Co by wtedy poczęła?
Trzeba zatem walczyć! Walczyć, dopóki nie jest za późno!
Oto idzie ta okropna baba! Niesie jakiś koszyk, wygląda na to, że wypełniony jedzeniem. Ach, więc mają zamiar urządzić sobie śniadanie na trawie? Przecież w takiej sytuacji wszystko się może zdarzyć!
Bez wahania dogoniła Paulę.
Jednym szarpnięciem starała się wyrwać koszyk przestraszonej „rywalce”.
– Sama się troszczę o jedzenie dla swego syna – syknęła ze złością. – Nie jesteśmy tacy biedni, żebyśmy musieli żyć z jałmużny!
Paula, którą Oriana zdążyła przestrzec przed Fridą, próbowała załagodzić sytuację.
– Och, czy to nie mama Helgego? Tyle wspaniałych rzeczy mi o pani opowiadał!
Frida stłumiła uczucie przyjemności, jakie sprawiły jej te słowa. Przybrała bardzo surowy wyraz twarzy.
– Mój syn nie biega dookoła i nie opowiada obcym o matce. Musiałaś to sama wymyślić, wszetecznico! A teraz jazda do domu! Ja cię znam i wiem, co o tobie mówią! Sama pójdę do Helgego, naprawdę nie masz tam nic do roboty.
– Ale on prosił, żebym przyszła.
– On? Wiesz, jak on ciebie nazywa? „Ta natrętna wywłoką, która się nigdy nie myje”!
Paula zbladła. Dolna warga zaczęła jej drgać.
– Nie wierzę… Poza tym ja naprawdę lubię czystość…
Frida ruszyła przed siebie marszowym krokiem. Paula jeszcze przez jakiś czas stała bezradna, patrzyła na koszyk, który Frida odrzuciła ze złością na ziemię, i myślała o tych wszystkich smakołykach, które przygotowywała wczoraj i dzisiaj rano, żeby sprawić radość Helgemu. W końcu stanowczo ruszyła w ślad za uprzykrzoną kobietą. Tak łatwo się nie poddam, myślała. Jeśli Helge rzeczywiście wygadywał na mnie te paskudne rzeczy, to niech mi je powtórzy osobiście.
Nagle obie stanęły jak wryte. Oto przed nimi jakaś kompletnie naga kobieta obejmowała białymi ramionami szyję Helgego, który stał dość zakłopotany. Wyglądało na to, że zaraz on też zacznie ją obściskiwać, choć najwyraźniej tego nie chce.
Niespodziewany, trudny do pojęcia widok. Żadna z przybyłych nie znała kobiety o falujących rudoblond włosach, Paula też nie, choć przecież mieszkała w Królestwie Światła już od dłuższego czasu. Bliska płaczu miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec z tego miejsca, ale nie mogła się ruszyć.
Tymczasem we Fridę wstąpiła furia. Ze strasznym rykiem rzuciła się ratować swego ukochanego synka od losu gorszego niż śmierć. I wtedy Paula też poczuła przypływ siły. W oczach Helgego dostrzegła panikę. Coś się w tym wszystkim nie zgadzało.
Paula słyszała o Griseldzie i o jej podniecającej maści, po której mężczyzn ogarnia szaleństwo. Właśnie dzisiaj rano rozmawiała z Orianą, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat Helgego i jego przygód w czasie ekspedycji, gdy przerażona Włoszka powiedziała jej, że rudowłosa wiedźma znowu jest na wolności i zdążyła już zamordować dwóch mieszkańców miasta nieprzystosowanych. Teraz Paula domyślała się, że to musi być owa niebezpieczna istota.
Frida jednak nie wiedziała, kogo ma przed sobą.
Kiedy Griselda spostrzegła dwie w najwyższym stopniu niepożądane osoby, na moment odwróciła uwagę od Helgego i wtedy on zdołał się jej wyrwać.
Jasnowłosy Wareg nie miał najmniejszej ochoty stać się obiektem rywalizacji aż trzech kobiet. Matki starał się nie dostrzegać, interesowała go tylko Paula.
– Ja nie mogłem nic zrobić, uwierz mi – wykrztusił. – To jakaś huldra, w dodatku szalona. Naprawdę, ona jest śmiertelnie niebezpieczna.
– Wiem o tym – odrzekła Paula blada jak ściana. – To Griselda.
– Oooch! – jęknął Helge przerażony.