– Najważniejsze, żeby odnaleźć tego jej „ducha”?
– Oczywiście! Wyobrażam sobie jednak, że teraz, kiedy wiedźma żyje, będzie to jeszcze trudniejsze. A jak dochodzenie? Dowiedzieliście się czegoś o tym zamordowanym? Kto to jest?
– Nie – odparł Rok. – Nikt nie jest poszukiwany. Ani w mieście nieprzystosowanych, ani w pozostałych częściach królestwa. Ale nie mamy jeszcze wszystkich informacji.
Ram kiwał głową.
– Teraz Sol będzie musiała zebrać siły i cały swój kunszt czarownicy. Nie możemy przecież w nieskończoność trzymać młodzieży w Nowej Atlantydzie. Sol ma niewiele czasu, by zlokalizować i unieszkodliwić Griseldę. Najpierw jednak musi odnaleźć miejsce, gdzie znajduje się ta jej przeklęta „dusza”.
– Teraz wiemy przynajmniej, jak wiedźma wygląda. Ma rude włosy i jest dorosła. Helge mówi, że to dojrzała kobieta, liczy sobie około trzydziestu pięciu lat. Zaraz zbiorę młodzież i przewiozę wszystkich gondolą do Nowej Atlantydy. Griselda w żaden sposób nie odkryje, co się z nimi stało.
Ram wyglądał przez okno.
– Chciałbym porozmawiać z Dolgiem i z Markiem. Może oni doradzą, jak ją odnaleźć. Jak ją wykurzyć z kryjówki, zanim zdąży zamordować więcej osób. Na razie ma na swoim koncie trzy, i to jest o trzy za dużo.
Żaden nie wypowiedział głośno tego, o czym obaj myśleli: Śmierć Fridy nie jest specjalnie wielką stratą. O takich sprawach się nie mówi.
Ram był zdenerwowany i pewnie się nie uspokoi, dopóki zagrożeni, a przede wszystkim Indra, nie znajdą się w bezpiecznym miejscu. Strażnicy robili, co mogli, by jak najprędzej zebrać całą gromadkę, i w końcu wyruszyli w drogę w dwóch dużych gondolach. Najpierw jednak Ram przesłuchał wszystkich po kolei, aby mieć absolutną pewność, że każdy jest naprawdę tym, za kogo się podaje, a nie podstępną wiedźmą w przebraniu. Indra nie mogła się powstrzymać od swoich złośliwości, kiedy ją badano, i Ram musiał się uśmiechnąć. Griselda nie dała się dotychczas poznać jako osoba obdarzona poczuciem humoru.
Indra tymczasem zaproponowała:
– A czy ja nie mogłabym zostać jako przynęta? Potrafiłabym tak ją udręczyć, że będzie miała dość.
– Dziękuję, o żadnej przynęcie nie może być mowy – przerwał jej Ram, zdjęty grozą na samą myśl o spotkaniu Indry z wiedźmą. – W każdym razie przynęta nie będzie miała na imię Indra!
– A ty? – przypomniała mu zatroskana. – Ciebie też Griselda musi nienawidzić.
– Na pewno tak jest, Ale przecież ja nadzoruję poszukiwania.
– Dbaj więc o siebie – szepnęła Indra i z rozpaczą ścisnęła jego dłoń. – Czyli, jak to mówią Szwedzi: „Idź do domu i zajmuj się sobą! I on poszedł do domu i zajmował się sobą”.
Ram patrzył na odlatujące gondole z uczuciem ulgi, lecz także żalu.
Potem odwrócił się i ze zdziwieniem potrząsał głową. Młody Tsi był niebywale podniecony tym, że leci do Nowej Atlantydy. Ciekawe dlaczego?
Myślał z niechęcią o tym, jak zachowa się Griselda, kiedy stwierdzi, że wszyscy jej wrogowie zniknęli.
Z wyjątkiem niego, oczywiście. I… Och, nie, jak mógł zapomnieć? Madragowie!
To przecież Madragowie zbudowali machinę śmierci, czyli Juggernauta. To znaczy machinę śmierci jedynie w rozumieniu Griseldy. Ram natychmiast wydał polecenie, by Madragów umieszczono w bezpiecznym miejscu.
Również inni mieszkańcy Królestwa Światła byli na łąkach wtedy, kiedy Griselda została zmiażdżona. Kilku Strażników, weterynarze i laboranci a także Lenore.
Ram nie przypuszczał jednak, by Griselda zwróciła na nich baczniejszą uwagę.
Większość najbardziej narażonych na jej ciosy znalazła się już poza krajem. A to najważniejsze.
Teraz trzeba się jak najprędzej skontaktować z Sol.
Propozycja Indry w sprawie przynęty padła na podatny grunt. Sol znakomicie się do tego nadaje.
Ale gdzie ona się podziała? Teraz, kiedy tak bardzo jest mu potrzebna, nie można jej znaleźć.
13
Nikt nie oczekiwał makabrycznych zdarzeń, które miały nadejść.
W mieście Saga panował spokój. Pogłoski o powrocie Griseldy nie dotarły jeszcze do zwyczajnych obywateli, nie było potrzeby niepokojenia ich. Lepiej nie wywoływać paniki, a liczono na to, że Griseldy nie interesują inni mieszkańcy oprócz grupy, która brała udział w fatalnej dla niej ekspedycji. Oczywiście nie można się było w stu procentach zabezpieczyć przed tym, że ktoś nieopatrznie wejdzie jej w drogę i zirytuje ją, z czymś takim zawsze trzeba się liczyć. W końcu jednak panika byłaby dużo gorsza.
Tak więc życie toczyło się utartymi torami, i w mieście, i w całym królestwie.
No, może nie tak zupełnie w całym…
Gwałtowne starcie w lesie rozpaliło Griseldę. Płonęła coraz większą żądzą walki.
Niczym kot w marcu wiedźma miotała się po ulicach, nosiło ją z jednego krańca miasta na drugi.
Gdzie oni są?
To gówniane miasto nie jest przecież takie cholernie wielkie!
Żeby nigdzie nie spotkała ani jednego z poszukiwanych? Nikogo? Gdzie się oni, do diabła, pochowali?
No nic, nie szkodzi, przed Griseldą się nie ukryją!
Jakaś pani, która, zdaniem Griseldy, wyglądała zbyt dobrze, taka obrzydliwie piękna, myślała Griseldą podejrzliwie, zatrzymała ją na ulicy, akurat w momencie kiedy wychodziła z dużego publicznego budynku, który, bardzo dyskretnie, rzecz jasna, sprawdzała.
– Och, nie, czy to naprawdę ty, mój stary przyjacielu? – zawołała pani z promiennym uśmiechem. – Nie widzieliśmy się tak dawno, że ledwie cię poznałam! No i jak ci się powodzi?
Niech to diabli porwą! Czyżby ta baba ją rozpoznała? Tutaj? Co teraz robić?
Długo pracowała nad zmianą głosu, jadła kredę i inne paskudztwa, wymamrotała więc teraz, że powodzi jej się dobrze.
– Czyżbyś był przeziębiony? – pytała obca kobieta z troską. – Powinieneś coś na to dostać. W Królestwie Światła nikt nie musi cierpieć z powodu takich głupstw!
Griseldą protestowała, że nie jest przeziębiona. Uważała tylko, żeby mówić czystszym głosem. Nieznajoma wybuchnęła śmiechem.
– Ach, tak! A może ty wolisz mówić po angielsku? Mnóstwo ludzi tak robi, chociaż to zupełnie niepotrzebne.
Do diabła! Griseldą nie zwróciła uwagi na to, że kobieta mówi w jakimś obcym języku. Te przeklęte aparaciki mowy sprawiają, że człowiek przestaje myśleć i o takich sprawach.
– Niestety, bardzo się już spieszę – powiedziała kobieta. – Miło było cię widzieć!
Nareszcie! Griseldą odetchnęła z ulgą.
Niespokojnie powlokła się dalej, zaglądała do sklepów i cukierni, zderzyła się z jakimś młodym chłopcem, który warknął ze złością:
– Uważaj, człowieku!
Ogarnęła ją nieznośna chęć przemienienia tego gbura w coś paskudnego, ale zdołała się opanować. Nie wolno teraz zwracać na siebie niczyjej uwagi! Zresztą ci wszyscy beznadziejni ludzie nie mają najmniejszego znaczenia. To ci przeklęci, zadufani w sobie nędznicy, którzy ją zranili, urazili jej dumę, będą obiektem jej straszliwej zemsty. Wywęszy ich, prędzej czy później, a oni wskażą jej drogę do Thomasa. Ona zaś sprawi, że Thomas zapłonie do niej wielką miłością, potem Griseldą porzuci go okrutnie i postara się, by nigdy już nie był w stanie pokochać innej kobiety.