Thomas, Marco, Tsi-Tsungga i Gondagil. Oni czterej zostaną jej kochankami. I… jeśli właściwie rozegra swoją kartę czarownicy, rozszarpią się nawzajem na strzępy z zazdrości!
Och, jakaż cudowna zemsta!
Griseldą przystanęła gwałtownie.
Tam…
Nareszcie! To ktoś z nich!
Ofiara. Doprowadzi ją do pozostałych. Griseldą będzie się zachowywać przebiegle i podstępnie, nie wymorduje wszystkich od razu, to by było zbyt banalne i kara za prosta. Złym okiem patrzyła na idącą jej na spotkanie istotę, tak samo jakby patrzyła na wszystkich tych, którzy byli wtedy na łące.
O radości! Nadchodzi godzina porachunków!
W domu należącym do Erlinga i Theresy księżna rozmawiała z Armasem i Tellem. Wszyscy troje gotowi byli wyruszyć w podróż do zewnętrznego świata, czekali tylko na dwoje pozostałych.
– Halo! Już jesteśmy! – rozległ się od drzwi jasny głos Berengarii.
Weszła do pokoju, prowadząc za sobą Heinricha Reussa von Gera.
Theresa powitała ich serdecznie.
– No, Heinrich? Jesteś gotów wrócić do starego świata? Ale dlaczego nie masz żadnego bagażu? Ach, tak, rozumiem – dodała półgłosem.
Rozmawiali o tym wielokrotnie. Oboje podjęli decyzję, że z tej podróży już nie powrócą. Oboje pragnęli zakończyć życie w starym świecie.
Nie wszystko ułożyło się tak, jak Heinrich Reuss von Gera pragnął. Jego związek z rewizorem z miasta nieprzystosowanych się skończył. Grzecznie i spokojnie, jak to między dżentelmenami. Brakowało w tym związku miłości, oto i powód.
Heinrich nie był już w stanie raz jeszcze szukać towarzysza życia. Nie lubił tego miasta, które przecież nie było dla takich jak on. Nie czuł się tu u siebie, zresztą w Królestwie Światła nie znalazł domu.
Tęsknota za światem zewnętrznym w miarę upływu lat trawiła go coraz bardziej. Jeśli tam zaraz po powrocie nie znajdzie jakiegoś mężczyzny, który chciałby z nim dzielić życie, to Heinrich zamierzał zrobić ze sobą koniec.
I tak dostał przecież od losu życie znacznie dłuższe niż inni ludzie. Uznał więc, że wystarczy.
Zwierzył się z tego swojej dawnej przyjaciółce, księżnie Theresie, a ona wyznała, że nosi się z podobnymi myślami. Żyła dostatecznie długo, zwłaszcza teraz, kiedy Erling ma swoje problemy, wszystko przestało ją cieszyć.
– Hej, Armas – witała się Berengaria. – Jak to miło, że razem wyruszamy do tego nieznanego świata.
Armas, który uważał, że Berengaria jest najbardziej pyskatą dziewczyną na świecie, odpowiedział krótkim: tak.
– I ogromnie się cieszę, że to właśnie ja zostałam wybrana – szczebiotała dalej radośnie. – Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego.
Żebyś mogła przeżyć stratę Oka Nocy, pomyślał Armas. Nie wygląda jednak na to, aby cię to rozstanie specjalnie martwiło.
Złościło go, że akurat Berengaria z nimi jedzie. Każda inna byłaby dużo lepsza. Bo ta pusta lalka nie ma za grosz rozsądku i niczego nie traktuje poważnie. Tym swoim dziewczyńskim paplaniem może doprowadzić człowieka do szaleństwa.
Mówią, że świetnie sobie radziła podczas ekspedycji do Ciemności. Sama schwytała jednego jelenia olbrzymiego? Nonsens! A w każdym razie przesada.
Oko Nocy powinien być rad, że się od niej uwolnił!
– Och, tak się strasznie cieszę – powtarzała z przejęciem. – Babcia tyle opowiadała o Theresenhof i życiu tam, mama i tata też wiele mówią o świecie zewnętrznym.
– Tak – uciął Armas krótko.
Berengaria nie zwracała uwagi na jego ponurą minę.
– Zobaczymy niebo i słońce, i księżyc, i wieczory, i piękne jesienne barwy, i… – zachłystywała się rozradowana.
A ja będę musiał ją znosić przez cały czas tej wspaniałej podróży, myślał Armas z niechęcią. Trudno. Trzeba to będzie potraktować jako specjalne wyzwanie.
Tell przerwał potok słów dziewczyny.
– Chyba nie zapomnieliście, że nasza podróż utrzymywana jest w ścisłej tajemnicy? Mam nadzieję, że nie wygadaliście się przed kimś niepożądanym?
Potrząsnęli głowami. Armas z powagą, Berengaria rozpromieniona, oboje dumni, że dostąpili takiego wyróżnienia.
Wtrąciła się Theresa:
– Ram powiada, że powinniśmy się spieszyć. Griselda znowu wkroczyła na wojenną ścieżkę. Szczególnie ważne jest, żeby Berengaria usunęła się jak najdalej stąd. Ale i Armas, i Tell znajdują się w strefie zagrożenia. Ty, Heinrich, i ja możemy się chyba czuć bezpieczni – uśmiechnęła się do starego przyjaciela.
Heinrich odpowiedział pytającym uśmiechem. Chyba dotychczas nie słyszał o wiedźmie Griseldzie.
Tell podniósł się z miejsca.
– No dobrze, jeśli wszyscy są gotowi, to możemy ruszać już teraz. Do placu startowego polecimy zwyczajną gondolą. Chodźcie za mną, mój pojazd czeka za domem, ukryty wśród drzew.
Poszedł pierwszy, a oni za nim, tylnym wyjściem, żeby ich nikt nie zobaczył. Berengaria na samym końcu, była taka podniecona, że potrzebowała wiele siły, by stłumić radosny śmiech.
Nie zauważeni dotarli do gondoli w sadzie. Tell wyjął z pojazdu kawałki czarnego materiału. Uśmiechał się do przyjaciół przepraszająco:
– Mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic przeciwko zawiązaniu oczu. Po prostu nie chcemy ujawniać naszych tajemnych wyjść.
– Oczywiście, że nie – uśmiechnęła się Theresa. – Nie bądź taki spłoszony, Heinrich! Jeśli Berengaria zniesie niewygody, to z pewnością my także, prawda?
Heinrich Reuss uśmiechał się blado, wargi drgały mu niepewnie.
Theresa wybuchnęła śmiechem.
– Czyżby cię strach obleciał?
Heinrich starał się opanować.
– Nie, nie, to będzie wspaniale znaleźć się znowu w starym świecie – powiedział ze sztucznym ożywieniem. – Tylko te wszystkie tajemnicze przygotowania. W Królestwie Światła jest naprawdę wiele tajemnic.
– Tak, ale też i na tym polega uroda tego miejsca – wtrąciła roześmiana Berengaria. – Och, jestem taka podniecona, że chyba się…
Chciała powiedzieć: „że chyba się posiusiam”, ale surowa mina Armasa sprawiła, że zamilkła.
Tell podał wszystkim czarne opaski.
– Załóżcie je sobie sami. Ufam, że nikt nie będzie ukradkiem podglądał.
– Jeszcze chwileczkę, Tell – poprosiła księżna Theresa i wszyscy opuścili ręce trzymające opaski. – Zanim podejmiemy to pełne niebezpieczeństw przedsięwzięcie… pozwólcie mi na chwilkę modlitwy do Boga, poprośmy go, by pobłogosławił nas i naszą podróż.
– Naturalnie – zgodził się Tell.
Theresa odmówiła krótką modlitwę po łacinie, po czym wyjęła z torebki maleńką buteleczkę ze święconą wodą. Wylewała na każdego po kolei po parę kropel.
Wszystko dokonywało się bardzo szybko, Theresa się spieszyła, nikt nie zdążył zareagować. Berengarii kropla wody spadła na język, smakowała ją z uczuciem, że sama jest teraz jakby uświęcona.
Twarz Armasa pozostała nieprzenikniona, podobnie twarz Tella. Heinrich Reuss był ostatnim, na którego spadło pospieszne błogosławieństwo i parę kropel święconej wody. Wszyscy zobaczyli, że oczy mu się rozszerzają, jakby doznał szoku. Czyżby Reuss nie był katolikiem? Tych kilka kropel wody wywołuje w nim aż taki sprzeciw?
Wtedy stało się coś niewiarygodnego, ale w najwyższym stopniu złowieszczego.
Cztery pary oczu z przerażeniem wpatrywały się w dawnego zakonnika.
Jego głowa zaczęła się kręcić na szyi w tak szybkim tempie, że peruka oraz sztuczna broda odpadły i nad kręcącą się wciąż niczym wentylator głową ukazały się bujne rudoblond włosy. Zjawa nie przestawała wrzeszczeć.