A teraz to już przeszłość, wszystko przeminęło, zanim zdążył zapłonąć ogień dorosłej miłości.
Oczywiście, Berengaria próbowała czasami prowokować Oko Nocy, poddawała go rozmaitym próbom, on jednak zawsze zdołał się wymknąć tak, by jej nie ranić i żeby sobie nie pomyślała, że jej nie chce.
Dziewczyna bardzo liczyła na wyprawę do Ciemności. Ale to właśnie podczas tej wyprawy wszystkie jej rojenia o przyszłości rozwiały się jak mgła. Oko Nocy ma się ożenić z indiańską dziewczyną. I to zaraz! Niełatwo jest przeżyć takie rozczarowanie. Skończyła właśnie dziewiętnaście lat, przez całe swoje młode życie miała serdecznego przyjaciela, a teraz nagle została całkiem sama.
Wibracje maszyny przybierały na sile. Tell nieustannie zwiększał tempo. Berengaria nic nie mówiła, ale czuła, że lecą jakby w jakiejś potwornie wysokiej pionowej rurze. Wznosili się i wznosili w straszliwym pędzie.
Byli mocno przypięci do foteli. Po swojej prawej stronie Berengaria miała babcię, która też już nie spała, a po lewej Armasa. Na pół leżeli w wygodnych fotelach. Gdzie się znajdował Tell, nie wiadomo.
Huk maszyny niweczył wszelkie próby rozmowy, więc Berengaria tylko uścisnęła dłoń babki, tamta odpowiedziała tym samym. Później dziewczyna poszukała ręki Armasa i udało jej się to. Aha, on też nie śpi, bo pospiesznie cofnął dłoń.
Westchnęła cicho, jakoś nie udawało jej się nawiązać porozumienia z Armasem, zawsze był wobec niej taki poważny, żeby nie powiedzieć naburmuszony. Z Indrą, na przykład, rozmawiał często, potrafił z nią żartować, z Jorim i Tsi także, z babcią i Tellem też rozmawiał spokojnie i normalnie, tylko jej, Berengarii, nie chciał poświęcić ani odrobiny zainteresowania. Mimo że próbowała go rozweselać na różne sposoby, nie spotykała się z odzewem z jego strony.
Okropny był ten incydent z Griseldą. Berengaria wciąż jeszcze nie mogła się otrząsnąć z wrażenia, wciąż widziała tę wirującą głowę i napełniało ją to obrzydzeniem.
Maszyna gwałtownie zahamowała. Czyżby dojechali?
Nie, znowu startują z piskiem, od którego mało bębenki w uszach nie popękają. To chyba musi być szkodliwe, pomyślała i z całych sił zacisnęła uszy rękami.
Nagle rozległ się głuchy huk i wokół zrobiło się jasno. Pojawiło się dziwne, migotliwe i jakby mętne światło.
Woda, pomyślała Berengaria, w tej samej chwili przecięli taflę wody i znaleźli się w pozycji horyzontalnej, to znaczy maszyna unosiła się teraz równolegle do powierzchni.
Jesteśmy na ziemi, pomyślała Berengaria z dreszczem strachu pomieszanego z radością. Ale, och, jakie dziwne jest to światło! Takie mdłe… i niebieskawe.
W ich ciasnej „klatce” zjawił się Tell i oznajmił, że są na miejscu. Wtedy Berengaria uświadomiła sobie, że pojazd stoi bez ruchu. Na lądzie!
Ale cóż to za ląd!
Owo niebieskawe światło płynęło od dziwnego słońca, które, martwe i białe, wisiało na sinoczarnym niebie pełnym…
– A to muszą być gwiazdy! – zawołała Berengaria. – Armas, czy widziałeś już coś równie pięknego? Ale… uff, jakie to wszystko zimne!
Dygotała w swoim ubraniu z Królestwa Światła i Tell pospiesznie przyniósł wszystkim ciepłą odzież.
– Tak się teraz ludzie na powierzchni ubierają – powiedział.
Berengaria ledwo zwróciła uwagę, że włożył jej na ramiona watowaną kurtkę.
– Patrzcie, na ziemi mienią się tysiące diamentów! – krzyczała. – Tylko dlaczego wszystko jest niebieskobiałe?
– Bo jest zima – wyjaśniła Theresa. – Zima i noc. Tego się nie spodziewałam, Tell. Chciałam młodym pokazać mój kraj w letniej krasie.
Strażnik uśmiechnął się niepewnie.
– Ja mogę wiele załatwić, ale wy chcieliście jechać zaraz, prawda? No i… – z żalem rozłożył ręce.
– Owszem, tak było – odparła Theresa dobrotliwie. – Rozumiem, że to zbyt wiele wymagać lata w środku zimy.
– Poza tym zawsze musimy przybywać tutaj nocą…
– Jasne, gdzie jesteśmy? – zapytał Armas.
– To małe alpejskie jeziorko w Austrii – wyjaśnił Tell. – Nasze lądowisko położone najbliżej Theresenhof jak to możliwe.
Tell wyprowadził na ląd małą gondolę o dziwnych kształtach, a pojazd ukrył pod wodą. W tym czasie Theresa rozglądała się po okolicy.
– Och, tak, już wiem, gdzie jesteśmy! – zawołała po chwili przejęta. – Musimy się przedostać na drugą stronę tamtej doliny, prawda?
– Zgadza się. Jeśli wszyscy gotowi i nikt niczego nie zapomniał, to możemy natychmiast ruszać. Berengaria ma rację: dla nas, rozpieszczonych wspaniałym klimatem Królestwa Światła, tutaj jest za zimno.
Berengaria zadrżała demonstracyjnie.
Próbowali się jakoś pomieścić w niewielkiej gondoli, cztery osoby, w tym dwie niepospolicie wysokie.
– Dobrze, że Reussa nie ma z nami – wyrwało się Berengarii. – Musielibyśmy siedzieć sobie nawzajem na kolanach.
Nikt jej nie odpowiedział, zrozumiała więc, że znowu palnęła głupstwo.
Theresa patrzyła na góry odbijające się ostro na tle aksamitnego nieba.
Moje góry, myślała, a wzruszenie dławiło ją w gardle. Za tamtą doliną leży ukochane Theresenhof. Nie, za dwiema dolinami, musimy pokonać jeszcze jedną, tam…
Odczuwała gwałtowną tęsknotę i pełne niepokoju oczekiwanie. Och, co za szczęście, móc pokazać tym dwojgu młodym swój piękny dom! I…
Podczas podróży w głowie Theresy dojrzewał pewien pomysł. Kiedy opuszczali majątek, by udać się w drogę do innego świata, nie zabrali zbyt wielu rzeczy. A znajdowały się tam prawdziwe skarby. Teraz będzie mogła wziąć chociaż część tak, by każdy z jej potomków w Królestwie Światła dostał coś z Theresenhof na pamiątkę.
Sama wprawdzie nie chce tam wracać, ale powierzy wszystko Tellowi, już on obdaruje kogo trzeba, zresztą zgodnie z jej wskazówkami. Zanim wyruszą w drogę powrotną, Theresa napisze mały testament.
Tymczasem księżna okropnie marzła! Przez te lata w Królestwie Światła zapomniała, jak się odczuwa zimno. Odetchnęła z ulgą, kiedy Tell zasunął dach gondoli i ruszyli w drogę ku dolinie.
Berengaria spoglądała w górę.
– Jakie oni tu mają mizerne słońce!
– Ależ drogie dziecko, przecież to księżyc – roześmiała się Theresa. – To tylko odbicie słońca.
Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Och, Erling, powinieneś być tu ze mną! Razem powinniśmy się cieszyć odwiedzinami w starym świecie!
Tell wyjaśnił, że on nie może się pokazywać ludziom. Rozumieli to, oczywiście, Theresa już od dawna się zastanawiała, dlaczego wybrano najwyższego Strażnika. Chociaż… oni wszyscy są tacy, że nie mogliby się pokazać na ziemi w świetle dnia.
– No a co z Armasem? – zapytała Berengaria. – Myśl o tym, że miałybyśmy się poruszać w tym obcym świecie tylko my dwie z babcią, trochę mnie przeraża.
Tell odpowiedział:
– Armas będzie przez cały czas nosił przeciwsłoneczne okulary, tak że nikt nie zobaczy jego oczu. Poza tym teraz młodzi mężczyźni na świecie są bardzo wysocy, więc nie będzie się specjalnie wyróżniał.
Theresa skinęła głową.
– Pamiętajcie, że my w naszej epoce mieliśmy Dolga. On też nie ma zwyczajnych oczu. Naturalnie, Dolg najwięcej czasu spędzał z rodziną i w samotności, nie lubił, kiedy ludzie dziwili się jego odmienności.
Tell zapewnił, że przez cały czas będzie się znajdował gdzieś w pobliżu, nawet jeśli oni nie będą go widzieli. On i gondola, na wypadek, gdyby należało interweniować natychmiast.
– Austriacy do sympatyczny i dobry naród – uśmiechnęła się Theresa. – Bardzo gościnny. Wszystko pójdzie dobrze, zobaczycie! Ale co to jest tam?