Berengaria nie interesowała się recepcją i załatwianiem formalności. Natychmiast po wejściu do hallu zobaczyła dwóch młodych chłopców, grających na automatach. Zawsze była pewna siebie i niczego się nie bała, podeszła więc do nich i zapytała, jak to robią.
Język żadnemu z trojga mieszkańców Królestwa Światła nie nastręczał kłopotów. Rodzice Berengarii zawsze w domu rozmawiali po niemiecku, matka Armasa, Fionella, też pochodziła z tych okolic, a Theresa… ona przecież jest prawdziwą Habsburżanką.
Armas wyjaśnił recepcjoniście, że przyjechali z Australii, z tamtejszych pustkowi, i niewiele wiedzą o współczesnym świecie. Theresa natychmiast skorzystała z okazji i zapytała, kto jest teraz cesarzem Austrii. To oczywiste, że jakiś Habsburg, ale kto dokładnie?
Mężczyzna za ladą przyglądał im się z uwagą.
– Musieliście naprawdę mieszkać na bardzo odległych pustkowiach. Jaki cesarz? Jacy Habsburgowie? Nie było tu żadnego cesarza od setek lat!
Theresa poczuła, że na jej policzki wypływają krwiste rumieńce.
– Kto w takim razie rządzi krajem?
– Prezydent, oczywiście!
Biedaczka była kompletnie oszołomiona.
– Pytałam, bo sama pochodzę z Habsburgów. Czy to oznacza, że ród całkiem wymarł?
– Eee, przypuszczam, że gdzieś w Europie żyją jeszcze jacyś Habsburgowie. Ale władzy nie mają już od dawna.
Księżna Theresa bardzo chciała zapytać jeszcze o Theresenhof, ale uznała, że nie powinna się już więcej ośmieszać. Recepcjonista mógłby zacząć się dziwić.
Pewnie w Australii nie ma aż takich niezmierzonych pustkowi, pomyślała.
Dostali pokoje i poszli na górę przygotować się do obiadu. Musieli się spieszyć, bo robiło się coraz później, kuchnia zostanie wkrótce zamknięta.
Berengaria zdążyła tymczasem nawiązać znajomość z tymi dwoma od automatów, obiecali, że poczekają, aż zje obiad.
Menu w restauracji wprawiło ich w kolejny szok.
– O mój Boże, a ja myślałam, że urządzimy sobie prawdziwe święto – jęknęła Theresa rozczarowana. – A co to znowu jest? Ziemniaki, rzepa, algi… och, kochani, myślę, że świat zewnętrzny nękany jest prawdziwym kryzysem.
– Ram powtarza to od dawna – wtrącił Armas.
Wybrali dania, które wydawały im się najmniej prostackie, i starali się nie myśleć o tym, co jedzą. Restauracja pełna była ludzi, którzy najwyraźniej przyszli tutaj, by dobrze zjeść. Przybysze jednak mieli ponure miny, kiedy się rozchodzili i mówili sobie dobranoc.
Berengaria poszła do swojego pokoju, ale tylko na chwilę, zaraz potem wymknęła się znowu na dół.
Noc nad udręczoną ziemią.
Księżyc kontynuował swoją cichą wędrówkę po niebieskim firmamencie.
Theresa wierciła się niespokojnie na niewygodnym łóżku.
Nic nie było takie, jak marzyła. Kompletne fiasko, chociaż może jeszcze za wcześnie, by wypowiadać się tak kategorycznie. Jutrzejszy dzień wprowadzi, miejmy nadzieję, trochę porządku do jej wyobrażeń o tym, jak powinien wyglądać stary świat.
Berengaria i Armas są pewnie dość rozczarowani. Tyle przecież się nawychwalała swojego Theresenhof i pięknej okolicy, przemiłych Austriaków i atmosfery kraju. Zresztą wszystko z pewnością będzie lepiej, byle tylko jak najprędzej znaleźli się w Theresenhof.
Erling, jak mogłeś mi to zrobić? Dlaczego odebrałeś mi radość życia i szczęście, że mamy w Królestwie Światła wspólny dom? Dlaczego obudziłeś we mnie tęsknotę i pragnienie powrotu do starego świata, który już nie istnieje?
Jestem tutaj taka zagubiona. I umrzeć tutaj… Boże, byłabym taka samotna. A myślałam, że doznam uczucia powrotu do domu. Że spocznę w kaplicy w Theresenhof.
No nic, może jutro wszystko się ukaże w jaśniejszym świetle. Jutro pojedziemy do majątku.
Jak wielokrotnie tego wieczoru myśli księżnej znowu skierowały się ku nieszczęsnemu noworodkowi, którego znaleźli. Uratowali mu życie, ale co z tego?
Znowu Theresenhof. To była jakby odpowiedź na wszelkie zmartwienia. Wszystko się ułoży, gdy tylko się tam znajdzie.
Na dole w salonie Berengaria rozmawiała ze swoimi nowymi znajomymi, którzy nosili imiona Rudi i Toni.
Wciąż się z niej śmiali, mówili, że jest naiwna i nie wie nic o życiu. A jej język! To chyba jakiś dwudziesty wiek, ocenił Rudi.
– Osiemnasty – zachichotała Berengaria, co akurat było prawdą, ale na szczęście oni potraktowali to jako żart.
Berengaria była w promiennym nastroju, wszystko wydawało jej się takie przyjemne. Grali na automatach i Berengaria dostała tabletkę od bólu gardła, chociaż nic jej nie było. Ale tabletka okazała się bardzo smaczna, więc Toni poszedł do bufetu i kupił jej całe opakowanie. Były naprawdę pyszne, w Królestwie Światła nigdy niczego podobnego nie próbowała, ale, oczywiście nie wspomniała o tym nowym przyjaciołom. Choć była taka rozbawiona, bardzo się starała nie zdradzić ani słowem, skąd przyjechała. Tell niezwykle surowo tego zakazywał, ani mru-mru nikomu na temat Królestwa Światła!
W końcu przyszedł portier i poprosił, żeby się ciszej zachowywali, i wtedy Berengaria, bardzo ożywiona, powiedziała, że przecież mogą się przenieść do jej pokoju.
Chłopcy przystali na to z wielką ochotą i dopiero na górze stali się natrętni.
Tell zabrał dziecko na dół do wielkiej rakiety. Tam byli dobrze ukryci przed ciekawskimi spojrzeniami, i tam miał wszystko, co potrzeba. Najpierw zagrzał trochę mleka, bo maleństwo piszczało żałośnie. Z lnianej chusteczki do nosa zrobił niewielki rulonik, zanurzył go w płynie, a drugi koniec włożył niemowlęciu do ust.
Udało się. Zresztą mała nie wyglądała na urodzoną dopiero co, musiała mieć już parę dni.
Tell westchnął ciężko. No i co z tym zrobić? Ufał, że tamci znajdą jakiś dom dla dziecka, to chyba nie powinno nastręczyć większych trudności. Nie chciał jednak, by zaraz zabrali małą do miasta. Było bardzo zimno, poza tym żadne z nich nie wiedziało, jak teraz ten zewnętrzny świat funkcjonuje.
Kiedy otulił maleństwo w wełnianą kołdrę i ułożył je do snu, zatelefonował do Armasa. Oni dwaj mieli ze sobą bezpośrednie połączenie.
– No i jak idzie? – zapytał Tell.
– Dziękuję, nieźle. My z Berengaria uważamy, że wszystko jest ogromnie podniecające, ale księżna jest zdaje się raczej rozczarowana.
– To zrozumiałe. Tyle się zmieniło od roku tysiąc siedemset czterdziestego.
– A gorszego jedzenia to chyba nigdy nie próbowałem, chociaż oczywiście rozumiem, że jesteśmy dość rozpieszczeni. Człowiek z hotelowej recepcji powiedział nam, że na wielkich obszarach świata panuje głód. Ludzie cierpią z powodu strasznych epidemii chorób wirusowych. Na szczęście Austria nie jest w najgorszej sytuacji. Wiedziałeś coś o tych bezdzietnych latach?
– Oni nadal to robią? Nic dziwnego, że nasz noworodek został wyrzucony do śmieci.
Po tej rozmowie Tell był podwójnie zakłopotany. Bezdzietny rok, czy też lata… W tej sytuacji problem małej jest prawie nierozwiązywalny. Kto się zgodzi wziąć do domu niemowlę? Bał się poza tym strasznie, że gdyby sprawa istnienia dziecka wyszła na jaw, będzie to równoznaczne ze skazaniem maleństwa na śmierć.
Ale zabrać je do Królestwa Światła? Przeprowadził badania kontrolne, które w tych warunkach były możliwe, dziewczynka wyglądała na zdrową, ale przecież stuprocentowej pewności mieć nie mógł.
On w Królestwie Światła mieszkał sam, w głównej kwaterze Strażników, gdzie każdemu przydzielono niewielki, ale bardzo miły dom. To jednak nie były warunki na zajmowanie się niemowlęciem.
No trudno, podyskutują o tym jutro.
Armas odłożył słuchawkę. Nie mówił prawdy Tellowi, kiedy go zapewniał, że życie na ziemi wydaje mu się podniecające.