Выбрать главу

– Co prawda, to prawda No dobrze, trochę mi pomogłeś na te oczy. Widzę teraz przed sobą jakąś postać jakby zrobioną z kaszy. Czy ta kasza to ty?

– Tym razem miałaś szczęście – uśmiechnął się Dolg, – Jeszcze nie zdążyłem odnieść kamieni na miejsce po tym, jak pomogłaś nam je oczyścić. Myślę, że szafir jest do ciebie usposobiony pozytywnie. Chodź!

W kwadrans później wzrok Sol był znowu w najlepszym porządku. Kilka wstydliwych ran na twarzy po plwocinie Griseldy też zostało zabliźnionych.

Dolg wezwał jedną z pomocniczych sił swego ojca, panią Powietrze, która powiadomiła Sol, że Griselda jest w drodze do Sagi.

– Nie wiadomo tylko – powiedział duch powietrza – czy idzie po to, by sprawdzić, w jakim stanie jest woreczek z jej „duszą”, czy też zamierza zaatakować swoich wrogów.

– Poczekamy, zobaczymy – rzekła Sol. – Myślę, że wzburzyłam ją tym swoim gadaniem o woreczku, nie sądzę jednak, by wzięła wszystko za dobrą monetę. Dolg, myślisz, że Marco odda mi moją odporność?

– Chyba nie będzie miał czasu, bo przecież teraz, kiedy Ram odbywa kwarantannę, on i Rok mają na głowie całe Królestwo Światła. Nie możesz za wiele od Marca wymagać, on przecież zrobił to, bo chciał ci okazać dobrą wolę. Byłoby mu przykro, gdyby się dowiedział, na co zostałaś przez to narażona.

– Mógłby mnie przynajmniej uprzedzić – mruknęła Sol. – Zachowałam się jak wariatka, pokazałam się Griseldzie, bo myślałam, że jestem nietykalna.

Pani Powietrze wyjrzała przez okno.

– Spójrzcie! Popatrzcie no, kto to idzie!

Wszyscy podbiegu. Po drugiej stronie rynku, rozglądając się na wszystkie strony, przemykała Griselda. Miała na sobie sportowy strój Berengarii, a rudoblond włosy ukryła pod czapką z daszkiem.

Kierowała się prosto do pałacu Marca.

– Teraz jestem przygotowana do nowych działań – powiedziała Sol z nie wróżącym nic dobrego błyskiem w oczach. – I tym razem nie popełnię już błędu. Teraz wiem, z kim będę walczyć. Tak mi się przynajmniej wydaje.

– Tylko bądź ostrożna! – ostrzegł Dolg.

– Dzięki za troskliwość – uśmiechnęła się Sol wzruszona.

– Masz jakiś plan?

– Nie. Nic poza tym, że chciałabym ją zmusić, by powiedziała mi, gdzie ukryła ten przeklęty mieszek. Nie będzie to łatwe, bo właściwie nie wiem, czym jeszcze mogłabym ją zdenerwować, powiedziałam już wszystko, co wiedziałam. Tam na równinie.

Sol odwróciła się ku drzwiom i wtedy przypadkowo wzrok jej padł na szlachetne kamienie. Przyszła jej do głowy pewna myśl.

– Dolg – powiedziała z diabelskim błyskiem w oczach. – Dolg, Marco może się spotkać z Griselda i nie odnieść z tego powodu żadnej szkody, prawda?

– Jeśli zostanie w porę ostrzeżony, to tak. Ale coś ty znowu wymyśliła?

– Sposób, jak ją zmusić, żeby powiedziała, gdzie ukryła ten cholerny mieszek! Nic nam nie pomoże, jeśli ją zamordujemy, skoro nie odnajdziemy jej duszy. Pozwólmy jej iść do Marca, pani Powietrze przekaże mu informację. A tymczasem… Dolg, wiesz przecież, że wiele wróżek twierdzi, iż widzą różne rzeczy w kryształowej kuli, prawda?

– Tak, chociaż ja nigdy w te zapewnienia nie wierzyłem.

– Ja też nie. Ale tego rodzaju kule mogą przenosić wrażenia od jednej osoby do drugiej. Jeśli człowiek trzyma przez jakiś czas kulę w rękach, a potem taka prawdomówna wróżka bierze ją w swoje… Wtedy wiele rzeczy dotyczących tamtego człowieka przedostaje się do jej świadomości. Ale nie o to mi chodzi. Załóżmy, że w kryształowej kuli naprawdę to i owo można zobaczyć… Dolg, czy mogłabym spróbować z farangilem? Może bym zobaczyła ten przeklęty woreczek Griseldy?

Dolg był wstrząśnięty.

– Z farangilem? Nie, to dla ciebie zbyt niebezpieczne. Weź raczej szafir!

– On jest za łagodny. Sądzę, że nie będzie chciał nawet patrzeć na takie paskudztwo. To musi być farangil!

Dolg wahał się.

– Czas nagli – nalegała Sol, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. – Duchu powietrza, jak daleko zaszła Griselda?

– Jest już na schodach.

Dolg głęboko odetchnął.

– Dobrze, Sol. W takim razie spróbuj! Pójdę z tobą. Porozmawiam z kamieniem, dowiem się, co on na to.

Podeszli oboje do stołu, na którym leżały kamienie. Pani Powietrze czekała przy oknie.

Dolg przemawiał uspokajająco do farangila, który zaczynał wysyłać ciemne fale pulsującego światła.

– On akceptuje twój pomysł – rzekł zdumiony. – Wydaje mi się nawet, że mu się podoba!

Sol skinęła głową.

– Bo chce się na coś przydać, zrobić coś pozytywnego, a nie tylko zabijać przez cały czas.

– Masz rację – przyznał Dolg zawstydzony. – Wybacz mi, drogi przyjacielu – zwrócił się do kamienia.

– No to ja zaczynam. Pani Powietrze, zechciałabyś zostać, dopóki nie nawiążę kontaktu? A potem pospieszysz do Marca, żeby go przygotować, dobrze?

– My obie, Soł, możemy utrzymywać kontakt telepatyczny – powiedziała pani Powietrze. – Informuj mnie na bieżąco o wszystkim, ja natychmiast ruszam do Marca, bo ona jest już w pałacu.

– Znakomicie!

Pani Powietrze zniknęła. Sol usiadła naprzeciwko farangila, uważała jednak bardzo, żeby go nie dotknąć. Tego nie wolno robić.

– Światło się w nim odbija, Dolg. Czy możesz…?

Natychmiast zamknął wszystkie okiennice. Zrobił to w najodpowiedniejszym momencie.

W pokoju zapanował mrok. Sol patrzyła w czerwoną kulę.

Najpierw nic się nie działo. Zaczynała się denerwować, czas mijał, a Marco narażony był na niebezpieczeństwo. I oto…

– Coś widzę – szepnęła.

Dolg czekał.

– Jakiś woreczek – powiedziała Sol. – Cudownie, farangilu! Jestem ci bardzo wdzięczna. Widzę skórzaną torebkę przypominającą woreczek. Uplecioną z cienkich rzemyków. Starannie zasupłaną!

– A otoczenie? Gdzie ona się znajduje? – dopytywał się Dolg w napięciu.

– Czy możesz nam to pokazać, farangilu?

Woreczek zrobił się mniejszy. Ukazała się jakaś kanapa. Woreczek był ukryty w jej narożniku. Ale to nie była zwyczajna kanapa…

Po chwili wszystko zniknęło. Kula była pusta.

Sol i Dolg wyprostowali się. Podziękowali farangilowi za znakomitą współpracę.

Sol przekazała informacje duchowi powietrza, Dolg, posługujący się bardziej nowoczesnymi metodami, zatelefonował do Marca.

– Słuchaj, co ma ci do powiedzenia pani Powietrze. Zaraz ci przekaże, co zaplanowaliśmy.

Marco był gotów podjąć współpracę. Mógł na przykład sparaliżować Griseldę, narzucając jej jakąś nieznośną tęsknotę. Ale przecież nie chodziło o to, by ją unieszkodliwić, a o to, by ją zabić. Chcieli dostać ów skórzany woreczek, a nie wiedźmę.

24

Griselda była w promiennym humorze.

Wyeliminowała swoją najbardziej niebezpieczną przeciwniczkę, tę natrętną dziewczynę, która się przez cały czas z nią drażniła, twierdząc, że wie, gdzie znajduje się woreczek z duszą. To, oczywiście, tylko blef, ale Griselda ostatnio trochę się bała. Ta dziewczyna wiedziała stanowczo za wiele. No, ale już jej nie ma. Najpierw została oślepiona. Potem sparaliżowana. W końcu uśmiercona.

Koniec. Kropka. Nikt już nie może zagrażać Griseldzie.

Reszta wrogów musiała się gdzieś ukryć, nijak nie mogła ich znaleźć. Ale dlaczego nie pozwolić sobie na trochę przyjemności?

Książę Czarnych Sal. Tęsknota Griseldy za męskim towarzystwem nie została jak dotychczas zaspokojona. Dlaczego by więc nie wziąć najlepszego, jaki istnieje?

Był dla niej miły wtedy na łące. Wiedział, oczywiście, że ona jest jego oddaną niewolnicą. On, książę ciemności! Łatwo zrozumieć, że wtedy nie działała na jego zmysły. Nie mógł przecież tego okazywać w obecności tak wielu ludzi. Ale tutaj! On i ona sami w jego czarnym pałacu!