– Nie, coś ty! Powinieneś wiedzieć, jakie marzenia o Oku Nocy krążą mi po głowie! Marzenia na jawie.
Dolg patrzył na nią zdumiony.
– A ty znowu o tym? Seksualność nie jest największym grzechem świata, czy jeszcze tego nie pojęłaś?
Berengaria podskoczyła na swoim miejscu.
– Oj, całkiem zapomniałam…! Szłam właśnie do Taran, bo miałam ochotę na chwilę babskiej rozmowy, a tam mają się zebrać dziewczyny. Która godzina?
Powiedział jej, która.
– Dobrze, jeszcze zdążę. Zastanowię się nad tym, czy istnieje wśród nas ktoś o naprawdę czystym sercu. Uriel?
– Naturalnie i jego brałem też pod uwagę. Ale on chyba należy do tej samej kategorii co babcia Theresa. Gorąco wierzy w Boga. A potrzebujemy jeszcze kogoś, kto jest czysty niczym dziecko, kogoś takiego, jak ja byłem wtedy, gdy pracowaliśmy razem z babcią.
– Będę o tym myśleć. Teraz już lecę. Czy mam wpuścić do środka tę małą skrzydlatą istotę?
– Nie, nic podobnego, ja też muszę zastanowić się w spokoju. Pozdrów dziewczyny!
– Dziękuję, pozdrowię. Wstąpię w drodze powrotnej, jeśli wymyślę coś inteligentnego. Trzymaj się, Nero, przyniosę ci jakiś smakołyk.
– Dlaczego ty nie możesz uczestniczyć w oczyszczaniu kamieni? Ja naprawdę uważam, że powinnaś. Mówię serio.
Berengaria zmrużyła swoje piękne oczy.
– Och, mój drogi, co ty o mnie wiesz? Przecież ja kłamię i oszukuję, unikam odpowiedzialności, kokietuję dla korzyści. Naprawdę jestem niezłe ziółko. Nie, dziękuję ci, farangil przejrzałby mnie natychmiast!
Dolg patrzył z uśmiechem, jak odchodziła. Przynajmniej ktoś, kto dobrze siebie zna.
Powinna była dostać Oko Nocy. Tym razem Ptak Burzy okazał się krótkowzroczny.
Berengaria znajdowała się na sporządzonej przez Griseldę liście osób, które mają zostać wyeliminowane.
Prawdziwym obiektem nienawiści wiedźmy był też Dolg. Bo nie reagował na jej przebiegłe miłosne sztuczki. Nawet zawsze skuteczna uwodzicielska maść na niego nie działała.
Dolg musi umrzeć, by ona mogła odzyskać spokój.
On, a potem ta cała Sol. Po nich zaś wszyscy inni!
To o tym właśnie pomyślała, zanim zmiażdżyły ją potężne gąsienice Juggernauta.
Sol pojawiła się w mieście Saga, ponieważ właśnie tutaj zwykle działo się najwięcej. Tutaj też mieszkali wszyscy jej żyjący przyjaciele. Owa grupa młodzieży, która dała się poznać jako stwarzające problemy dzieci Królestwa Światła, a później okazała się najbardziej pożyteczną grupą we wszelkich sytuacjach kryzysowych.
Ram kochał tych młodych, Sol o tym wiedziała i poczytywała sobie za zaszczyt, że ją do nich zaliczano, chociaż była jedynie duchem bez serca i bez uczuć, jak niektórzy sądzili.
Marco wiedział jednak, jak jest naprawdę. Marco był po jej stronie. Ram też życzył jej jak najlepiej, tylko że on nie pojmował tej tęsknoty za światem ludzi, która trawiła serce Sol.
Czarownica z Ludzi Lodu rozglądała się teraz po Sadze w poszukiwaniu czegoś, w co mogłaby się włączyć…
4
W Królestwie Światła jeszcze panował spokój.
Nikt nie podejrzewał, co się tli w ukryciu.
Berengaria biegła uliczką pośród białych willi i podziwiała kwiatowy przepych, który z ogrodów wylewał się na trotuary. Wszystko było skąpane w złocistym blasku Świętego Słońca. Z leżącego w oddali parku dochodziły dziecięce głosy, ptaki śpiewały w koronach drzew. Właściciele domów pracowali w ogrodach. To bardzo wdzięczne zajęcie, w Królestwie Światła bowiem wyrastało wszystko, cokolwiek się zasiało lub wsadziło w ziemię. Białe tiulowe firanki falowały w podmuchach sztucznej bryzy, która w regularnych odstępach czasu pojawiała się nad krajem. Prawdziwego wiatru w Królestwie Światła przecież nie było.
Jak dobrze mi się tutaj żyje, myślała Berengaria. Jaki cudowny kontrast z ponurym, przerażającym Królestwem Ciemności! A mimo to tak mi smutno na duszy. Bo jak zdołam zapomnieć o przyjacielu z dzieciństwa, Oku Nocy, z którym przeżyłam tyle wspaniałych przygód, tyle niewinnych wypraw do lasów i nad rzekę, któremu ze wszystkiego mogłam się zwierzyć?
Znowu jej serce zalała fala smutku.
Ale oto zbliżyła się do domu Taran i Uriela. Taran, siostra Dolga. Wciąż tak samo urodziwa, wciąż spontaniczna i nieobliczalna. Z daleka widać, że jest matką Joriego, zachowują się też podobnie.
Kiedy Berengaria weszła do środka, wszystkie pozostałe dziewczyny już na nią czekały. Przyszły Indra i Miranda, Elena i Siska, a także Oriana. Brakowało tylko małej Sassy, ale ona jest chyba za młoda na taką dyskusję, jaką Taran zamierzała przeprowadzić. Sol także została zaproszona jakiś czas temu, ale podziękowała i odmówiła. Wyjaśniła, że temat zaproponowany przez gospodynię jest dla niej zbyt drażliwy. Lenore nie zaproszono w ogóle.
Sol słusznie się wymówiła. Nie mogła jednak stłumić ciekawości i wcale się nie pojawić. Musiała się dowiedzieć, o czym będą rozmawiać. Tyle tylko, że chciała zachować prawo do bycia niewidzialną. Tak więc żadna z przybyłych nie orientowała się, że Sol jest wśród nich. Miały rozmawiać na bardzo trudny temat, duma nie pozwalała Sol pokazać na przykład, że ma łzy w oczach czy coś takiego. Dlatego cichutko niczym mysz siedziała w kącie, gotowa słuchać i uczyć się.
Stół był pięknie zastawiony ciasteczkami, tortami, kremami, marcepanem i owocami różnego rodzaju. Taran wiedziała przynajmniej, co Indra i Elena chciałyby zjeść. A mogły wszystkie opychać się bezkarnie. W Królestwie Światła nikt nie tyje, Ram wyposażył dziewczęta w środki przeciwko tego rodzaju nieprzyjemnym konsekwencjom zamiłowania do słodyczy.
– No, jest i Berengaria – powiedziała Taran. – Witamy, witamy! W takim razie możemy zaczynać.
Sol spoglądała na wszystkie młode kobiety i czuła bolesny skurcz serca. Były takie sympatyczne i ładne albo tylko sympatyczne i przez to ładne, bo to miły charakter sprawia, że kobieta staje się pięknością. Wszystkie wyglądały na zadowolone, a większość z nich miała jakiegoś męskiego idola, o którym potajemnie mogła marzyć. Niektóre zresztą dotarły już do swoich portów, jak na przykład Taran, a ostatnio również Miranda. Inne nosiły w sercach słodkie tajemnice.
Tylko Sol nie miała nikogo. Nie miała nawet najmniejszej tajemnicy. Ponieważ duchy nie zakochują się w sobie nawzajem.
Tymczasem Sol tak strasznie pragnęła się zakochać.
Kiedy już wszystkie nałożyły sobie na talerze odpowiednie porcje smakołyków, gospodyni zapytała:
– Powiedzcie mi, moje drogie, jak wy się właściwie zachowujecie wobec siebie samych? – Długo i w zamyśleniu potrząsała głową. – Co robicie ze swoją młodością, tym cudownym okresem?
Nie powinnam była przychodzić, pomyślała Sol. Słowa Taran trafiały ją niczym uderzenia bicza, jakby były skierowane specjalnie do niej.
Jeśli ktoś zmarnował swoją młodość, to właśnie ja, myślała rozgoryczona.
Taran mówiła dalej:
– Tak, Miranda znalazła tego, który był jej pisany, więc właściwie nie musi słuchać mojego kazania, pomyślałam sobie jednak, że mimo wszystko chciałabyś z nami być.
– Obraziłabym się, gdybyś mnie nie zaprosiła – uśmiechnęła się Miranda.
– Tak myślałam. I… jeśli nie popełniam błędu, to Oriana również jest na właściwej drodze, jeśli chodzi o Thomasa?
– Taką mam nadzieję – odparła Oriana, pięknie się rumieniąc. – Ale on wciąż jeszcze nosi w sobie lęk i obrzydzenie.
– Ach, tak, po Griseldzie, to zrozumiałe. Ta wiedźma narobiła wiele złego.