— Czujesz coś? — spytała nie przestając się uśmiechać.
— Nie — odparł chłopiec nieco zduszonym głosem. Nie poczuł rzeczywiście nic. Ale nie zawsze trzeba coś aż poczuć. Czasem wystarczy zobaczyć, jak czyjaś ręka ni z tego, ni z owego pogrąża się człowiekowi w żołądku.
— A widzisz — ucieszyła się Sola. Wyprostowała się i obrzuciła Jarka czułym spojrzeniem swoich niebieskich oczu. — Teraz ty — zaproponowała. — No, uderz mnie…
Wyprostował rękę. I nie zdziwił się, kiedy ta ręka skierowana w jej ramię przeszyła tylko powietrze.
Sola cofnęła się kilka kroków, nie wracając już jednak na swoje dawne miejsce pod ścianą. Splotła ramiona na piersiach i spoważniała.
— Jestem modulowaną projekcją twoich pól mózgowych — powiedziała z naciskiem.
Jarek skinął głową.
— Tak — powiedział z przekonaniem. — Nareszcie jestem w domu…
Zaśmiała się.
— No, pomyśl, — rzuciła — skąd mogłam się tu wziąć? Sam widzisz, że nie jestem istotą z krwi i kości… jak wy to mówicie. A przecież ujrzawszy mnie, sądziłeś, że spotykasz kogoś znajomego. Kogoś, kto istnieje naprawdę… tam, na Ziemi. No więc? Czy naprawdę tak trudno zgadnąć, w jaki sposób mogliśmy tutaj wyświetlić obraz człowieka, którego ty znasz, ale którego my nie spotkaliśmy nigdy dotychczas? O którego istnieniu nie ma najmniejszej bodaj wzmianki w elektronicznej pamięci naszych komputerów?
W tym momencie Jarek poczuł, że z jego głową dzieje się coś niedobrego.
— Poczekaj… — zaczął błagalnym tonem. — Jak powiedziałaś? Projekcją … czego?
— Projekcją twoich pól mózgowych — powtórzyła. — Modulowaną, to znaczy wzmacnianą lub osłabianą, a przede wszystkim uzupełnianą przez specjalną aparaturę.
— Co to wszystko znaczy?
Sola uśmiechnęła się znowu. Tym razem tak, jakby chciała go za coś przeprosić.
— Po prostu odczytaliśmy twoją pamięć — powiedziała cicho. — Twoje myśli jeśli tak wolisz. Przecież dla nawiązania z tobą kontaktu, musieliśmy najpierw ustalić, jakim językiem się posługujesz. Potem należało ten język… udźwiękowić… prawda? Komputer „rozumiał” już co ty do nas mówisz, ale musiał jeszcze nauczyć się mówić na głos… tym twoim językiem. Nie miał tych dźwięków zakodowanych w swojej własnej pamięci, więc… no cóż, znowu posłużył się twoją. Odszukaliśmy w twoich myślach głosy, które tam były… to znaczy są. Głosy znanych ci ludzi. Oczywiście w pierwszym rzędzie natknęliśmy się na głosy tych ludzi, których znasz najlepiej i którzy są ci bliscy. Teraz już wiemy, że to byli twoi rodzice, koledzy, ta dziewczyna… Przypomnij sobie, że kiedy biegłeś w stronę statku, tam na Ziemi, ktoś do ciebie krzyczał… ktoś cię zatrzymywał…
— To był Olik — burknął Jarek.
— Nie wiem, kto to był — powiedziała z uśmiechem Sola. — Ale naprawdę to tylko komputer naszego pojazdu próbował ostrzec cię przed niebezpieczeństwem porażenia przez pole ochronne. Najpierw dawał sygnały świetlne…
A więc jednak… — przemknęło Jarkowi przez myśl.
— …A potem zaczął wołać. Ale nie umiał jeszcze posługiwać się twoim językiem, a tym bardziej sprawić, żeby to co mówi, było dla ciebie zrozumiałe. Przecież nawet już tutaj, ja…
Chłopiec przypomniał sobie nagle swoją niedawną „powietrzną” przygodę i ten głos, który radził mu „iść”…
— To ty do mnie mówiłaś! — wykrzyknął z tryumfem. — Tam, kiedy zrzuciliście mnie z pomostu!
Postać dziewczyny zafalowała.
— Oczywiście, że ja — przyznała przepraszającym tonem, ale…
— Dlaczego mi się nie pokazałaś? Dlaczego tam było tak ciemno?!
— Nie przerywaj mi… — poprosiła Sola, jakby nieśmiało. — Widzisz, nie byłam jeszcze gotowa, żeby ci się pokazać. Za mało wiedzieliśmy… I nawet mój głos brzmi chyba teraz trochę inaczej… czy nie przypomina ci bardziej tamtej prawdziwej dziewczyny, którą pamiętasz z Ziemi?
Po namyśle, niezbyt zresztą długim, chłopiec musiał przyznać, że tak.
— Widzisz — podchwyciła. — A wracając do komputera naszej sondy na Ziemi, pomyśl, jak mało miał czasu na zbadanie twojej pamięci, kiedy pojawiłeś się wtedy w lesie, tak blisko statku. Gdyby nie to, że zatrzymałeś się chwilę pod drzewem…
Jarkowi stanęła nagle przed oczami tamta scena, jakby rozegrała się minutę temu. Jak rozglądał się bojaźliwie, nasłuchiwał, jak sięgnął po kij… Więc oni cały czas go wtedy obserwowali… grzebali w jego pamięci, śledzili każde drgnienie jego myśli…
— Zatrzymałem się pod drzewem… — burknął bezwiednie. — Ciekaw jestem, co zrobiłby ktoś, tam u was, gdyby zobaczył nagle przed sobą ziemski samolot…
— Ja tylko tłumaczę, dlaczego nasz komputer nie zdążył cię wtedy ostrzec… — pośpieszyła z odpowiedzią Sola.
— To dlaczego nie wystartował? — chłopiec pozostał nieprzejednany. — Musiał czekać, aż podejdę i dotknę tego, jak mówicie, pola?…
Skinęła głową.
— Musiał — powiedziała z ubolewaniem. — Na pokładzie nie było wtedy automatów. Wyszły, żeby pobrać próbki…
— Jakie znowu próbki?
— No, gleby, roślin, kamieni… jak zwykle. Przecież wy robicie lak samo, kiedy wylądujecie w jakimś nieznanym miejscu. Poza tym były tam jakieś dziwne budowle… wkopane w ziemię. Jakby zaniedbane i porzucone. Teraz już wiemy, ale wtedy…
Jarek pomyślał o bunkrach i nagle zrobiło mu się przykro.
— No więc co z tymi automatami? — spytał szybko, żeby coś powiedzieć.
— Komputer nie mógł ruszyć pojazdu, zanim nie wróciły. A ty niespodziewanie zacząłeś biec. Musisz nam uwierzyć, że zrobił wszystko, co tylko mógł, żeby cię powstrzymać. Ale, jak już wiesz, nie mógł wiele. A potem…
— Wiem co było potem — mruknął. — Czy ty też będziesz mówić o sobie w liczbie mnogiej? O ile się nie mylę, właśnie zaczęłaś?…
Roześmiała się. Nigdy jeszcze nie widział Soli, śmiejącej się tak szczerze i serdecznie. To pewnie ta modulacja — rzekł sobie w duchu. — Coś poprawiają, coś zmieniają…
Modulowana Sola wyśmiała się wreszcie i mogła odpowiedzieć.
— Sam komputer bez dodatkowych urządzeń niewiele jest wart — wyjaśniła. — Niektóre z nich wy nazywacie przystawkami. Na przykład przystawka zapisująca, ta, która utrwala w pamięci komputera najróżniejsze informacje, tak żeby ktoś, komu będą potrzebne, mógł je sobie odtworzyć, kiedy tylko zechce. Albo przystawka tłumacząca z jednego języka na drugi. Czy też sygnały dźwiękowe na sygnały świetlne. Czasem, żeby zrozumieć jakiś obcy język, niekoniecznie mowę istot żywych, ale na przykład promieniowanie waszego słońca czy innych gwiazd, trzeba nie tylko posłuchać tego „języka”, ale i obejrzeć go na ekranie… obliczyć różne jego właściwości… No dobrze zreflektowała się — o tym wszystkim ludzie u was wiedzą tak samo dobrze jak my. No więc tych urządzeń jest dużo, tym więcej, im poważniejsze zadania stawia się komputerowi. Nie dziw się, że mówił o sobie per, „my”. Przecież on uruchamiał wszystkie po kolei, swoje zespoły… właśnie te przystawki. Poznawał cię… Tak długo szukał w twojej pamięci, aż znalazł potrzebne mu słowa, pojęcia, głosy… no i wreszcie mógł zaprojektować… mnie.
— A przedtem — obruszył się Jarek — mówił do mnie równocześnie głosem mamy i ojca… zresztą wszystko mu się plątało…
— Być może, że nam się to i owo plątało — przyznała Sola — ale koniec końców to tylko dzięki tym zabiegom rozmawiasz teraz ze mną i… czujesz się u nas nie najgorzej. Bo nie czujesz się źle, prawda?…