Выбрать главу

Sięgnął ponownie w stronę dziewczyny, lecz wywinęła mu się zwinnie.

— Nie dałem ci j ej!

— Więc mi ją zabierz — odparła wyciągając nadgarstek. Jej ramię było szczupłe, lecz ładnie zaokrąglone. Zastanawiał się, ile może ona mięć lat. Z pewnością była zbyt młoda na takie zabawy z dorosłym mężczyzną.

Ponownie sięgnął ku niej… i złapał jedynie powietrze.

— Dziewczyno, gniewasz mnie!

— Jeśli jesteś równie powolny w gniewie jak w ruchach, nie mam się czego bać, potworze.

Tym razem skoczył ku niej, lecz ponownie chybił.

— Chodź tu, malutki — zaszczebiotała, wyginając uniesiony nadgarstek tak, że metalowa taśma zalśniła kusząco. — Mówiłeś, że nie lubisz, jak z ciebie drwią, więc nie pozwól, żeby kobieta ci cos zabrała. Złap mnie.

Widział, że dziewczyna chce, by zaczął ją ścigać, i rozumiał, że nie powinien dąć się sprowokować, lecz ból w głowie i ciele pozbawił go ostrożności i zastąpił ją nagłą furią. Pognał za prześladowczynią.

Zaczęła uciekać wzdłuż ściany, oglądając się na niego i chichocząc. Była drobna i lekka, zwinna z natury. Jej ciało nie mogło ważyć więcej niż sto funtów, z bezkształtnym ubiorem włącznie. Gdy zbliżył się do niej, odskoczyła w bok i zakręciła się wokół pionowego pręta. Sos potknął się niezgrabnie.

— Masz szczęście, że nie jesteś w Kręgu! — zawołała. — Nie potrafisz nawet ustać na nogach!

Gdy ponownie zdołał się do niej zbliżyć, znalazł się już między tyczkami. Poruszała się wśród nich z łatwością, niewątpliwie płynącą z długich ćwiczeń.

Sos podążył za nią, chwytając się pionowych prętów i prześlizgując się wśród nich z rosnącą zręcznością. Pod wpływem wysiłku poczuł się lepiej, jak gdyby zrzucił z siebie letarg pozostały po pobycie w mroźnych górach. Ponownie się do niej zbliżył i ponownie spotkała go niespodzianka.

Dziewczyna skoczyła w górę i złapała za najniższy szczebel drabinki zwisającej z wysokiego sufitu. Zgięła się wpół, oparła o szczebel stopami i wspięła się w górę, jak gdyby nic nie ważyła. Po chwili znalazła się daleko od niego.

Sos chwycił za najniższy szczebel, znajdujący się akurat w zasięgu jego ręki, i stwierdził, że jest on zrobiony z giętkiego plastiku, podobnie jak dwie pionowe kolumny. Szarpnął na próbę. Po sznurach przebiegła fala, która potrząsnęła dziewczyną. Po sznurach? Uśmiechnął się i szarpnął mocniej, co zmusiło ją do złapania się drabinki z całej siły, w przeciwnym bowiem razie na pewno by z niej spadła. Wtedy, pewien, że zagnał dziewczynę w pułapkę, uwiesił się stopniowo na drabince całym ciężarem.

Mogła to utrzymać. Podciągnął się na szczebel. Nie był przyzwyczajony do podobnych ćwiczeń, lecz dawał sobie radę. Potrafił się obchodzić ze sznurem.

Zaniepokojona dziewczyna spojrzała w dół, lecz Sos dalej się wspinał, obserwując ją. Za kilka sekund będzie mógł złapać ją za stopę i ściągnąć w dół.

Zaczepiła się nogami o szczyt drabiny i zawisła głową w dół, wyginając ciało. Oswobodzonymi rękami zdjęła z ramion kombinezon i przesunęła go na biodra — w górę lub w dół, zależnie od punktu widzenia — po czym uchwyciła się jedną ręką drabinki i ściągnęła okrycie. Pod spodem miała skąpy, obcisły dwuczęściowy kostium, który okrywał zaledwie jej piersi i pośladki. Sos pomyślał, że zbyt nisko ocenił jej wiek. Miała bowiem kształty dojrzałej kobiety.

Przyjrzała mu się figlarnie, rozpostarła kombinezon i upuściła go prosto na jego uniesioną w górę głowę.

Zaklął, usiłując zrzucić to z siebie. Omal nie wypuścił z rąk drabinki. Dziewczyna poruszała nią teraz, być może w przekonaniu, że zdoła go strząsnąć, gdy będzie oślepiony. Poczuł, jak uderzyła go w dłoń, którą się trzymał.

Gdy w końcu odzyskał bezpieczną pozycję i zrzucił przywierający do ciała, pachnący lekko materiał, dziewczyna stała już na podłodze, chichocząc wesoło. Przeszła po prostu po nim!

— Czy nie chcesz odzyskać bransolety, niezguło? — zawołała.

Zsunął się na dół i zeskoczył na podłogę, lecz dziewczyny już tam nie było. Tym razem wdrapała się na przypominającą pudełko konstrukcję, wijąc się między prętami niczym latający wąż. Zanim zdołał podbiec, dziewczyna była już w środku i nie mógł jej dosięgnąć z żadnej strony, nie podążając tam za nią. Wiedział już, że w ten sposób nigdy jej nie złapie. Była wygimnastykowana, a wzrost i waga dawały jej całkowitą swobodę.

— No dobrze — powiedział niezadowolony, lecz już nie rozgniewany. Popatrzył z podziwem na jej gibkie, zdrowe ciało. Któż by się spodziewał takich krągłości po tak drobnej sylwetce? — Zatrzymaj ją sobie.

Po chwili, wykonawszy kilka obrotów, stanęła przed nim.

— Poddaj się!

Objął jej ramię palcami, stosując chwyt, który opanował, gdy rzucał sznurem. Ruch był zbyt szybki, by się przed nich uchylić.

— Nie.

Nawet się nie skrzywiła w mocarnym uścisku. Uderzyła Sosa kantem wolnej dłoni w żołądek, tuż pod linią żeber, kierując cios ku górze. Palce miała sztywne i wyprostowane.

Zdumiała go siła uderzenia, zadanego zupełnie niespodziewanie. Sparaliżowało go na chwilę, nie zwolnił jednak uścisku, lecz wzmocnił go jeszcze, miażdżąc jej młode, jędrne ciało.

Nawet wtedy nie cofnęła się ani nie krzyknęła. Ponownie zadała mu swój osobliwy cios kantem dłoni, tym razem w gardło. Eksplodował tam niewiarygodny ból. Zawartość żołądka podeszła mu do przełyku. Nie mógł nawet zaczerpnąć oddechu czy krzyczeć. Stracił przytomność, dławiąc się i krztusząc.

Gdy ponownie wrócił do siebie, siedział na podłodze. Dziewczyna klęczała przed nim, opierając mu dłonie na ramionach.

— Przepraszam, że to zrobiłam, Sos. Jesteś bardzo silny.

Spojrzał na nią apatycznie. Zdał sobie sprawę, że jej nie docenił. Mimo iż była kobietą, jej ciosy trafiały pewnie.

— Naprawdę chciałabym zatrzymać twoją bransoletę, Sos. Wiem, co to oznacza.

Pomyślał o tym, jak Sol oddał bransoletę Soli. Niedbałość tego gestu wcale nie oznaczała, że ich związek był słaby, mimo że opierał się na osobliwych warunkach. Czy miał teraz oddać swoją bransoletę jeszcze bardziej lekkomyślnie, tylko dlatego, że kobieta o nią poprosiła? Spróbował cos powiedzieć, lecz wciąż ściśnięta krtań nie pozwoliła mu na to.

Dziewczyna wyciągnęła rękę w jego stronę. Sięgnął po nią powoli i objął palcami. Przypomniał sobie, że walczył o Solę i przegrał, podczas gdy ta kobieta właściwie wyzwała go do walki o bransoletę i wygrała.

Może trzeba ją było zabrać mu siłą? Gdyby miał oddać bransoletę z własnej woli, wręczyłby ją jasnowłosej pannie Smith, gdyż wiedział, że tego pragnęła. Sola również wymusiła na nim miłość. Płynące stąd wnioski dotyczące jego natury nie podobały mu się, lepiej jednak było się z nimi pogodzić niż starać się zaprzeczyć faktom.

Ścisnął delikatnie bransoletę i opuścił rękę.

— Dziękuje ci, Sos — szepnęła i nachyliła się nad nim, by pocałować go w szyję.

Rozdział 16

Gdy się obudził, podejrzewał, że wszystko to było wytworem wyobraźni, podobnym do dziwadeł oglądanych w niemej telewizji. Nie miał jednak bransolety. Na jego lewej ręce pozostało tylko pasmo jasnej skóry. Tym razem, gdy był nieprzytomny, trafił do kolejnej prostokątnej kabiny. Czuł się dobrze. W jakiś sposób zabrano go z Góry, przywrócono do życia i pozostawiono tutaj, podczas gdy jego mały przyjaciel, Głupi, zginął. Nie potrafił odgadnąć, dlaczego tak się stało.