Выбрать главу

– Zależy, co mamy na myśli pod pojęciem „kluczowa” – uśmiechnął się Doggar. – To na pewno szczególna planeta. Ważna. Ale żadnych artefaktów, ruin, czy choćby przejść do innych światów nie stwierdziliśmy. Klucznicy tu nie mieszkają i nie sądzę, by kiedykolwiek mieszkali…

– Szanowny Doggar-ken – przerwał ten wywód Martin. – Ja i Irina odwiedziliśmy szereg planet. Talizman jest ostatnią z nich. I naszym zdaniem właśnie tutaj kryje się coś ważnego.

Doggar westchnął.

– Ale w ten sposób nie mogę wam pomóc. Podzielcie się swoimi domysłami i…

Martin zerknął na Irinę i kiwnął:

– Opowiedz mu. W końcu to w naszym wspólnym interesie.

Irina westchnęła.

– Szanowny Doggar-ken. Jakiś czas temu do moich rąk trafił pewien dokument…

Martin dolał sobie koniaku, odchylił się na oparcie wygodnego fotela. Przyjemnie posłuchać z boku własnych interpretacji i domysłów…

Klucznicy łagodnie, ale nieuchronnie cywilizują wszystkie dostępne im światy: łączą we wspólną sieć transportową, rozwijają technologie i wykorzeniają ksenofobię… Ten proces może doprowadzić rasy rozumne do rezygnacji z dalszego rozwoju – wszystkie potrzeby i tak będą sukcesywnie zaspokajane. Podobne działania prowadzono już tysiące lat temu, ale wówczas zostały przerwane falą kataklizmów, odrzucających cywilizacje wstecz, do stanu pierwotnego… Echa dawnej katastrofy doprowadziły do tego, że szereg cywilizacji wypracował mechanizmy obronne – aż do częściowej rezygnacji z rozumu czy powstrzymania rozwoju technicznego, a teraz działania kluczników przełamią te zapory… Istnieje pewna siła, posiadająca wolną wolę, porównywalna bądź równoznaczna z prawami natury, która nie dopuszcza do zatrzymania ewolucji i za jakiś czas – za minutę albo sto lat, owa siła ponownie przerwie działania kluczników…

– Jakie jest nasze miejsce w danym procesie? – zapytał bardzo poważnie Doggar-ken.

– Nie mam dowodów – odparł Martin – ale odnoszę wrażenie, że wasza cywilizacja dokonała jakiegoś bardzo radykalnego aktu samoobrony. Wszystkie rozumne rasy, mimo naturalnych różnic, mają jakiś potencjał do dalszego rozwoju. Dla uproszczenia nazwijmy go duszą…

Doggar-ken uśmiechnął się.

– Nie nalegam na religijne rozumienie tego pojęcia – dodał szybko Martin. – Tym bardziej, że dla was byłyby to tylko słowa… czysta abstrakcja. Ale ta dusza daje cywilizacjom takie rzeczy jak uczucia religijne, przeżycia mistyczne…częściowo, jak sądzę, również intuicję… A wasza cywilizacja – niech pan się nie obraża – jest bardzo mechanistyczna. W tym tkwi jej siła – stworzyliście wspaniały świat, racjonalny i komfortowy. Nie utraciliście ani emocji, ani rozumu. Ale zrezygnowaliście z czegoś innego. Być może właśnie to ochroni was przed nową apokalipsą…

– Dlatego, że nie jesteśmy już ważni – dla Boga albo Wszechświata… – wymruczał Doggar. – Tak?

Martin skinął głową.

– Może powinniśmy stworzyć sztuczną duszę? – zapytał Doggar i uśmiechnął się. – Dobrze, załóżmy, że we wszystkich punktach ma pan rację. Włączając naszą ochronę… bardzo chciałbym w nią wierzyć. Podzielam pański niepokój, Martinie, i pański lęk o los ojczystej planety jest mi bliski. Ale jakie znaczenie w całej tej historii ma Talizman?

– A jakie znaczenie ma on dla was? – odparował Martin. – Podzieliliśmy się naszą wiedzą. Teraz pana kolej.

Doggar westchnął:

– Początkowo zainteresowały nas trzy właściwości Talizmanu: zdumiewająca struktura mgły, nieprzerwana generacja energii przez skały i tak zwane sejfy.

– Dokładnie w takim porządku? – sprecyzowała Irina.

– Dokładnie w takim. Wszystkie zagadki mają swoje rozwiązanie. Tak zwana mgła jest skomplikowaną molekularną zawiesiną koloidową, neutralną dla organizmów żywych i pełniącą rolę ekranu ochronnego. Mgła pochłania promieniowanie twarde gwiazdy, przemienia w energię i przekazuje do skał. Mamy przed sobą zwykłą elektrownię – wielkości planety.

– Ha! – wykrzyknął Martin. – Czy te dane są dostępne?

– Były gdzieś publikowane – wzruszył ramionami arank. – Nie ma tu nic do ukrycia. Wykorzystanie tych technologii nie jest na razie możliwe, zresztą, czy chciałby pan otaczać swoją planetę warstwą mgły? Energię można czerpać w dowolnym punkcie Talizmanu, co właśnie robią wszyscy chętni.

– A sejfy? – spytała Irina.

– Naszym zdaniem sejfy – w głosie Doggara zabrzmiało wahanie – to po prostu syntezatory materii. Ogromną ilość energii, zrzucaną w skały, należy jakoś zutylizować. Najwygodniejszym sposobem jest synteza materii – to bardzo energochłonny proces.

– Przecież w ciągu tysięcy lat sejfy powinny napełnić się po brzegi – powiedziała nieufnie Irina.

– Sejfy nie tylko syntetyzują materię, ale również ją niszczą. Bezsensowna praca. Naszym zdaniem jakaś starożytna rasa, ale nie klucznicy, przemienili planetę w ogromną, autonomiczną fabrykę, produkującą różne przedmioty na życzenie. A gdy fabryka przestała być potrzebna, przestawiono ją na jałowy bieg – ponieważ okazało się to prostsze niż zatrzymywanie całego procesu. Planeta nadal działa w rytmie uruchomionego dawno temu cyklu – produkuje niezrozumiałe i zazwyczaj niepotrzebne rzeczy, a potem je niszczy. Odkryliśmy bezpośredni związek pomiędzy aktywnością słońca a częstotliwością pojawiania się artefaktów. Gdy gwiazda wypromieniowuje więcej energii, znaleziska trafiają się częściej – Doggar-ken uśmiechnął się. – Nie są nawet potrzebne szczegółowe badania, wystarczy obliczyć korelacje, podstawiając ogólnie dostępne dane – liczba poszukiwaczy, liczba znalezisk i aktywność gwiazdy. I wszystko od razu staje się jasne!

– Jakie to proste… – powiedziała rozczarowana Irina. – I to wszystko? Więc co tu jeszcze robicie?

– Próbujemy odnaleźć metodę sterowania sejfami – wyjaśnił Doggar. – Przecież to róg obfitości! A gdy już znajdziemy rozwiązanie tej tajemnicy, podzielimy się nim z innymi rasami! Możecie mi wierzyć, że ta jedna planeta wystarczy dla wszystkich ras!

– Ale na razie żadnych efektów? – zapytał Martin.

Doggar pokręcił głową.

– Niestety. Widzi pan, Martinie, nie może istnieć jakiś ogólny pulpit sterowniczy, wspólny dla wszystkich sejfów i umożliwiający ogólne sterowanie fabryką. To zbyt rozległa struktura. To powinno być znacznie prostsze – podchodzisz do sejfu, robisz coś i otrzymujesz potrzebną rzecz… – Doggar rozłożył ręce. – Tylko co należałoby zrobić? Wymówić hasło? Przyłożyć do sejfu jakiś szczególny klucz?

Martin westchnął, sięgnął do kieszeni i położył przed Doggarem szklany cylinderek.

– Oto on. Mógł pan powiedzieć wprost… To jest ten przedmiot, który Irina podawała za znaleziony klucz…

Doggar popatrzył zaskoczony na cylinderek, a potem bardzo powoli powiedział:

– To nie klucz. To, proszę mi wybaczyć, śmieć. To, bez urazy, wyczerpana bateria. Nasza bateria. Ma pan identyczne w swojej broni… wykorzystuje się je w każdym niemal urządzeniu aranków, wymagającym wysokiej mocy.

– Aha! – ucieszyła się Irina. – Znalazłam to w koszu na śmieci przy Stacji kluczników. Więc to wasza zabaweczka…

Doggar popatrzył na Irinę i skinął głową:

– Rozumiem. Udawała pani posiadaczkę cennego artefaktu, żeby zarobić… nie, chodziło o coś innego… żeby zdobyć większy szacunek społeczny na Talizmanie i poznać jego tajemnice!

– Właśnie – skinęła dziewczyna.

Doggar westchnął.

– Szkoda. Nawet przez chwilę nie wierzyłem w materialność klucza, sterującego sejfami. Ale pani znalezisko bardzo mnie zainteresowało…

Sięgnął po butelkę i dolał gościom koniaku.