Выбрать главу

– Był sam? – zapytała rzeczowo Irina. – Kurcze, a ja nic nie słyszałam…

– Przyszło trzech – wyjaśnił Martin. – Otworzyli drzwi, upewnili się, że nikogo nie ma, potem dwóch zeszło na dół, a tego zostawili, żeby poszperał w rzeczach. Jak się nazywasz, złodzieju?

Chłopak sapnął, ale nic nie powiedział.

– Irinka, nie wiesz czasem, jaka kara przewidziana jest na Talizmanie za kradzież z włamaniem?

– Więzień tu nie ma… Pewnie wyganiają z planety.

– Też mi kara! – prychnął Martin. – Trudno… Na sprawienie lania ten gnojek jest ciut za stary, a zabijać na razie nie ma za co… Kto cię tu przysłał?

– Szedłem korytarzem, patrzę, drzwi otwarte, zobaczyłem porozrzucane rzeczy, no to pomyślałem, wejdę, zobaczę, może coś się stało i ktoś potrzebuje pomocy… – wyrecytował wyuczoną kwestię chłopak.

– Ach, więc nie jesteś niczemu winien! – ucieszył się Martin. – Dobra, dosyć tego. Chcę pogadać z tymi, którzy cię przysłali.

– Nikt mnie nie przysyłał – upierał się chłopak. Pierwszy szok minął i teraz z każdą sekundą robił się coraz bardziej bezczelny. – Niech mnie pan puści, bo zacznę krzyczeć! I powiem, że groził mi pan rewolwerem!

– Groziłem? – zmartwił się Martin. – Daj spokój! Jeszcze ci nie groziłem…

Mocne uderzenie w twarz zmiotło chłopaka z krzesła. Chwilę później Martin siedział na jego brzuchu. Lufę pistoletu wsunął jeńcowi w usta.

– Wiesz, jak to było naprawdę? – wysyczał Martin. – Okradłeś mój pokój, gdy ja mocno spałem. Potem wszedłeś do pokoju dziewczyny i próbowałeś ją zgwałcić. Obudziły mnie jej krzyki i zdążyłem w samą porę, żeby cię zastrzelić!

– O, za próbę gwałtu karzą tu bardzo surowo – ożywiła się nagle Irina. – Nawet nie musisz do niego strzelać.

– Ha! – Martin uśmiechnął się radośnie i schował pistolet do kabury. – Gwałciciel! Obywatele Talizmanu! Schwytałem gwałciciela!

– Nie trzeba! – pisnął chłopak.

– A co? – wykrzyknął Martin, jednym szarpnięciem sadzając go z powrotem na krześle. – Nie chcesz? Kto cię tu przysłał? Gdzie oni są?

– Na dole… w barze…

– Idziemy – zarządził Martin, wlokąc chłopaka za sobą. – Rusz się.

Pechowy włamywacz nie kłamał. W pustej sali siedziało tylko dwóch mężczyzn – przypominający Japończyka starszawy Azjata i mężczyzna w średnim wieku, którego Martin ocenił jako ojca pryszczatego złodziejaszka. Martin podszedł do nich, popychając ofiarę przed sobą. Mężczyźni za stolikiem popatrzyli na siebie, ale nie spieszyli się, żeby wstać.

– Sprawa wygląda tak – powiedział Martin, stając przed stołem. – Albo ten młodzieniec próbował zgwałcić dziewczynę, albo wy kazaliście mu grzebać w moich rzeczach. W pierwszym wypadku idę do miejscowych władz… Rada poszukiwaczy, jeśli się nie mylę? W tym drugim szczerze rozmawiamy.

W ślad za Martinem zjawiła się Irina. Zatrzymała się przed schodami, oglądając salę z góry. W prawej ręce trzymała winchestera – dość niewygodnie, ale za to efektownie.

– A nie mówiłem? – powiedział ze smutkiem Japończyk do ojca złodziejaszka. I popatrzył na Martina. – Nie musi pan iść do władz. Jestem przewodniczącym rady poszukiwaczy.

– To znaczy, że porozmawiamy? – uściślił Martin.

– Tak.

– A ty idziesz do łóżeczka – poinformował Martin złodziejaszka, popychając go w stronę drzwi. Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać – widocznie na Talizmanie naprawdę nie lubili gwałcicieli. Martin usiadł przy stoliku z poszukiwaczami, w zadumie popatrzył na stojące przed nimi trzy pełne kufle piwa. Wziął jeden i upił duży łyk.

– Niech pan pokaże klucz – poprosił Japończyk.

– Nazywam się Martin.

– Moje imię brzmi Oono – skinął Japończyk. – Proszę nam pokazać klucz, panie Martinie. Niechże pan będzie tak uprzejmy.

Martin w milczeniu położył „klucz” przed nimi. Przez jakiś czas poszukiwacze obracali bateryjkę aranków w palcach, oglądali pod światło, a nawet wąchali. Japończyk przyłożył ją do policzka i przez jakiś czas siedział nieruchomo. W końcu pokręcił głową.

– Panie Martinie, wydaje mi się, że został pan wprowadzony w błąd. Na Talizmanie nigdy nie spotykano podobnych artefaktów. Zaryzykuję nawet sugestię, że ten artefakt nie jest artefaktem.

– Zapewne w ten bardzo oględny sposób informuje mnie pan, że dziewczyna mnie oszukała.

– Zakładam taką możliwość.

– Przecież widział pan ten klucz wcześniej – powiedział Martin. – I już pan stwierdził, że jest bezwartościowy. Po co więc ta idiotyczna próba kradzieży?

– A nie mówiłem? – Japończyk popatrzył z wyrzutem na milczącego poszukiwacza, po czym odwrócił się do Martina. – Zmyliło nas to, że klucz został kupiony. Zapewniam pana, że po ponownym obejrzeniu odłożylibyśmy go na miejsce.

– Ależ weźcie go sobie – machnął ręką Martin. – To tylko stara bateryjka aranków. I nikt nigdy nie twierdził nic innego.

– A nie mówiłem? – powtórzył Japończyk po raz trzeci. – Proszę przyjąć moje gratulacje, panie Martinie.

– Tylko tyle? – zdumiał się Martin.

– Oraz przeprosiny – dodał Japończyk. – Ale niech mi pan powie, czy nie było innej możliwości, by się spotkać i porozmawiać?

– Skąd mogłem wiedzieć, kto zna tajemnicę Talizmanu? – wzruszył ramionami Martin. – Rada poszukiwaczy mogła okazać się zbiorowiskiem biurokratów.

Japończyk spojrzał wymownie na drugiego mężczyznę.

– A nie mówił pan? – podpowiedział uprzejmie Martin.

– Koleś! – drugiego poszukiwacza w końcu odblokowało. – Zjawiłeś się i…

– Mogłem zastrzelić twojego synka na miejscu – przerwał mu spokojnie Martin. – A ty nie mógłbyś nic zrobić – przyłapałem go w moim pokoju na grzebaniu w moich rzeczach. A gdybyś chciał zabawić się w wendetę – zabiłbym również ciebie.

Poszukiwacz już zaczął wstawać, ale Japończyk rzucił mu groźne spojrzenie i awantura została stłumiona w zarodku.

– U nas wendeta jest zabroniona – oznajmił Oono. – Pańska broń termiczna również jest fałszywa?

– Ależ nie, dlaczego? Prawdziwa.

– To czemu jej pan nie wziął? Ma pan tak wysokie mniemanie o naszych nerwach?

– To jakoś tak nie po ludzku – skrzywił się Martin. – Do ludzi, z nieludzką bronią… Za to mam rewolwer.

– Obiecuję, że będę z panem szczery – powiedział Oono. – Co chce pan wiedzieć?

Martin z przyjemnością napił się piwa i pochylił się nad stołem. Milczący poszukiwacz mimo woli też się pochylił, a Japończyk przeciwnie, nieco odsunął.

– Znam tajemnicę Talizmanu – powiedział szeptem Martin. – Wiem, że może podarować człowiekowi wszechpotęgę!

Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania Martina. Milczący poszukiwacz zatrząsł się ze śmiechu. Japończyk uśmiechnął się skąpo i powiedział:

– Niech pan poprosi swoją dziewczynę, żeby do nas dołączyła. Nie mamy zamiaru panu grozić… Po prostu nie ma o co walczyć, panie Martinie.

– Wszyscy znają tę tajemnicę Talizmanu! – wyjaśnił przyczynę swojej wesołości ojciec złodziejaszka.

4

Nie pili już piwa. Zaspany kelner sam zaparzył kawę, Japończykowi podał zieloną herbatę, po czym oddalił się do pokoi na zapleczu. Widocznie panowie Oono i Matjas – bo tak się nazywał milczący poszukiwacz – cieszyli się na Talizmanie szacunkiem.

– Nie pamiętam już, kto pierwszy to powiedział – opowiadał niespiesznie Japończyk. – Ale plotki zaczęły krążyć już w pierwszym roku, gdy Amulet dopiero budowano… gdy kucyk Jurija jeszcze żył. A trzy lata temu już wszyscy mówili, że w sejfie można znaleźć detonator.