Martin niejasno pamiętał, że procedura wyjazdu do Bułgarii nawet w tajemniczych czasach ZSRR nie była aż tak skomplikowana, ale nie spierał się, tylko podsumował dyplomatycznie, choć banalnie:
– Każde czasy mają swoje przygody. A ty nie masz zamiaru nigdzie wyjechać?
– W moim wieku można się wybierać tylko w jedno miejsce – odparł kwaśno wujek. – Wino jest w lodówce, skocz no…
Gdy Martin wrócił z dwiema butelkami mołdawskiego cabernet (czy w ostatnich latach winorośl Mołdawii aż tak się poprawiła, czy ludzie stali się lepszymi specjalistami, w każdym razie zaczęło pojawiać się wino naprawdę odstane, z właściwą zawartością alkoholu, o stabilnym smaku), wujek siedział za stołem, wyprostowany, jakby kij połknął i trzymał w ręku Garnela i Czystiakową.
– Czytałeś? – zagadnął swarliwie wujek, potrząsając encyklopedią.
– A… tak, miałem w rękach – skinął głową Martin.
– Na Bibliotece byłeś, mówisz… – wujek przekartkował stary tomik. – Co za bzdura… też nie miałeś na co tracić historii… cmentarz to cmentarz, nawet galaktyczny… jeszcze się wyleżymy. Co to ja chciałem… – skrzywił się i powiedział: – Wypłacili mi emeryturę, ale nie mam zamiaru wycierać się po trzygwiazdkowych hotelach jak student… Cicho mi bądź! Zdzierać pieniędzy z siostrzeńca też na starość nie będę. Wypatrzyłem tu jedną taką planetkę, naprawdę interesującą…
Martin zerknął na otwartą stronę i nic nie powiedział.
– „Talizman! – odczytał uroczyście wujek. – Planeta otrzymała swoją nazwę po odkryciu tak zwanych sejfów – obiektów nieznanej natury, w których okresowo znajdowane są artefakty jednego z trzech typów – purpurowy proszek, spiralki i układy…” Taa, to nieważne… „Planeta pokryta jest dwumetrową warstwą szczelnej mgły o złożonej strukturze”. Dobrze się składa! Słońca jest teraz pod dostatkiem nawet w Moskwie… Wezmę ze sobą na wymianę jakieś specjały, tytoń, świeże gazety, naboje… przyprawy wezmę… Młodzi tego nie rozumieją, a przecież przyprawy już w średniowieczu były droższe od złota!
– Wujku… dlaczego właśnie tam? – zapytał Martin, nalewając wino.
Wujek zastanowił się przez chwilę, nałożył sobie wieprzowiny i w końcu powiedział speszony:
– A nawet nie wiem. Tak mnie jakoś ciągnie…
Przez chwilę Martinowi zrobiło się smutno. Tak się zdarza, gdy wiesz, że rozłąka z najbliższymi jest nieunikniona. Ale znalazł w sobie dość siły, by uśmiechnąć się i odpowiedzieć:
– No, skoro ciągnie… to znaczy, że trzeba.
– A może się przyłączysz?
– Nie teraz. Może kiedyś… a kiedy się wybierasz?
Wujek zastanowił się, próbując wino. Usatysfakcjonowany skinął głową i powiedział:
– Za jakieś dwa miesiące. Na jesieni.
– To dobrze – powiedział Martin.
I dolał sobie wina. Przecież każdy myśliwy, nawet taki, który poluje na ludzi lub na przyjemności życia, dobrze wie – nie ma nic lepszego niż dom, do którego na pewno kiedyś wrócisz.
2001-2002 rok
Siergiej Łukjanienko