Kellogg parsknął śmiechem. Zauważyła lekkie odchylenie od wzorca: inny ton głosu. Owszem, być może był zamkniętym w sobie fanatykiem, ale odczuwał stres. Trafiła blisko czułego punktu.
– Proszę cię, Kathryn. Po co miałbym to robić?
– Z powodu córki – odrzekła, nie bez współczucia.
Fakt, że nie zareagował, tylko patrzył jej w oczy, jak gdyby zastygł w ogromnym bólu, stanowił wskazówkę – choć ledwie zauważalną – że Dance zbliża się do prawdy.
– Niełatwo mnie oszukać, Winston. A ty jesteś w tym bardzo, bar dzo dobry. Tylko raz dostrzegłam u ciebie odstępstwo od typowego za chowania – kiedy była mowa o dzieciach i rodzinie. Ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Najpierw przypuszczałam, że to z powodu nas, że nie czujesz się swobodnie z dziećmi i walczysz z myślą, że mogłyby pojawić się w twoim życiu.
Potem chyba zauważyłeś moją ciekawość czy podejrzliwość i wyznałeś, że kłamałeś, że jednak miałeś córkę. Powiedziałeś mi o jej śmierci. To powszechnie stosowana sztuczka – przyznać się do jednego kłamstwa, żeby przykryć związane z nim inne. Na czym polegało kłamstwo? Rzeczywiście twoja córka zginęła w wypadku samochodowym, ale niezupełnie tak, jak to opisałeś. Prawdopodobnie zniszczyłeś raport policyjny w Seattle – nikt nie umiał go znaleźć – ale TJ i ja odtworzyliśmy całą historię.
Kiedy twoja córka miała szesnaście lat, uciekła z domu, bo rozwodziłeś się z żoną. Trafiła do pewnej grupy w Seattle – bardzo podobnej do Rodziny. Spędziła tam pół roku. Potem razem z trzema członkami sekty popełnili zbiorowe samobójstwo, ponieważ przywódca kazał im odejść, dlatego że okazali się nie dość lojalni. Wjechali samochodem do Cieśniny Puget.
To straszna myśl, że można zostać wyrzuconym z rodziny…
– Później wstąpiłeś do PZWP i odtąd powstrzymywanie takich ludzi stało się treścią twojego życia. Tylko że czasami przeszkadzało ci w tym prawo. I musiałeś wziąć sprawy w swoje ręce. Zanim przyjechałeś na półwysep, byłeś w Chicago. Dzwoniłam do znajomego z policji w Chicago. Pomagałeś im na miejscu jako ekspert od sekt. Według raportu twierdziłeś, że podejrzany strzelił do ciebie, musiałeś więc „zneutralizować zagrożenie”. Ale nie sądzę, żeby strzelał. Myślę, że go zabiłeś, a potem sam się zraniłeś. – Pokazała na swoją szyję, mając na myśli jego bandaż. – Czyli to też jest morderstwo, tak jak w wypadku Pella.
Poczuła gniew. Pojawił się nagle, jak słońce wyłaniające się zza ciemnej chmury. Musisz się bardziej kontrolować, powiedziała sobie. Ucz się od Daniela Pella.
Ucz się od Winstona Kellogga.
– Rodzina ofiary złożyła skargę. Twierdzili, że został wrobiony. Owszem, miał grubą kartotekę. Tak samo jak Pell. Ale nigdy w życiu nie dotknął pistoletu. Bał się zarzutu o napaść z bronią w ręku.
– Miał ją w ręku na tyle długo, żeby do mnie strzelić.
Lekki ruch stopy Kellogga. Prawie niewidoczny, ale wyraźnie sygnalizujący stres. A więc nie był całkiem odporny. Odpowiedź była kłamstwem.
– Dowiemy się więcej po lekturze dokumentów. Jesteśmy też w kontakcie z innymi stanami. Wygląda na to, że zgłaszasz się do pomocy miejscowej policji w całym kraju, ilekroć zdarza się przestępstwo z sektą w tle.
Charles Overby dawał im do zrozumienia, że sprowadzenie federalnego specjalisty od sekt było jego pomysłem. Poprzedniego wieczoru Dance zaczęła podejrzewać, że prawdopodobnie stało się inaczej i spytała szefa bez ogródek, w jaki sposób agent FBI został włączony w śledztwo w sprawie Pella. Overby kluczył i kręcił, lecz w końcu przyznał, że to Kellogg poinformował Amy Grabe z biura terenowego FBI w San Francisco, że jedzie na półwysep jako konsultant w pościgu za Pellem; decyzja nie podlegała dyskusji. Zjawił się tu zaraz po uporządkowaniu papierów sprawy w Chicago.
– Przeanalizowałam całą sprawę Pella. Michael O’Neil był niezadowolony, że zamiast obserwacji wolałeś szturm na pokój w Sea View. A ja nie rozumiałam, dlaczego chcesz wejść pierwszy. Znam już odpowiedź – żeby mieć okazję zastrzelić Pella. Wczoraj, na plaży w Point Lobos, kazałeś mu uklęknąć. A potem go zabiłeś.
– To ma być twój dowód, że go zamordowałem? Ułożenie ciała? Kathryn, doprawdy.
– Ekipa kryminalistyczna znalazła łuskę pocisku, który wystrzeliłeś w moją stronę, gdy byłam na klifie.
Słysząc to, zamilkł.
– Och, rozumiem, że nie zamierzałeś mnie zabić. Chciałeś tylko, że bym nie ruszała się z miejsca, została tam z Samanthą i Lindą i nie prze szkodziła ci w zabiciu Pella.
– To był przypadkowy strzał – odparł rzeczowym tonem. – Nie ostrożność. Powinienem się od razu przyznać, ale się wstydziłem. W końcu jestem profesjonalistą, a tu coś takiego…
Kłamstwo…
Pod spojrzeniem Dance jego ramiona nieznacznie opadły. Zacisnął usta. Dance wiedziała, że nie ma sensu oczekiwać przyznania się do winy – nawet na nie nie liczyła – ale Kellogg wyraźnie przeszedł do innego stanu reakcji stresowej. Widocznie nie był zupełnie obojętną maszyną. Trafiła celnie i cios okazał się bolesny. Dla Kathryn Dance było to równoznaczne z przyznaniem się do winy.
– Nie opowiadam o swojej przeszłości ani o tym, co się stało z moją córką. Może powinienem powiedzieć ci więcej, ale ty też raczej mało mówisz o swoim mężu. – Zamilkł na chwilę. – Rozejrzyj się wokół nas, Kathryn. Przyjrzyj się światu. Jesteśmy tacy podzieleni, tacy potłuczeni. Rodzina to ginąca instytucja, a jednak wszyscy pragniemy jej ciepła. Umieramy z pragnienia… I co się dzieje? Zjawiają się tacy jak Daniel Pell. I mamią bezbronnych i słabych. Pomyśl o kobietach z Rodziny – Samancie i Lindzie. Były grzecznymi dziećmi, nigdy nie zrobiły niczego naprawdę złego. I nagle zostają uwiedzione przez mordercę. Dlaczego? Bo kusił je tym, czego nigdy nie miały: rodziną.
Byłoby tylko kwestią czasu, kiedy one albo Jennie Marston czy ktoś inny omotany przez niego zacząłby zabijać. Albo porywać dzieci. Znęcać się nad nimi. Nawet w więzieniu Pell znalazł sobie wyznawców. Hu z nich po zwolnieniu zaczęło robić to samo co on?… Tych ludzi trzeba powstrzymywać. Jestem wobec nich agresywny i mam niezłe wyniki. Ale nie przekraczam granic.
Swoich granic, Winston. Ale nie możemy stosować twoich norm. Nie tak działa ten system. Daniel Pell też uważał, że nie robi nic złego.
Uśmiechnął się i wzruszył ramionami - emblemat, który miał oznaczać: ty widzisz to tak, ja inaczej. I nigdy nie dojdziemy do porozumienia.
To oczywiście był komunikat niewerbalny. Ale dla Dance brzmiał równie czytelnie jak deklaracja „przyznaję się do winy”.
Nagle uśmiech zniknął, tak jak poprzedniego dnia na plaży.
– Ale musisz wiedzieć jedno. To, co było między nami, było prawdziwe. Bez względu na to, co o mnie myślisz, to było prawdziwe.