– Wydaje mi się, że powinniśmy dorzucić nadużycie procedur prawnych i okłamywanie agenta śledczego. Jak sądzisz, Kathryn?
To nie przyszło jej do głowy.
– Wspaniale.
Grabe potarła policzek krótkim paznokciem, polakierowanym na ciemnoczerwone.
– Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł, Charles?
– Och, tak. Absolutnie.
Sobota
Rozdział 61
Na łóżku w tanim motelu przy Del Monte, niedaleko autostrady numer jeden, leżała zapłakana kobieta. Słuchając szumu aut dobiegającego od drogi, wpatrywała się w sufit.
Chciała przestać płakać.
Lecz nie potrafiła.
Bo odszedł.
Jej Daniel nie żył.
Jennie Marston dotknęła rany na głowie pod opatrunkiem, która okropnie piekła. Wciąż odtwarzała w pamięci ostatnich kilka godzin, jakie spędzili razem w czwartek. Stali na plaży na południe od Carmel, a on trzymał w ręku kamień w kształcie Jasmine, kota jej matki, jedynego stworzenia, któremu matka nigdy nie zrobiłaby krzywdy.
Jej Daniel powoli obracał kamień w dłoni.
– Właśnie tak pomyślałem, najdroższa. Wygląda jak śpiący kot. – Potem objął ją mocno i szepnął: – Oglądałem wiadomości.
– Ach, w motelu?
– Zgadza się. Najdroższa, policja już o tobie wie.
– Wie…
– Znają twoje nazwisko. Wiedzą, kim jesteś.
– Wiedzą?
– Tak.
– Och, nie… Danielu, kochany, tak mi przykro… – Zaczęła drżeć.
– Zostawiłaś coś w pokoju, prawda?
Wtedy sobie przypomniała. E-mail. Kartka tkwiła w kieszeni dżinsów. Łamiącym się głosem Jennie powiedziała:
– Wtedy pierwszy raz napisałeś, że mnie kochasz. Nie mogłam tego wyrzucić. Kazałeś mi, ale po prostu nie mogłam. Tak mi przykro. Nie…
– Już dobrze, najdroższa. Ale musimy porozmawiać.
– Oczywiście, kochany – przytaknęła, przygotowując się na najgorsze. Gładziła garbaty nos i wiedziała, że nie pomoże jej nawet ciche powtarzanie „anielskie pieśni, anielskie pieśni”.
Chciał ją zostawić. Kazać jej odejść.
Ale sytuacja była bardziej skomplikowana. Okazało się, że współpracuje z nim jedna z kobiet z Rodziny. Rebecca. Zamierzali razem założyć nową Rodzinę, uciec na szczyt jego góry i tam się osiedlić.
– Nie miałaś z nami jechać, najdroższa, ale kiedy cię poznałem, zmieniłem zdanie. Wiedziałem, że nie mogę bez ciebie żyć. Porozmawiam z Rebeccą. To może trochę potrwać. Rebecca jest… trudna. Ale w końcu zrobi to, co powiem. Polubicie się.
– Nie wiem.
– Najdroższa, tylko ty i ja będziemy naprawdę razem. Z nią nigdy nie byłem tak związany jak z tobą. Chodziło o coś innego.
Jeżeli miał na myśli tylko seks, to w porządku. Jennie nie była o to zazdrosna. Zazdrość budziła w niej tylko myśl, że mógłby kochać kogoś innego, komuś innemu opowiadać zabawne i ciekawe historie, kogoś innego nazywać swoją najdroższą.
– Ale teraz musimy być ostrożni – ciągnął. – Policja już cię zna i bez trudu może cię odnaleźć. Dlatego musisz zniknąć.
– Zniknąć?
– Na jakiś czas. Miesiąc czy dwa. Och, mnie też to się nie podoba. Będę za tobą tęsknił.
Widziała, że mówi szczerze.
– Nie martw się. Wszystko się ułoży. Nie zostawię cię.
– Naprawdę?
– Będziemy udawać, że cię zabiłem. Policja przestanie cię szukać. Będę cię musiał troszkę skaleczyć. Poplamimy krwią ten kamień i twoją torebkę. Pomyślą, że uderzyłem cię kamieniem i wrzuciłem do oceanu. Będzie bolało.
– Jeżeli dzięki temu będziemy razem. – (Pomyślała jednak: tylko nie włosy, żeby tylko znowu nie włosy! Jak ja teraz będę wyglądać?).
– Wolałbym sam się skaleczyć. Ale nie mamy innego wyjścia.
– W porządku.
– Chodź, usiądź tu. Złap mnie za nogę. Ściśnij mocno. W ten sposób będzie mniej bolało.
Ból był jednak straszny. Ale Jennie zagryzła swój rękaw, z całej siły zacisnęła dłonie na jego nodze i udało jej się nie krzyknąć, gdy nóż rozciął jej skórę i popłynęła krew.
Zakrwawiona torebka, zakrwawiony posążek Jasmine…
Podał jej adres motelu na Sutter w San Francisco, gdzie miała się zatrzymać. Obiecał zadzwonić do niej, gdy już będzie bezpiecznie.
Pojechali do miejsca, gdzie Daniel ukrył granatowego forda focusa skradzionego w Moss Landing. Dał jej kluczyki i tam się pożegnali. Jennie znalazła kolejny tani motel, a gdy tylko weszła do pokoju i włączyła telewizor, kładąc się na łóżku i ostrożnie dotykając pulsującej bólem rany na głowie, dowiedziała się z wiadomości, że jej Daniel został zastrzelony w Point Lobos.
Zaczęła krzyczeć w poduszkę. Tłukła kościstymi rękami w materac. Wreszcie, ukołysana własnym szlochem, zapadła w ciężki sen. Gdy się zbudziła, leżała w łóżku, wpatrując się w sufit, przebiegając wzrokiem od jednego rogu pokoju do drugiego. Bez końca. Obsesyjnie.
Przypomniała sobie nieskończenie długie godziny w swojej małżeńskiej sypialni, kiedy leżała z odchyloną głową, czekając, aż przestanie jej krwawić nos i ból ustąpi.
I w sypialni Tima.
I kilkunastu innych.
Jennie wiedziała, że musi wstać, ruszyć się. Szukała jej policja – ujrzała w telewizji swoje zdjęcie – ponura kobieta, z wielkim nosem. Oglądała ją z płonącą z obrzydzenia twarzą.
No więc rusz tyłek…
Mimo to od kilku godzin spędzonych w zapadniętym łóżku o wystających sprężynach, które przebijały się przez cienką narzutę, czuła w sobie coś dziwnego.
Nagłą zmianę, jak pierwszy podmuch jesieni. Zachodziła w głowę, co to może być. Wreszcie zrozumiała.