Uświadomiła sobie, że od początku traktowała zachowanie Wesa jak odstępstwo od normy, usterkę, którą należało usunąć.
Rodzice często uważają, że dzieci wysuwają uzasadnione zastrzeżenia wobec potencjalnych kandydatów na ojczyma czy macochę, a nawet osób, którymi matka czy ojciec interesują się tylko przelotnie. Nie możesz myśleć w ten sposób.
Dance nie była już jednak taka pewna. Może rzeczywiście zastrzeżenia czasem są uzasadnione. Może powinniśmy słuchać dzieci z taką samą uwagą i otwartością jak świadków przesłuchiwanych w śledztwie. Może od początku go nie doceniała. Oczywiście Wes był dzieckiem, nie partnerem, mimo to powinien mieć prawo głosu. Taki ze mnie ekspert kinezyki, który ustala wzorce zachowań i szuka odchyleń sygnalizujących, że coś jest nie tak.
Czy z Winstonem Kelloggiem zachowałam się niezgodnie ze swoim wzorcem?
Może reakcja chłopca była wskazówką, że tak.
Warto nad tym pomyśleć.
Dance była w połowie piosenki Paula Simona i nuciła melodię, nie pamiętając za dobrze słów, gdy usłyszała skrzyp furtki na dole.
Instrument zamilkł, a Dance uniosła wzrok, widząc wchodzącego po schodach Michaela O’Neila. Miał na sobie szaro-rudy sweter, który kupiła mu przed kilku laty, gdy była na nartach w Kolorado.
– Serwus – rzekł. – Przeszkadzam?
– Nigdy.
– Annę za godzinę ma wernisaż. Pomyślałem sobie, że wcześniej wpadnę.
– Cieszę się.
Wyciągnął z lodówki piwo i gdy skinęła głową, wziął drugą butelkę. Usiadł obok niej. Strzeliły kapsle. Oboje pociągnęli długi łyk becka.
Zaczęła grać instrumentalny utwór w opracowaniu na gitarę, starą celtycką melodię Turlougha O’Carolana, niewidomego wędrownego harfiarza irlandzkiego.
O’Neil milczał, pijąc piwo i kiwając do rytmu głową. Zauważyła, że patrzy w stronę oceanu – choć nie mógł go widzieć; zasłaniały go gęste sosny. Przypomniała sobie, jak po obejrzeniu starego filmu ze Spencerem Trącym o opętanym obsesją hemingwayowskim rybaku, Wes nazwał O’Neila „Starym człowiekiem z morza”. Detektyw i Dance śmiali się z tego serdecznie.
Kiedy skończyła grać, O’Neil powiedział:
– Jest problem z Juanem. Słyszałaś już?
– Z Juanem Millarem? Nie, o co chodzi?
– Przyszedł raport z autopsji. Wydział koronera znalazł wtórne przy czyny. Uznał je za podejrzane. Otworzyliśmy sprawę w biurze szeryfa.
– Co się stało?
– Nie umarł z powodu infekcji czy wstrząsu, do których zwykle do chodzi w ciężkich poparzeniach. Powodem była interakcja morfiny z difenhydraminą – to antyhistamina. Kroplówka z morfiną była otwarta szerzej niż powinna, a żaden z lekarzy nie przepisał antyhistaminy. Z morfiną to niebezpieczna mieszanka.
– To było umyślne?
– Na to wygląda. Nie mógł tego zrobić sam. Prawdopodobnie mamy do czynienia z morderstwem.
Dance przypomniała sobie szept matki, przekazującej jej ostatnie słowa Millara.
Zabijcie mnie…
Zastanawiała się, kto mógł być sprawcą tej śmierci. Sprawy eutanazji należały do najtrudniejszych i budzących największe emocje śledztw.
Dance pokręciła głową.
– Jeszcze po tym, co przeszła jego rodzina. Daj mi znać, jeżeli będziemy mogli coś zrobić.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Dance czuła zapach płynu po goleniu Michaela O’Neila i dymu z palącego się drewna. Bardzo spodobała się jej ta kombinacja. Znów zaczęła grać. „Freight Train” Elizabeth Cotten w wersji fingerpicking, najbardziej zaraźliwą melodię, jaką kiedykolwiek skomponowano. Wiedziała, że będzie jej dźwięczeć w głowie przez najbliższych parę dni.
– Dowiedziałem się o Winstonie Kelloggu – rzekł O’Neil. – Nigdy bym nie przypuszczał.
Wieści szybko się roznoszą. – Aha.
– TJ podał mi wszystkie makabryczne szczegóły. – Pokręcił głową i przywołał gestem Dylana i Patsy. Psy w kilku susach znalazły się przy nim. Dał im po ciastku Milk Bones z pojemnika stojącego obok butelki podejrzanej tequili. Psy chwyciły poczęstunek i popędziły w głąb ogrodu. – Zapowiada się ciężka sprawa – ciągnął. – Założę się, że Waszyngton naciska, żebyście ją sobie odpuścili.
– Och, tak. Będzie pod górkę.
– Jeżeli jesteś zainteresowana, możemy podzwonić w parę miejsc.
– Do Chicago, Miami czy Los Angeles?
O’Neil spojrzał na nią zdumiony, po czym parsknął śmiechem.
– Też ci to przyszło do głowy? Który trop wydaje się najlepszy?
– Zaczęłabym od podejrzanego samobójstwa w Los Angeles – oświadczyła Dance. – Jest w naszym stanie, więc podlega CBI, a Kellogg nie może twierdzić, że przywódca sekty zginął podczas próby zatrzymania. Poza tym zniszczył plik. Po co miałby to robić, gdyby nie był winien?
Postanowiła, że gdyby Kelloggowi udało się wywinąć od morderstwa Pella, co było możliwe, nie pozwoli zostawić tej sprawy w spokoju. Będzie go ścigać w innych miejscach.
I wszystko wskazywało na to, że nie będzie tego robić w pojedynkę.
– Dobrze - odrzekł O’Neil. – Spotkajmy się jutro i przyjrzyjmy się dowodom.
Skinęła głową.
Detektyw skończył piwo i wyciągnął następne.
– Nie wydaje mi się, żeby Overby był gotów zafundować nam wy cieczkę do Los Angeles.
– Trudno w to uwierzyć, ale chyba tak.
– Naprawdę?
– Jeżeli polecimy klasą turystyczną.
– I bez rezerwacji – dodał O’Neil.
Wybuchnęli śmiechem.
– Jakieś życzenia? – Stuknęła w pudło martina, które wydało dźwięk jak bongos.
– Żadnych. – Odchylił się do tyłu, wyciągając przed siebie zdarte bu ty. – Na co masz ochotę.
Kathryn Dance zastanowiła się przez chwilę i zaczęła grać.
Od autora
Biuro Śledcze Kalifornii, działające w ramach stanowej Prokuratury Generalnej, naprawdę istnieje, mam jednak nadzieję, że ofiarni funkcjonariusze tej znakomitej instytucji wybaczą mi, że pozwoliłem sobie nieco ją zreorganizować, tworząc fikcyjne biuro na malowniczym półwyspie Monterey. Dokonałem też kilku zmian w strukturze wspaniałego Biura Szeryfa Okręgu Monterey.