Dance sięgnęła do niebieskiej torebki Coach w poszukiwaniu legitymacji, nie reagując na widok zabawkowego nietoperza z zeszłorocznego Halloween, którego zapewne dla psoty podrzucił jej rano dwunastoletni Wes albo jego młodsza siostra Maggie, a może była to sprawka obojga. Pomyślała: oto życie pełne kontrastów. Godzinę temu jadła z dziećmi śniadanie w kuchni przytulnego wiktoriańskiego domu w idyllicznym Pacific Grove, mając u stóp rozradowane psy żebrzące o kawałek bekonu, a teraz znalazła się przy zupełnie innym stole, naprzeciw odsiadującego wyrok mordercy.
Znalazła legitymację i pokazała. Pell pochylił się, po czym patrzył przez chwilę w dokument.
– Dance. Interesujące nazwisko. Ciekawe, skąd pochodzi. Biuro… jakie?
Biuro Śledcze Kalifornii. Odpowiednik FBI w stanie. Panie Pell, zdaje pan sobie sprawę, że nasza rozmowa jest nagrywana? Zerknął w lustro, za którym szumiała kamera wideo.
– Waszym zdaniem naprawdę wierzymy, że wieszacie je po to, żebyśmy mogli sobie poprawiać włosy?
Luster nie umieszczano w pokojach przesłuchań w celu ukrycia kamer i świadków – współczesna technika umożliwia lepsze sztuczki – ale dlatego, że gdy ludzie widzą swoje odbicie, są mniej skłonni kłamać.
Dance uśmiechnęła się nieznacznie. Zdaje pan też sobie sprawę, że w każdej chwili może pan odmówić udziału w tym przesłuchaniu i wezwać adwokata?
Wiem więcej na temat procedury karnej niż cały rok absolwentów prawa z Hastings College razem wzięty. Co nawiasem mówiąc, brzmi dość zabawnie, jeśli to sobie wyobrazić.
Był bardziej elokwentny, niż Dance się spodziewała. I inteligentniejszy.
Przed tygodniem Daniel Raymond Pell, odsiadujący w Capitoli wyrok dożywotniego więzienia za zamordowanie w 1999 roku Williama Croytona, jego żony i dwojga dzieci, próbował przekupić więźnia wychodzącego niebawem na wolność, żeby załatwił dla niego pewną sprawę. Pell powiedział mu, że przed laty wrzucił do studni w Salinas dowody i niepokoi się, że te przedmioty mogą go wplątać w niewyjaśnione morderstwo bogatego właściciela farmy. Czytając niedawno o modernizacji wodociągów w Salinas, przypomniał sobie studnię i zaczął się obawiać, że dowody zostaną odkryte. Chciał, aby kompan zza krat odnalazł je i się ich pozbył.
Okazało się jednak, że Pell zwerbował niewłaściwego człowieka. Zwalniany więzień wyśpiewał wszystko naczelniczce, która zadzwoniła do biura szeryfa okręgu Monterey. Policjanci zastanawiali się. czy Pell mówił o niewyjaśnionym morderstwie farmera Roberta Herrona, pobitego na śmierć przed dziesięciu laty. Narzędzia zbrodni, prawdopodobnie młotka ciesielskiego, nigdy nie znaleziono. Biuro szeryfa wysłało ludzi, aby przeszukali wszystkie studnie w tej części miasta. Jak się można było spodziewać, funkcjonariusze znaleźli podartą koszulkę, młotek ciesielski i pusty portfel z wytłoczonymi inicjałami R. H. Dwa z odcisków palców na młotku należały do Pella.
Prokurator okręgowy w Monterey postanowił przedstawić sprawę wielkiej ławie przysięgłych w Salinas i poprosić agentkę Kathryn Dance. aby przesłuchała Pella w nadziei, że ten przyzna się do winy.
Dance rozpoczęła przesłuchanie, pytając:
– Jak długo mieszkał pan w okolicy Monterey?
Wyglądał na zaskoczonego, że nie zaatakowała od razu i nie zaczęła wymuszać na nim zeznań.
– Kilka lat.
– Gdzie?
– W Seaside. – Było to trzydziestotysięczne miasto na północ od Monterey, przy autostradzie numer 1, zamieszkane przede wszystkim przez młode rodziny robotnicze i emerytów. – Można tam więcej kupić za ciężko zarobione pieniądze – wyjaśnił. – Znacznie więcej niż w pani luksusowym Carmel. – Utkwił wzrok w jej twarzy.
Wysławia się poprawnie, zauważyła, ignorując jego próbę wysondowania, gdzie mieszka.
Dance wypytywała dalej o jego życie w Seaside i w więzieniu, przez cały czas uważnie go obserwując: jak się zachowuje podczas zadawania pytań i jak się zachowuje podczas odpowiadania. Nie zamierzała w ten sposób uzyskać informacji – odrobiła zadanie domowe i z góry znała każdą odpowiedź – ale chciała ustalić wzorzec typowego zachowania.
Podczas wykrywania kłamstw przesłuchujący biorą pod uwagę trzy czynniki: zachowania niewerbalne (mowę ciała, czyli kinezykę), zachowania werbalne (wysokość głosu, pauzy przed udzieleniem odpowiedzi) oraz treść wypowiedzi (co podejrzany mówi). Dwie pierwsze kategorie zachowań stanowią znacznie wiarygodniejsze oznaki fałszu, ponieważ o wiele łatwiej panować nad tym, co się mówi, niż nad tym, jak się mówi i jak nasze ciało reaguje na wypowiadane przez nas słowa.
Typowe zachowanie to katalog stałych reakcji obserwowanych u przesłuchiwanego, który mówi prawdę. Przesłuchujący porównuje ów wzorzec z zachowaniem swojego rozmówcy w chwili, gdy ten ma powód, by skłamać. Każde odchylenie od normy wskazuje na fałsz.
Wreszcie Dance, znając już profil reakcji prawdomównego Daniela Pella, przystąpiła do sedna misji, jaką miała wypełnić tego mglistego czerwcowego poranka w nowoczesnym i sterylnym gmachu sądu.
– Chciałabym zadać panu kilka pytań na temat Roberta Herrona.
Spojrzenie Pella prześliznęło się po niej, dokonując subtelniejszych oględzin: na chwilę zatrzymał wzrok na naszyjniku z masy perłowej dzieła jej matki, potem zerknął na szyję. Następnie na krótkie, polakierowane na różowo paznokcie. Na pierścionek z szarą perłą, który nosiła na serdecznym palcu, popatrzył dwa razy.
– Jak pan poznał Herrona?
– Przypuszcza pani, że go znałem. Otóż nie, nigdy w życiu go nie spotkałem. Przysięgam.
Ostatnie słowo było wyraźnym sygnałem kłamstwa, lecz z mowy jego ciała nie można było wyczytać żadnych oznak świadczących, że Pell mówi nieprawdę.
– Powiedział pan jednak więźniowi w Capitoli, żeby poszedł do studni i poszukał tam młotka i portfela.
– Nie. To on powiedział tak naczelniczce. – Pell posłał jej kolejny rozbawiony uśmiech. – Z nim pani może o tym porozmawiać. Ma pani bystre oko, agentko Dance. Widziałem, jak mi się pani przyglądała, że by sprawdzić, czy mówię szczerze. W jednej chwili zorientowałaby się pani, że facet kłamie, idę o zakład.
Nie reagując na tę uwagę, pomyślała, że podejrzani bardzo rzadko zdają sobie sprawę z faktu, iż są poddawani analizie kinezycznej.