Выбрать главу

– Wiesz, co mi powiedział, jak wróciłem? Wiesz, co mi powiedział o biurze w Union? Że to jedna banda pijaków. Istna melina. Przedtem milczał na ten temat, żeby nie wpływać na moją decyzję. Nie chciał stawać mi na drodze, gdybym jednak postanowił skorzystać z awansu. Biuro w Union słynie z agentów, którzy odwalają rano dwie godziny roboty, po czym resztę czasu spędzają w knajpie, albo i gorszych miejscach. I ja tam miałem wylądować! Nowy szef Żyd, wielki pan, dla którego każdy goj będzie chciał pracować! Miałem tam chodzić po barach i zgarniać ich z podłogi! Miałem im przypominać o obowiązkach wobec żon i dzieci! Oj, już widzę, jak by mnie pokochali moi chłopcy za taką przysługę. Możesz sobie wyobrazić, co wygadywaliby o mnie za plecami. Nie, lepiej mi tu, gdzie jestem. Wszystkim nam tutaj lepiej.

– Ale czy cię nie zwolnią za tę odmowę?

– Kochanie, zrobiłem, co zrobiłem. Koniec, kropka.

Matka nie uwierzyła jednak w to, co ojciec zrelacjonował jej jako opinię Szefa; uważała, że ojciec zmyślił ten argument, aby ona przestała się obwiniać za to, że nie chce przenieść dzieci do gojowskiego miasta, które jest rajem niemiecko-amerykańskiego Bundu, a tym samym pozbawia męża życiowej szansy.

Lindberghowie powrócili do Ameryki w kwietniu roku trzydziestego dziewiątego. Zaledwie parę miesięcy później, we wrześniu, Hitler, który zaanektował już Austrię i opanował Czechosłowację, podbił Polskę, na co Francja i Wielka Brytania odpowiedziały wypowiedzeniem Niemcom wojny. Lindbergh tymczasem wznowił aktywność publiczną i jako pułkownik amerykańskiego Korpusu Powietrznego jeździł po całym kraju jako delegat rządu USA, agitując za rozwojem amerykańskiego lotnictwa cywilnego oraz za rozbudową i modernizacją powietrznych sił zbrojnych. Gdy Hitler w błyskawicznym tempie zajmował Danię, Norwegię, Holandię i Belgię i bliski był pokonania Francji, a druga wielka europejska wojna stulecia szalała już na dobre, nasz pułkownik Korpusu Powietrznego kreował się na idola izolacjonistów – i wroga FDR – wzbogacając swą misję o nowy ceclass="underline" powstrzymanie Ameryki przed zaangażowaniem się w wojnę czy choćby udzieleniem jakiejkolwiek pomocy Brytyjczykom lub Francuzom. Między nim a Rooseveltem już wcześniej panowała silna animozja, lecz jawne oświadczenia Lindbergha, głoszone na masowych wiecach, w wystąpieniach radiowych oraz na łamach popularnej prasy, iż obecny prezydent zwodzi naród obietnicami pokoju, a potajemnie knuje plan włączenia się w konflikt zbrojny, skłoniło część członków Partii Republikańskiej do opowiedzenia się za Lindberghiem jako charyzmatykiem zdolnym wyeliminować „tego wichrzyciela z Białego Domu” z trzeciej kadencji prezydenckiej.

Im usilniej Roosevelt domagał się od Kongresu zniesienia embarga na zbrojenia i złagodzenia przepisów o neutralności kraju w celu uchronienia Brytyjczyków przed klęską, tym dosadniej wypowiadał się Lindbergh, wygłaszając w końcu swoje słynne radiowe orędzie w Des Moines, w hali pełnej wiwatujących sympatyków – orędzie, w którym za jedną z „najważniejszych grup pchających nasz kraj ku wojnie” uznał niespełna trzyprocentowy odłam populacji, określany przezeń na zmianę jako „naród żydowski” i „rasa żydowska”.

– Nikt uczciwy i obdarzony wyobraźnią – głosił Lindbergh – nie może patrzeć na żydowską politykę prowojenną dziś, w tym kraju, nie dostrzegając związanych z nią niebezpieczeństw zarówno dla nas, jak i dla samych Żydów.

Po czym z ujmującą szczerością dodał:

– Nieliczni dalekowzroczni Żydzi rozumieją to i zajmują stanowisko przeciwne interwencji. Większość jednak nie przejrzała jeszcze na oczy… Nie możemy ich winić za dbałość o to, co uważają za własne interesy, lecz musimy zarazem pilnować swoich. Nie możemy pozwolić, aby naturalne emocje i uprzedzenia innych nacji przywiodły kraj nasz do zguby.

Następnego dnia te same oskarżenia, które wywołały masowy ryk poparcia publiczności Lindbergha w Iowa, spotkały się z gwałtownym atakiem liberalnych dziennikarzy, sekretarza prasowego Roosevelta, żydowskich agencji i organizacji, a nawet samych republikanów w osobach prokuratora generalnego Nowego Jorku Deweya i prawnika z Wall Street Wendella Willkiego, którzy obaj byli potencjalnymi kandydatami na prezydenta. Wobec surowej krytyki ze strony członków gabinetu demokratycznego, zwłaszcza sekretarza spraw wewnętrznych Harolda Ickesa, Lindbergh wolał zrzec się stopnia pułkownika rezerwy niż służyć pod zwierzchnictwem FDR jako naczelny dowódca jego armii. Jednak Komitet Najpierw Ameryka, największa organizacja zwalczająca koncepcję interwencji, popierał go nadal i uważał za swojego głównego orędownika w obronie neutralności. Dla wielu członków Komitetu Najpierw Ameryka pogląd Lindbergha, iż Żydzi stanowią „największe zagrożenie dla tego kraju z racji swych wielkich wpływów na nasze kino, naszą prasę, nasze radio i nasz rząd”, nie podlegał dyskusji (nawet wbrew faktom). Gdy Lindbergh z dumą pisał o „naszym dziedzictwie europejskiej krwi”, gdy ostrzegał przed „rozmyciem przez obce rasy” oraz „infiltracją pośledniej krwi” (wszystkie te frazy pojawiają się w dziennikach z tamtych lat), dawał wyraz osobistym przekonaniom znacznej części szeregowych członków Komitetu Najpierw Ameryka, jak również rzeszy fanatycznych wyborców z całej Ameryki, znacznie liczniejszej, niż to sobie wyobrażał nienawidzący antysemityzmu Żyd pokroju mojego ojca, a nawet moja matka, żywiąca głęboko zakorzenioną nieufność wobec chrześcijan.

Rok tysiąc dziewięćset czterdziesty, konwencja republikanów. Gdy zasypialiśmy z bratem tego dnia – we czwartek, dwudziestego siódmego lipca – radio w salonie wciąż grało, a nasz ojciec, nasza matka i starszy kuzyn Alvin słuchali nadawanej na żywo relacji z Filadelfii. Po sześciu głosowaniach republikanie nie zdołali wyłonić kandydata. Nazwisko Lindbergha miało dopiero paść z ust jednego z delegatów, a on sam, uczestnicząc w naradzie inżynierów w pewnej fabryce na Środkowym Zachodzie jako doradca przy projekcie nowego myśliwca, nie był obecny na sali, ani też się go nie spodziewano. Kiedy Sandy i ja szliśmy do łóżka, głosy konwencji były podzielone między Deweya, Willkiego i dwóch wpływowych senatorów republikańskich, Vandenberga z Michigan i Tafta z Ohio – nic nie wskazywało na rychły przełom, ukartowany za kulisami przez partyjnych bonzów w rodzaju byłego prezydenta Hoovera, wysiodłanego z fotela przez FDR po walnym zwycięstwie tego ostatniego w roku trzydziestym drugim, czy gubernatora Alfa Landona, który cztery lata później poniósł jeszcze bardziej sromotną klęskę, pokonany przez FDR przewagą głosów nienotowaną dotąd w historii.

Ponieważ był to pierwszy duszny, gorący wieczór lata i okna we wszystkich pokojach zostawiono otwarte, Sandy i ja z konieczności słuchaliśmy dalej transmisji obrad, nie tylko z domowego radia, ile i z tego, które grało piętro niżej, a także – ponieważ od domów z przeciwka dzieliła nas ulica szerokości jednego samochodu – z odbiorników u sąsiadów po drugiej stronie. Działo się to na długo przedtem, nim klimatyzatory okienne wyciszyły odgłosy tropikalnych nocy, toteż transmisja z Filadelfii otulała jak koc cały ciąg domów od ulicy Kerr po Chancellor, gdzie w żadnym z trzydziestu paru dwurodzinnych domów, ani też w żadnym z mieszkań niedużego nowego bloku na rogu Chancellor, nie mieszkał ani jeden republikanin. Na takich ulicach jak nasza Żydzi twardo głosowali na demokratów, przynajmniej tak długo, jak długo na czele ich listy figurował FDR.