Выбрать главу

Środa, 7 października 1942

Pilotowany przez prezydenta Lindbergha „Spirit of St. Louis” odlatuje rankiem z Long Island, z tego samego pasa startowego, z którego wzbił się do samotnego transatlantyckiego lotu 20 maja roku 1927. Bez eskorty ochronnej, samolot mknie po bezchmurnym niebie nad New Jersey, Pensylwanią i Ohio, aż do Kentucky. Biały Dom powiadomiony zostaje o celu podróży prezydenta zaledwie na godzinę przed planowanym lądowaniem na skąpanym w południowym słońcu lotnisku cywilnym Louisville. Burmistrzowi Louisville, Wilsonowi Wyattowi, ledwo wystarcza czasu, by przygotować miasto i obywateli na wizytę prezydenta. Na płycie lotniska dyżuruje już mechanik, który ma sprawdzić maszynę i przygotować ją do powrotnego lotu.

Według policyjnych szacunków, co najmniej jedna trzecia z trzystu dwudziestu tysięcy mieszkańców Louisville przybyła pieszo z oddalonego o pięć mil miasta i już zapełnia pola i drogi okalające Bowman Field, gdzie prezydent po wylądowaniu podjeżdża gładko samolotem tuż pod platformę, na której zainstalowano dla niego mikrofon, by mógł przemówić do tłumów. Gdy cichną wreszcie powitalne okrzyki i głos prezydenta dociera do uszu słuchaczy, nie pada ani jedna wzmianka o Walterze Winchellu, ani jedna aluzja do zamachu sprzed dwóch dni, wczorajszego pogrzebu albo przemówienia burmistrza La Guardii po namaszczeniu go na następcę Winchella przez Franklina Roosevelta w nowojorskiej synagodze. Nie ma potrzeby nawiązywania do tych zdarzeń. To, że La Guardia jest, nie inaczej niż przed nim Winchell, balonem próbnym FDR w jego dyktatorskich zakusach na bezprecedensową trzecią kadencję prezydencką, że za „oszczerczą kampanią La Guardii przeciw naszemu prezydentowi” stoją ci sami ludzie, którzy w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym pchali Amerykę do wojny, zostało już barwnie objaśnione narodowi przez wiceprezydenta Wheelera w wygłoszonym minionego wieczoru improwizowanym wystąpieniu na forum Legionu Amerykańskiego.

Prezydent ma tłumom do powiedzenia tylko tyle: „W naszym kraju panuje pokój. Nasz naród pracuje. Nasze dzieci uczą się w szkołach. Przyleciałem tu, aby wam o tym przypomnieć. Teraz wracam do Waszyngtonu, by dalej strzec obecnego stanu rzeczy”. Kilka prostych zdań – jednak dla dziesiątek tysięcy obywateli Kentucky, którzy od dwóch dni są przedmiotem uwagi całego kraju, zdania te brzmią jak obwieszczenie końca wszelkich utrapień. Ponowny szał radości żegna prezydenta, który po tradycyjnie lakonicznym wystąpieniu żegna zebranych pojedynczym machnięciem ręki, po czym na powrót wciska swą szczupłą postać do kabiny pilota. Z pasa startowego uśmiechnięty mechanik daje znak kluczem francuskim, że wszystko zostało sprawdzone i maszyna jest gotowa do lotu. Silnik zaczyna się obracać, Samotny Orzeł macha ostatni raz na pożegnanie i „Spirit of St. Louis” z głośnym rykiem odrywa się zamaszyście od ziemi imponującego przepychem natury stanu Daniela Boone’a, by po chwili (jak przystało na pilota kaskadera, którym Lindy był za młodu, gdy pikował i śmigał nisko nad farmerskimi miasteczkami Zachodu – ku uciesze oszalałego z zachwytu tłumu) przefrunąć dosłownie o włos nad drutami telegraficznymi, rozpiętymi od słupa do słupa wzdłuż drogi numer pięćdziesiąt osiem. Wznosząc się powoli w ciepłym prądzie łagodnego wiatru z tyłu, najsłynniejszy mały samolot w historii lotnictwa – współczesny odpowiednik „Santa Marii” Kolumba i „Mayflower” Ojców Pielgrzymów – znika na wschodzie, by już nigdy nie ukazać się ludzkim oczom.

Czwartek, 8 października 1942

Poszukiwania naziemne na regularnej trasie lotów między Louisville a Waszyngtonem nie przynoszą żadnych dowodów katastrofy, chociaż przepiękna jesienna pogoda umożliwia ekipom poszukiwawczym głęboką penetrację nieprzystępnych gór Wirginii Zachodniej i staranne przeczesanie pustych po żniwach pól stanu Maryland, a policyjnym łodziom wysyłanym przez władze stanowe – całodzienne patrolowanie wód wzdłuż wybrzeży Marylandu i Delaware. W godzinach popołudniowych do akcji poszukiwawczej dołącza wojsko, straż przybrzeżna i marynarka wojenna, nie licząc setek mężczyzn i chłopców z wszystkich stanów na wschód od Missisipi, którzy zgłaszają się na ochotnika do pomocy jednostkom Gwardii Narodowej, powołanym przez gubernatorów poszczególnych stanów. Mimo to do godziny osiemnastej Waszyngton nie otrzymuje żadnych doniesień o znalezieniu samolotu lub jego wraku, w związku z czym o dwudziestej w domu wiceprezydenta odbywa się nadzwyczajne posiedzenie gabinetu. Na posiedzeniu tym Burton K. Wheeler oświadcza, że po konsultacji z Pierwszą Damą, przywódcami większości Izby Reprezentantów i Senatu, oraz szefem Sądu Najwyższego, postanowił w interesie kraju przejąć funkcję prezydenta, zgodnie z Artykułem II, Paragraf I Konstytucji Stanów Zjednoczonych.

Dziesiątki gazet w wydaniach wieczornych noszą na pierwszych stronach największy, najczarniejszy nagłówek, jaki widziano w prasie amerykańskiej od krachu giełdowego w roku dwudziestym dziewiątym – z posępną zgrozą (i ku zawstydzeniu La Guardii) dziennikarze pytają: GDZIE JEST LINDBERGH?

Piątek, 9 października 1942

Nim Amerykanie zbudzili się do nowego dnia, w Stanach Zjednoczonych ogłoszono stan wojenny, obejmujący cały obszar kontynentalny kraju i wszystkie podległe mu terytoria. W południe urzędujący prezydent Wheeler przybywa pod eskortą wojskową do Kapitolu, gdzie na zamkniętej sesji Kongresu obwieszcza, że FBI otrzymała informację o porwaniu prezydenta, który przetrzymywany jest przez osoby nieznane gdzieś na terenie Ameryki Północnej. Urzędujący prezydent zapewnia Kongres o powzięciu wszelkich środków mających na celu uwolnienie prezydenta i postawienie sprawców czynu przed sądem. Do tego czasu granice z Kanadą i Meksykiem pozostaną zamknięte, podobnie jak lotniska i porty morskie, a prawa i porządku w Dystrykcie Kolumbii strzec będzie armia Stanów Zjednoczonych, natomiast w innych stanach – oddziały Gwardii Narodowej, we współpracy z FBI i lokalnymi władzami policji.

ZNOWU!

Ten lakoniczny nagłówek obiega cały kraj, wydrukowany we wszystkich gazetach Hearsta nad ostatnimi zdjęciami dwudziesto-miesięcznego dziecka Lindbergha, wykonanymi w roku trzydziestym drugim, zaledwie parę dni przed jego porwaniem.

Sobota, 10 października 1942

Niemieckie radio państwowe podaje, że uprowadzenie Charlesa A. Lindbergha, trzydziestego trzeciego prezydenta Stanów Zjednoczonych i sygnatariusza historycznego Porozumienia Islandzkiego między Ameryką a Trzecią Rzeszą, jest dziełem konspiracji „żydowskich interesów”. Cytuje się ściśle tajne dane wywiadu Wehrmachtu, potwierdzające wstępne ustalenia Ministerstwa Stanu, że mózgiem spisku jest wojenny awanturnik Roosevelt – w kolaboracji z żydowskim sekretarzem skarbu Morgenthauem, żydowskim sędzią Sądu Najwyższego Frankfurterem i żydowskim baronem bankowym Baruchem – natomiast całość operacji, której celem jest przywrócenie Roosevelta do Białego Domu i rozpętanie globalnej wojny żydowskiej przeciwko nieżydowskiemu światu, finansuje międzynarodowa żydowska lichwa Warburga i Rothschilda, pod dowództwem Rooseveltowskiego poplecznika i gangstera, półkrwi Żyda La Guardii, burmistrza miasta Nowy Jork, oraz wpływowego żydowskiego gubernatora stanu Nowy Jork, finansisty Lehmana. Z danych wywiadu przekazanych FBI przez ambasadę niemiecką w Waszyngtonie wynika ponadto, że zamach na Waltera Winchella został zaplanowany i przeprowadzony przez tę samą sitwę Rooseveltowskich Żydów, która celowo i z premedytacją o-skarżyła o zbrodnię Amerykanów pochodzenia niemieckiego, aby wzniecić zjadliwą kampanię pod hasłem „Gdzie jest Lindbergh?” i tym samym skłonić prezydenta do odbycia wyprawy samolotem na scenę zamachu, celem dodania ducha obywatelom Louisville w stanie Kentucky, słusznie obawiających się żydowskiego odwetu. Tam – według raportu Wehrmachtu – podczas gdy prezydent przemawiał do tłumów, przekupiony przez żydowskich spiskowców mechanik (który również zniknął bez śladu, zamordowany, jak się podejrzewa, z rozkazu La Guardii) uszkodził radio pokładowe prezydenckiego samolotu. Tuż po starcie maszyny do Waszyngtonu pilot stwierdził niemożność nawiązania kontaktu z ziemią i innymi jednostkami powietrznymi, co wymogło na nim kapitulację, gdy „Spirit of St. Louis” osaczony został przez lecące na dużej wysokości myśliwce brytyjskie, które zmusiły go do zmiany kursu i zejścia po paru godzinach na lądowisko przygotowane w sekrecie przez międzynarodowe żydostwo, tuż za kanadyjską granicą Lemanowskiego stanu Nowy Jork.