Выбрать главу

I oto wieczorem, dwunastego – gdy leżeliśmy już w łóżkach, nie mogąc zasnąć – zabrzęczał telefon: to Seldon dzwonił z Kentucky na koszt abonenta. Była dziesiąta, a jego matka jeszcze nie wróciła do domu. Ponieważ znał nasz numer na pamięć (i nie wiedział, do kogo jeszcze mógłby zadzwonić), chwycił za słuchawkę, połączył się z centralą i pospiesznie, starając się wyartykułować wszystko, co konieczne, zanim strach odbierze mu głos, poprosił:

– Rozmowa na koszt abonenta. Newark, New Jersey. Summit Avenue osiemdziesiąt jeden. Waverley, trzy – czterdzieści osiem – dwadzieścia siedem. Moje nazwisko Seldon Wishnow. Chcę rozmawiać osobiście z panem lub panią Roth. Albo z Philipem. Albo z Sandym. Z kimkolwiek. Mojej mamy nie ma w domu. Mam dziesięć lat. Nic nie jadłem, a mama nie wraca. Proszę mnie połączyć z Waverley trzy – czterdzieści osiem – dwadzieścia siedem! Chcę rozmawiać z kimkolwiek!

Rankiem tego dnia pani Wishnow pojechała samochodem do Louisville, aby na życzenie zatrudniającej ją firmy zgłosić się do inspektora okręgowego w regionalnym biurze Metropolitan. Louisville oddalone było od Danville o ponad sto mil, a z uwagi na kiepski stan łączących je dróg, podróż tam i z powrotem musiała potrwać praktycznie cały dzień. Dlaczego inspektor okręgowy nie mógł powiadomić pani Wishnow, o co chodzi, listownie lub telefonicznie – tego nikt nigdy nie zrozumiał, nie poproszono też o wyjaśnienie samego kuratora. Mój ojciec podejrzewał, że firma zamierzała tego dnia zwolnić panią Wishnow z pracy – chcieli, by złożyła w biurze ręcznie spisaną listę swoich klientów, po czym zostawiliby ją na bruku, bezrobotną po sześciu zaledwie tygodniach zatrudnienia, siedemset mil od domu. Rzeczywiście, pani Wishnow nie przysporzyła firmie wielkich zysków przez tych kilka pierwszych tygodni pracy na wiejskich obszarach okręgu Boyle – jednak nie dlatego, że się nie przykładała, tylko dlatego, że po prostu nie było tam klienteli. Szczerze mówiąc, wszyscy dawni agenci okręgu Newark przeniesieni w teren przez Metropolitan w ramach akcji Osadnictwo 42 osiągali katastrofalnie niskie rezultaty pracy. W mizernie zaludnionych zakątkach odległych stanów, dokąd przesiedlono ich wraz z rodzinami, nie mieli szans zarobić nawet jednej czwartej tego, do czego przywykli, działając na wielkomiejskich obszarach New Jersey – choćby więc z tego tylko powodu mój ojciec wykazał się podziwu godną przezornością, porzucając pracę w agencji i zatrudniając się w zamian u stryja Monty’ego. Wcześniej nie był dość przezorny, żeby nas przerzucić przez granicę kanadyjską przed jej zamknięciem i ogłoszeniem stanu wojennego.

– Gdyby żyła… – mówił Seldon do mojej matki, gdy zgodziła się zapłacić za rozmowę i przyjęła jego telefon – gdyby żyła…

Płakał tak strasznie, że z początku nic więcej nie mógł powiedzieć; nawet te dwa słowa ledwo dały się zrozumieć.

– Uspokój się, Seldon. Sam sobie robisz krzywdę. Wprawiasz się w histerię. Oczywiście, że twoja mama żyje. Po prostu spóźnia się z powrotem do domu – nic więcej się nie stało.

– Ale gdyby żyła, zadzwoniłaby do mnie!

– A jeśli utknęła w korku na szosie? Jeśli coś się zepsuło w samochodzie i musiała go odholować do warsztatu? Czy takie spóźnienia nie zdarzały jej się już wcześniej, gdy mieszkaliście w Newark? Przypomnij sobie ten wieczór, kiedy padało, twoja mama złapała gumę, a ty przyszedłeś do nas na górę – pamiętasz? To na pewno nic poważniejszego niż dziurawa dętka, więc proszę cię, kochanie, uspokój się. Musisz przestać płakać. Mamie nic złego się nie stało. Sam się rozdrażniasz tym, co mówisz, ale to nie jest prawda, więc proszę cię bardzo, spróbuj wziąć się w garść i zachować spokój.

– Ale ona nie żyje, pani Roth! Tak jak tata! Teraz już oboje moi rodzice nie żyją!

I, oczywiście, miał rację. Nic nie wiedział o zamieszkach w dalekim Louisville, a o tym, co działo się w innych miastach Ameryki, słyszał piąte przez dziesiąte. Ponieważ w życiu pani Wishnow nie było miejsca na nic więcej prócz dziecka i pracy, w jej domu w Danville nie czytało się gazet ani nie słuchało radia przy kolacji tak jak u nas w Newark. Pewnie dlatego, że pani Wishnow była na to zbyt zmęczona, że zobojętniała na wszelkie nieszczęścia oprócz własnych.

Ale Seldon miał absolutną rację: pani Wishnow nie żyła, chociaż nikt o tym nie wiedział aż do następnego dnia, gdy dymiący wrak samochodu z jej szczątkami znaleziono w rowie przy polu kartofli, na równinnych południowych obrzeżach Louisville. Prawdopodobnie została pobita i okradziona, a samochód podpalony, w pierwszych minutach wieczornych zamieszek, które nie ograniczyły się do centrum Louisville, gdzie znajdowały się żydowskie sklepy, i dzielnic mieszkalnych, gdzie rezydowali nieliczni miejscowi Żydzi. Członkowie Ku-Klux-Klanu wiedzieli, że gdy zapłoną pochodnie i krzyże, robactwo będzie próbowało uciekać – dlatego zasadzili się na swe ofiary nie tylko przy szosie głównej, prowadzącej na północ do Ohio, ale i przy wąskich drogach lokalnych na południe. Tam właśnie pani Wishnow przypłaciła życiem znieważenie dobrego imienia Lindbergha przez nieżyjącego już Waltera Winchella, którego ton podchwyciła sterowana przez Żydów machina propagandowa premiera Churchilla i króla Jerzego VI.

– Seldon – powiedziała moja matka. – Musisz wziąć sobie coś do jedzenia. To pomoże ci się uspokoić. Otwórz lodówkę i weź sobie coś do jedzenia.

– Zjadłem już wszystkie ciasteczka Fig Newtons. Co do jednego.

– Seldon, ja mówię o porządnym posiłku. Twoja mama niedługo wróci, ale nie możesz tak siedzieć i czekać, aż cię nakarmi – sam musisz się posilić, i to nie ciasteczkami. Odłóż słuchawkę, zajrzyj do lodówki, wróć i powiedz mi, co tam masz do jedzenia.