Выбрать главу

– Był człowiekiem urodzonym w czasach renesansu. Przed tą epoką cała sztuka służyła Kościołowi, tego, co nastąpiło potem, nie muszę chyba Waszej Eminencji wyjaśniać. I jeszcze jedno… Michelangelo pochodził z Florencji, a Florencja zawsze była miastem grzechu.

– Fedrizzi powinien był zmyć te litery, kiedy tylko ukazały się pierwsze z nich. Teraz wie o tym już zbyt wielu ludzi. Ale znajdziemy wyjaśnienie i wówczas Watykan będzie na ustach całego świata.

– Ale wiesz równie dobrze jak ja, bracie w Chrystusie, że budowla naszego Kościoła postawiona jest nie tylko na fundamentach z granitu. W niektórych miejscach wyraźnie można zauważyć ślady osypującego się piasku…

– A więc Wasza Eminencja myśli poważnie – udał oburzonego kardynał Sekretarz Stanu – że nieżyjący już od czterystu lat malarz, który, co trzeba przyznać, nie był najlepiej traktowany przez najwyższą władzę, poprzez umieszczenie liter na jakichś tam freskach mógł narazić na niebezpieczeństwo Święty Kościół, Matkę Naszą?

– Po pierwsze, w przypadku naszego problemu nie chodzi o jakieś tam freski – powiedział siadając na łóżku Jellinek – ale o freski w Kaplicy Sykstyńskiej, bracie w Chrystusie. Po drugie, ten Michelangelo Bounarroti co prawda nie żyje, ale dla świata nie umarł. Michelangelo żyje, jest dzisiaj w pamięci ludzkiej o wiele bardziej żywy aniżeli za czasów swej egzystencji na tym padole. A po trzecie sądzę, że w swej nienawiści do papieży i Świętego Kościoła, Matki Naszej, użył wszelkich środków, jakie taki człowiek jak on mógł mieć do dyspozycji, aby się zemścić. Mówię to po przeprowadzeniu wyczerpujących badań.

– Wydaje mi się, że Wasza Eminencja spędza całe noce w Tajnym Archiwum. Jak ksiądz widzi, nie wyszło to księdzu na zdrowie.

– Było to twoje poruczenie, bracie w Chrystusie, to Wasza Eminencja polecił zająć mi się tą sprawą. A poza tym, zainteresowała mnie ona tak bardzo, że chętnie poświęciłem dla niej kilka godzin snu. Dlaczego ksiądz się śmieje, księże kardynale Sekretarzu Stanu?

– Nie chce mi się po prostu wierzyć – potrząsnął głową Gascone – aby osiem zwykłych liter, które na nasze nieszczęście ukazały się podczas oczyszczania jakiegoś fresku, mogły wywołać takie wzburzenie w Kurii Rzymskiej.

– Były już błahsze powody, bracie w Chrystusie, i znajdowały się daleko poza murami Watykanu.

– Spróbujmy sobie jednak wyobrazić rzecz następującą. Co się stanie, jeżeli Fedrizzi potraktuje jutro rano owe litery specjalnym środkiem, dzięki któremu one po prostu znikną?

– Mogę to Waszej Eminencji wyjaśnić. Informacje o tym fakcie pojawią się we wszystkich gazetach, a nas oskarży się o niszczenie dzieł sztuki. Co więcej, pojawią się domysły na temat znaczenia napisu oraz spekulacje, cóż takiego skłoniło Kurię do zniszczenia tych liter. Pojawią się fałszywi prorocy i będą głosić fałszywą wiarę, a szkody okażą się większe aniżeli korzyści.

Mówiąc to Jellinek otworzył dłoń i pokazał zgnieciony papier.

– Zająłem się już wyjaśnieniem znaczenia tych liter.

Cascone podszedł bliżej i spojrzał na kartkę.

– I co?

– A – I – F – A: Atramento ibi feci argumentum… Ten początek nie jest zbyt obiecujący.

Cascone był wyraźnie zakłopotany. Do tej pory nie przykładał do sprawy zbytniej wagi, ale teraz kardynał Sekretarz Stanu poważnie musiał zadać sobie pytanie, czy jednak Michelangelo na sklepieniu Kaplicy Sykstyriskiej nie zdradził jakiejś tajemnicy Kościoła.

– A w jaki sposób chce Wasza Eminencja dowieść prawdziwości tej interpretacji? – zapytał Cascone po chwili zastanowienia.

– Jak na razie nie mogę niczego dowieść, chociażby już z tego powodu, że znana jest mi jedynie połowa tekstu, ale już pierwsza próba interpretacji wykazuje, jak niebezpieczny dla Kościoła może być ten napis.

– Co więc należy uczynić, Eminencjo?

– Co należy uczynić? Między nami mówiąc, bracie w Chrystusie, zostaliśmy skazani na zastosowanie środków, przy pomocy których pracował florentyńczyk. I jeżeli był w przymierzu z Szatanem, to również i my musimy skorzystać z jego usług.

Cascone przeżegnał się.

3. W dniu święta papieża Marcelego

Pod wieczór tego dnia ciemnoniebieski fiat kardynała Jellinka zatrzymał się przed Palazzo Chigi. Podniszczona budowla, której nazwa pochodziła od bankiera Agostino Chigi, albowiem jej barokowy budowniczy popadł w zapomnienie podobnie jak wielu innych w tym mieście, miała nader burzliwą historię, na której aktualnym końcu znajdowała się skłócona wspólnota mieszkaniowa spadkobierców. Podzieliła ona budynek na mieszkania i wynajmowała je za bardzo wysokim czynszem. Ubrany prawie jak duchowny, szofer otwarł tylne drzwi samochodu. Kardynał wysiadł i skierował się w stronę małego bocznego wejścia, nadzorowanego przez kamerę umieszczoną nad drzwiami. Ze znajdującej się z boku hallu loży dozorcy domu pozdrowił kardynała przyjaźnie siedzący w niej Annibale. Przed dwoma laty, witając kardynała, przedstawił się od razu jako ateista i mrugając okiem dodał: Bogu niech będą dzięki! Kardynał wiedział, że Annibale oprócz swojej funkcji dozorcy domu zajmował się jeszcze wymianą pieniędzy, był motocyklistą jeżdżącym w crossach oraz członkiem KPI.

Jeszcze bardziej godna uwagi była żona Annibale, Giovanna, babsko w średnim wieku, która całkowicie zasługiwała na to miano. Jej głównym miejscem pobytu wydawała się być klatka schodowa; w każdym razie kardynał natychmiast zauważał, kiedy w drodze powrotnej nie spotykał Giovanny na schodach. Dawniej używał staromodnej windy, wokół której owijały się jak wąż w raju, obramowane kutą z żelaza balustradą szerokie schody. Pewnego razu jadąc windą spostrzegł, że Giovanna myje schody. Wydawało mu się, że czyniła to codziennie wiele razy. Od tyłu, przez szlifowane szybki wykładanej mahoniem windy, zauważył też jej mięsiste uda, które – miserere Domine *tkwiły w o wiele za krótkich pończochach, grzesznie obszytych kolorowymi wstążkami na ciemno obramowanych końcach. Wstrząśnięty tym zmysłowym zbłądzeniem kardynał wyspowiadał się następnego dnia u kamilianów w pobliżu Panteonu i zwierzył się zakonnikowi z hańby, jaką przyniósł swemu stanowi. Przed udzieleniem rozgrzeszenia poprosił spowiednika o odpowiednio surową pokutę. Jednakże kamilianin z Santa Maddalena potraktował go dobrotliwie i dając rozgrzeszenie kazał zmówić dwa Ojcze Nasz, dwa Ave Maria i dwie Glorie, dodając przy tym życzliwą radę, by obwiązał się w pasie sznurkiem świętej Teresy od Dzieciątka Jezus i w ten sposób odwrócił od siebie wszelkie nieskromne myśli. A poza tym taki widok sam w sobie nie jest grzeszny, dopiero owa pełna rozkoszy myśl, jaka się na skutek niego pojawia. Gdyby więc rzeczywiście delektował się w niskich celach owym widokiem, to i tak stoi przed nim otwarte wielkie serce świętego Kamila z Lellis *, pomagającego wszystkim chorym.

Wzmocniony tą duszpasterską otuchą i jeszcze raz upewniwszy w zasadach, jakie Encyclopaedia Catholica zamieszcza pod hasłem „czystość”, w dzień później wsiadł do windy, nacisnął guzik czwartego piętra i zamknął oczy, aby uniknąć jakiejkolwiek pokusy, wzywając na dodatek świętej Agnieszki. Jednakże jazda trwała krótko, zbyt krótko, aby osiągnąć swój cel na czwartym piętrze. Kiedy szarpnięcie wywołane nieoczekiwanym hamowaniem i hałas otwieranych drzwi zmusiły kardynała do otwarcia oczu, ujrzał przed sobą Giovannę i mimo iż na pewno nie pojawiła się przed nim jako uosobienie grzechu, czego dowodem mogłoby być trzymane przez nią w prawej ręce szare wiadro z cynkowanej blachy z brudną wodą oraz w lewej mokra szmata, i mimo że spojrzał na wchodzącą bardzo surowo, zaczął go znowu dręczyć podniecający widok, jaki ujrzał poprzedniego dnia. W pośpiechu i nie odpowiadając na przyjazne powitanie dozorczyni chciał od razu wyjść z windy. Jednakże, jak gdyby za poduszczeniem maczającego w tym swoje palce szatana, Giovanna zastąpiła mu drogę kołysząc bujnymi piersiami i wykrzyknęła, wywołując u kardynała przerażenie podobne do tego, jakie diabeł odczuwa na widok egzorcysty:

вернуться

* Panie, ulituj się

вернуться

* założyciel zakonu kamilianów