Wymieniony powyżej mówca miał kłopoty, by znaleźć posłuch i sprowadzić dyskusję do właściwego tematu, czyli interpretacji napisu w Kaplicy Sykstyńskiej, a potem udzielił głosu głównemu konserwatorowi, Bruno Fedrizziemu.
Główny konserwator, Bruno Fedrizzi, obszernie omówił, wskazując przy tym na technikę malowania fresków i chemiczną analizę odkrycia, osiem liter występujących na księgach i zwojach manuskryptów u proroka Joela, Sybilli Erytrejskiej oraz pozostałych postaci w kolejności odkrywania: A – IFA – LU – B – A. Wszystkie zostały wykonane a secco *, wraz z korektami, jakie Michelangelo naniósł po ukończeniu właściwych fresków zresztą w małym wymiarze, jak na przykład poprawki konturów, proporcji czy perspektywy.
Pytanie kardynała Sekretarza Stanu, Giuliano Cascone: – Czy można wykluczyć, iż będące tematem dyskusji litery zostały wykonane później inną ręką aniżeli Michelangela?
Fedrizzi zaprzeczył istnieniu takiej możliwości dowodząc, iż nieorganiczne pigmenty zawarte w farbach odkrytych liter odnaleźć można także w partiach cieni w scenach ze Starego Testamentu. Jeżeli w tej sytuacji ktoś powątpiewa w autentyczność owych liter, musi jednocześnie podać w wątpliwość autorstwo Michelangela jako twórcy całości fresków na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej.
– Czy w innych dziełach florentyńczyka można odnaleźć jakiekolwiek sygnatury? (pytanie Jego Eminencji kardynała Sekretarza Stanu).
Odpowiedź udzielona przez Riccardo Parentiego, profesora historii sztuki na uniwersytecie we Florencji: – Michelangelo, jak to było w zwyczaju w jego czasach, nie sygnował swych prac, pomijając fakt, że w namalowanych dziełach portretował także i samego siebie. Trudno zakwestionować podobieństwo rysów Michelangela do oblicza proroka Jeremiasza czy udręczonego ciała Bartłomieja w scenie Sądu Ostatecznego. Jednakże ostateczne wyjaśnienie tej właściwości florentyńczyka, poza czystą formą przedstawienia, nie nastąpiło do dnia dzisiejszego.
– Tak więc odkryte tajemnicze znaki mogą być całkowicie zgodne z charakterem twórczości florentyriczyka! (okrzyk Jego Eminencji kardynała Jellinka).
Odpowiedź profesora Parentiego: – Jest to zupełnie możliwe, tym bardziej że Michelangelo, poza freskami Kaplicy w Sykstyńskiej, nie namalował niczego godnego uwagi. Jak każdy wie, freski w Kaplicy Sykstyriskiej powstały na skutek kłopotów materialnych, nienawiści do papieża i Kurii oraz różnego rodzaju upokorzeń artysty; w każdym razie podejrzenia, iż jest to próba zemsty, bez względu na sposób jej wyrażenia, nie wydają się chybione. Już sama tematyka wybrana przez artystę dla papieskiej kaplicy domowej może być potraktowana jako prowokacja, o ile nie skandal. Proszę sobie wyobrazić, że współczesny artysta wymalowałby prywatną kaplicę Jego Świętobliwości postaciami ujmującymi, co należy przyznać, nagich dam i panów, odpowiadającymi współczesnym ideałom piękności, i zamiast chrześcijańskich symboli połączył je z prowokacyjnymi scenami przedstawiającymi problematykę narkomanii, masonerii czy muzyki młodzieżowej. Skandal dzisiaj nie mógłby być większy niż wtedy.
Pośród członków Świętego Oficjum zapanował niepokój.
– Z kłótni z papieżem – kontynuował Parenti – florentyńczyk wyszedł jako zwycięzca, jednocześnie pogardliwie wyrażając się w rewanżu o każdym malarstwie przedstawiającym sceny z Nowego Testamentu, czy w ogóle o malarstwie religijnym. Przywrócił nawet do życia posłańców ze świata rzymskiej i greckiej filozofii i duchów, złożył hołd Dantemu, neoplatonizmowi i sztuce antycznej, która przez Kościół jest potępiana publicznie jako pogańska. Do dnia dzisiejszego nie jest do końca jasne, dlaczego Jego Świątobliwość nie zaprotestował wtedy przeciwko tego rodzaju interpretacji artystycznej.
Okrzyk kardynała Jellinka, prefekta Kongregacji Wiary: – Jego Świątobliwość, Juliusz II, nie tylko protestował, ale wszczął nawet z upartym artystą gwałtowną kłótnię!
– Co to znaczy upartym! Wszyscy artyści, którzy zasłużyli na to miano, są uparci! (okrzyk ojca Augustyna Feldmanna, kierownika Archiwum Watykańskiego i pierwszego tajnego archiwariusza Jego Świątobliwości).
Pytanie Jego Eminencji kardynała Jellinka: – Jak mamy to rozumieć, bracie w Chrystusie?
Odpowiedź zapytanego: – Całkiem po prostu. Sztuka, która zasługuje na to określenie, nie jest przekupna, lub też mówiąc inaczej: byłoby nierozsądnym myśleć, że sztukę da się przekupić. Powyższa causa jest tego najlepszym dowodem. Jego Świątobliwość sądził co prawda, że Michelangelo wypełnia jego zlecenie, i pozornie też na to wyglądało. W rzeczywistości jednak artysta zemścił się na upokarzającym go zleceniodawcy i dokonał tej zemsty w taki sposób, iż Jego Świątobliwość nawet tego nie zauważył. Bądźmy szczerzy, konfiguracja owego wielkiego teatru świata, jaki Michelangelo namalował na sklepieniu Kaplicy Sykstyriskiej, pozwala na dowolny sposób interpretacji, pogląd zaś, iż artysta przedstawił symbolicznie trzy stany bytu stworzonego przez Boga człowieka, a więc formę cielesną, duchową i intelektualną, nie zadowala mnie. W każdym razie, nie w tej kofigracji symboli. Dzień powszedni, życie człowieka wypełnione są symbolami, jakie ostrzegają, przypominają, nakazują i zakazują, które się wzajemnie krzyżują i zwalczają. Nie ma symbolu absolutnego, symbolu, jaki w każdej epoce, we wszystkich kulturach miałby to samo znaczenie. Nawet krzyż, pozornie prachrześcijański symbol wielkanocnego zmartwychwstania i wiary, miał w innych kulturach zupełnie odmienne znaczenie. Z drugiej strony, istnieje dla wszystkich rzeczy i dla każdej z nich kilka, a czasami nawet wiele symboli. Chcę przez to powiedzieć, że aby w sposób tajemniczy wyrazić to, co miał zamiar przekazać Michelangelo, artysta nie potrzebował w żadnym wypadku posługiwać się pogańskimi wróżkami. I choćby Sybille miały w sobie coś boskiego, nie jest to część owego wszechmocnego Boga, którego wielbi Święty Kościół, a raczej któregoś z tych mieszkających na zboczach Olimpu.
Jego Eminencja kardynał Jellinek: – Padre, mówisz jak heretyk.
Padre Augustyn: – Powtarzam jedynie to, co musi być widoczne dla każdego wykształconego chrześcijanina, o ile posiada taką zdolność. Wspominam o tym tylko dlatego, aby to consilium podeszło do najnowszego odkrycia z taką ostrożnością, z jaką należy je traktować w omówionej przeze mnie sytuacji, byśmy któregoś dnia nie stanęli wobec tego problemu równie bezradni co Jego Świątobliwość Juliusz.
– A jakie znaczenie przypisuje ojciec instrypcji, którą zaskoczył nas Fedrizzi? (pytanie Jego eminencji kardynała Sekretarza Stanu, Giuliano Cascone).
– Do dnia dzisiejszego – zaczął z wahaniem padre Augustyn Feldmann – nie potrafię zdecydowanie zinterpretować znaczenia tych ośmiu liter. Choć są ludzie bardziej ode mnie powołani do tego, jednak chciałbym przedstawić swoje osobiste stanowisko wobec powyższego problemu, sądzę bowiem, że w tym celu zebraliśmy się tutaj.
Szmer aprobaty pośród wszystkich obecnych.
– Przypuszczam, że mamy tu do czynienia z ekscentryczną formą synkretyzmu, to znaczy pewnego rodzaju połączeniem myśli religijnych różnego pochodzenia w całość, która pozwala zapomnieć o wewnętrznych podobieństwach i sprzecznościach.
Stanowisko Jego Eminencji Mario Lopeza, podsekretarza Kongregacji Wiary i tytularnego arcybiskupa Cezarei: – Ta idea nie jest nowa i była już bardzo wyczerpująco dyskutowana. Synkretystami nazywano w szesnastym wieku tych filozofów, którzy chcieli pośredniczyć między Platonem a Arystotelesem, co, jak wiadomo, po prostu nie jest możliwe. Ale twoja wskazówka, bracie w Chrystusie, dotyczy zapewne raczej tematyki malarstwa aniżeli znaczenia napisu!