Выбрать главу

– Nie wiem nic! – odparł gwałtownie Jellinek. – Zupełnie nic, poza tym, że Michelangelo był człowiekiem znanym w świecie i utrzymywali z nim stosunki towarzyskie najbardziej znaczący ludzie jego czasów. Można więc założyć, że również jego wiedza była o wiele głębsza niż w przypadku większości innych ludzi, a także że dotarł do nowych obszarów świadomości, jakie w myśl chrześcijańskiej nauki i wiary były dla niego zakazane. Tylko tak i nie inaczej da się wytłumaczyć heretyckie malarstwo florentyńczyka.

Stickler zamienił się nagle w słup soli i zrobił uderzająco blady. Kardynał zadał sobie pytanie, co też mogło wywołać tak nagłą zmianę zachowania partnera – jego rozważania o Michelangelo czy też przesunięcie damy na e5. A może wyraźnie zmieszane spojrzenie Sticklera odkryło jakąś nową, druzgocącą kombinację? Wzrok papieskiego kamerdynera omijał jednak Jellinka i kiedy kardynał obejrzał się za siebie, nie zobaczył nic, co mogłoby jego zdaniem tak wzburzyć przeciwnika poza sprawiającym niewinne wrażenie brązowym papierem pakunkowym, na którym leżały dwa czerwone pantofle i zwykłe okulary. Prałat jednak wyglądał jak człowiek, który został uderzony w żołądek lub też jak ktoś, komu świadomość strasznego wydarzenia zmroziła krew w żyłach.

Kardynał przyglądał się Sticklerowi ze zdziwieniem; nie potrafił pojąć, w jaki sposób widok zawartości zagadkowej paczuszki mógł wywołać aż taki szok. Przez chwilę zastanawiał się nawet, w jaki sposób wyjaśnić Sticklerowi obecność tych dziwnych przedmiotów, jednakże prawda wydała mu się tak niewiarygodna, że zrezygnował z tego zamiaru.

Nagle prałat podniósł się sztywno z fotela, chwiejąc się na nogach przyciskał dłonie do brzucha, jak gdyby odczuwał nudości.

– Proszę mi wybaczyć! – powiedział nie patrząc na kardynała i mechanicznie, niczym lalka, wyszedł z salonu.

Jellinek usłyszał jeszcze trzask zamykanych drzwi, a potem mógł już tylko bezradnie wsłuchiwać się w panującą w mieszkaniu ciszę.

7. W czwartą niedzielę po Trzech Królach

Kardynał Sekretarz Stanu, Giuliano Cascone, celebrował niedzielną mszę u św. Piotra. Chór śpiewał jego ulubioną mszę, skomponowaną przez Palestrina, Missa Papae Marcelli. Cascone celebrował ją in fiocchi, w czerwonych, ozdobionych suto frędzlami szatach pontyfikalnych, w asyście Phila Canisiusa jako diakona; monsignore Raneri pełnił rolę subdiakona, akolitami zaś było dwóch dominikanów. Jako ewangelię Cascone wybrał fragment z Mateusza, 8, 23-27, w którym Jezus rozkazuje wzburzonym falom morskim:

„…I oto nawałnica wielka powstała na morzu tak, że fale łódź przykrywały. Jezus zaś spał. Oni podszedłszy do niego zbudzili go słowami: Panie, ratuj, giniemy! A On rzekł do nich: Czemu jesteście bojaźliwi, małowierni? Potem wstał, zgromił wiatry i morze i nastała wielka cisza…”

W czasie całej mszy myśli Cascone krążyły wokół słów ewangelii. Okręt Kościoła już nieraz przetrzymywał takie burze. Czy litery, które w tak tajemniczy sposób ukazały się na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej, oznaczały nadejście nowej burzy? Kardynał Sekretarz Stanu był odpowiedzialnym sternikiem i nienawidził sztormów.

Rzeczą trudną, prawie niemożliwą, było pomijanie milczeniem sykstyńskiej tajemnicy, kiedy więc po ostatnim chorale, jaki zabrzmiał w Capella Orsini, Cascone wraz ze swymi asystentami ruszył w stronę zakrystii bazyliki św. Piotra, Canisius powiedział: – Jesteś dzisiaj roztargniony, bracie w Chrystusie!

Cascone i Canisius nie byli tak naprawdę przyjaciółmi, ale należeli do tego samego gatunku mężczyzn. Mimo różnego pochodzenia – jeden był potomkiem starej rzymskiej arystokracji, drugi zaś synem amerykańskiego farmera – rozumieli się dobrze, dysponując ową pełną siły logiką i sposobem wysławiania, jaki jest typowy dla dawnych wychowanków jezuickich kolegiów. Ich zażyła znajomość była dla innych członków Kurii solą w oku, albowiem, jakkolwiek było, Cascone, Sekretarz Stanu, i Canisius, bankier, reprezentowali świecką władzę Kościoła.

Niedzielnymi przedpołudniami Capella Orsini przypomina w swoim świątecznym nastroju niebiański dworzec. Przy przebieraniu pomagali obu dostojnikom dwaj kanonicy. Cascone miał teraz na sobie komżę i mozettę, na którą narzucił czerwony jedwabny płaszcz; na głowę włożył czerwony kapelusz z galonem i złotą frędzlą, na nogi zaś czerwone buty ze złotymi sprzączkami Canisius preferował natomiast skromną czerń. Po przebraniu się kardynał Sekretarz Stanu wziął Canisiusa na stronę. Ich twarze zabarwiało ziemiście niebieskie i zielone światło powstałe na skutek padania promieni słońca przez postaci świętych wyobrażone na witrażach oprawnych w ołowiane ramy. Rozmawiali ze sobą półgłosem, stojąc w jednej z okiennych nisz.

– Zwariowaliście! – syknął Canisius. – Wszyscy powariowaliście z powodu ośmiu śmiesznych liter. Wygląda to, jak gdyby ktoś wsadził kij w mrowisko. Nigdy nie uwierzyłbym, że w tak prosty sposób można wyprowadzić Kurię z równowagi. I to z powodu ośmiu bezsensownych liter!

– Cóż mam uczynić? – Cascone uniósł ręce. – Bóg widzi, że nie jestem winien takiemu rozwojowi sytuacji. Mnie również bardziej by odpowiadało, aby konserwatorzy zmyli te litery w dniu ich odkrycia, ale teraz one istnieją i nie można ich przemilczeć, Phil!

– To znajdźcie wreszcie – wybuchnął Canisius – jakieś wytłumaczenie tego przeklętego znaleziska!

Kardynał Sekretarz Stanu obrócił Canisiusa tak, aby nikt nie mógł zrozumieć, co mówi w podnieceniu.

– Phil – powiedział – robię wszystko, co leży w mojej mocy, aby nasze dociekania doprowadziły do jakiegoś wyniku. Poleciłem ex officio Jellinkowi, by rozwiązał ten problem. Zwołał consilium składające się ze znakomitych fachowców, którzy dyskutują nad tym przypadkiem pod wszystkimi możliwymi aspektami.

– Dyskutują! Kiedy słyszę słowo „dyskutują”, robi mi się niedobrze! W taki sposób można nawet wydyskutować jakiś problem. Można stworzyć tajemnicę i zamienić ją w nader dyskutowany problem! Nie wierzę w żadną tajemnicę Kaplicy Sykstyńskiej, która mogłaby być niebezpieczna dla Świętego Kościoła.

– Święte słowa, bracie! Ale świat pragnie tajemnic. Ludziom nie wystarcza już pożywienie i ubranie, samochód i cztery tygodnie urlopu, ludzie pragną tajemnic. W religii nie poszukuje się już doskonałości, ale tajemniczości i mistyki. Te osiem zagadkowych liter namalowanych na mającym setki lat fresku jest właśnie tym, co ludzi podnieca. Najgrosze, co moglibyśmy zrobić w tej sytuacji, to rozgłosić o tym odkryciu, zanim nie znajdziemy dla niego wyjaśnienia.

– Jezus Maria! No więc znajdźcie jakieś, ale zróbcie to, zanim nie będzie za późno. Wiesz o tym, że od początku byłem przeciwny prowadzeniu tego dochodzenia, i wiesz także dlaczego. Teraz jednak, kiedy szatan ciągnąc za sobą swój piekielny smród skrada się korytarzami i tu i ówdzie pozostawia swój wstrętny ślad, moja nieprzychylność wobec całej sprawy zamieniła się we wściekłość i nienawiść. Zastanawiam się, jak powinienem postąpić w takiej sytuacji.

– Non in verbis, sed in rebus est *!Cascone uśmiechnął się zakłopotany. – Nie wiem, czy odesłanie Augustyna było rzeczą rozsądną. To mądry człowiek i jeżeli ktoś jest w stanie rozwiązać tę tajemnicę, to jedynie on. Powinieneś był słyszeć, w jaki sposób argumentował na consilium. Augustyn posiada nieskończoną wiedzę i talent do kombinacji. Posłużył się Apokalipsą św. Jana, aby pokazać, że każda złożona z liter czy liczb zagadka jest do rozwiązania, o ile znajdziesz do niej klucz. Jednakże klucz ten leży przeważnie tam, gdzie ani byś się go spodziewał. Augustyn posłużył się gnostykiem Basilidesem i odkrył, że za opisywanym przez Jana zwierzęciem z przynależną mu liczbą 666 ukrywa się rzymski cesarz Domicjan. A więc kto, jeżeli nie Augustyn, miałby rozwiązać tajemnicę Kaplicy Sykstyriskiej?

вернуться

* Nie w słowach, lecz w czynach wyraża się korzystne działanie