– Powodem, dla którego prosiłem cię, abyś zwolnił oratorianina – mówiąc to Canisius stał się wyraźnie niespokojny – nie jest jego niezdolność; obawiam się raczej jego wyczucia. Lękam się, że w czasie swoich poszukiwań wyniesie na powierzchnię to, co jest w głębi, i dotrze do rzeczy, które lepiej, aby pozostały ukryte. Wiesz, o czym mówię.
Na twarzy Cascone pojawił się wyraz bezradności. Mówiąc dalej, skinieniami głowy odpowiadał na milczące pozdrowienia przechodniów.
– Trudno jest schwytać borsuka, jeżeli zastrzeliłeś psa.
– A ten benedyktyn z Monte Cassino?
Kardynał Sekretarz Stanu wywrócił oczyma.
– Oczywiście, padre Pio to doświadczony, wykształcony człowiek, ale nie był w Rzymie od ponad czterdziestu lat i brakuje mu orientacji, orientacji uczonego takiego, jakim jest Augustyn; jeżeli rozumiesz, co mam na myśli.
– Pio jest człowiekiem w moim guście, z jego strony nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Augustyn jest natomiast bezwstydny, nie ma nic bardziej bezwstydnego bowiem jak świadomość swojej wiedzy. Ta świadomość jest bardziej bezwstydna niż wszystkie nierządnice Babilonu. W jego wiedzy ucieleśniona jest cała władza tego świata, wiedza bowiem to władza. To szatan, mówię ci – i Canisius wydął usta, jak gdyby chciał splunąć.
– Tssss! – Cascone przypomniał biskupowi o potrzebie zachowania spokoju. – Trudno będzie posunąć się do przodu bez pomocy Augustyna, z drugiej jednak strony wszyscy musimy się obawiać, dopóki ta tajemnica nie zostanie wyjaśniona, i jak długo owo niebezpieczeństwo unosi się nad naszymi głowami, strach będzie rozprzestrzeniał się w naszych szeregach.
– Strach? Przed czym? Przed kacerskimi myślami Michelangela? Bracie w Chrystusie, w trakcie swojej historii Święty Kościół przetrzymał już gwałtowniejsze sztormy. Przetrzyma również i to zagrożenie. Tego jestem pewny!
– Pomyśl o znakach zwiastujących niebezpieczeństwo – odezwał się po długiej chwili milczenia kardynał Sekretarz Stanu – o jakich pisze prorok Daniel. Kiedy babiloński król Baltazar obraził Boga po pijanemu, ukazały się palce ludzkiej dłoni i napisały na ścianie jego pałacu aramejskie słowa meneh, tekel u pharsin *. Znasz zapewne przeróżne interpretacje tego tekstu. Jedni mówią, że oznacza to: Policzona będzie każda mina, każdy szekel i pół szekla. Daniel natomiast znalazł zupełnie inne wyjaśnienie: Bóg policzył dni twego panowania, zostałeś zważony i znaleziony lekkim, twoje królestwo będzie podzielone. Król Baltazar został zabity tej samej nocy, a jego królestwo podzielono.
– To było dwa i pół tysiąca lat temu!
– Czy to coś zmienia?
– Michelangelo był malarzem, a nie prorokiem – odparł po chwili zastanowienia Canisius.
– Był rzeźbiarzem! – wpadł mu w słowo Cascone. – Był rzeźbiarzem, a nie malarzem. Do malowania Michelangelo został zmuszony przez papieża Juliusza. Jego Świątobliwość bez wątpienia niewiele znał się na sztuce i sądził, że jeżeli ktoś potrafi wykuć z marmuru posąg taki jak Pieta wykonana na zlecenie kardynała di San Dionigi, będzie także w stanie upiększyć sklepienie Kaplicy Sykstyńskiej.
– Panie Jezu! – wymamrotał Canisius.
– Nie powinniśmy zatem zakładać – kontynuował Cascone – iż za literami Michelangela ukrywają się na przykład pobożne psalmy. Gdyby Michelangelo ostro krytykował tylko jakiś problem wiary czy osądzał postępowanie Świętej Inkwizycji – wszyscy wiemy dobrze, że stworzenie tej instytucji nie było najszczęśliwszym pomysłem – wtedy nie musielibyśmy obawiać się tej literowej zagadki. Ale człowiek, którego umysł poznał tak dokładnie naturę ludzką, jej rozwój i przemijanie, który przedstawił naszego Pana Jezusa jako Anioła Zemsty, taki człowiek, możesz mi wierzyć, bracie w Chrystusie, nie będzie postępował jak prestidigitator, przejdzie po ciałach, które stworzył, i wyjdzie z tej bitwy jako zwycięzca.
– Twoje filozoficzne poglądy, Giuliano, mogą być nawet przemyślane, ale twoja fantazja przekracza moje zdolności pojmowania. Potrafię jednak sobie wyobrazić, że przy poszukiwaniu rozwiązania tego problemu mogą wyjść na światło dzienne sprawy, jakie przyprawią nas o większy ból głowy aniżeli początkowy problem. Więcej nie mam nic do dodania na ten temat.
– Ta causa – kardynał Sekretarz Stanu zaczął wymachiwać podniesionym palcem wskazującym – będzie traktowana specialissimo modo, rozumiesz? Specialissimo modo!
– Stąd też biorą się moje wątpliwości; w ten sposób otwieramy drzwi do wszelkich spekulacji i przypuszczeń. Podaj mi przykład jednej choćby tajemnicy, która nią pozostała w tych murach. I im bardziej tajna jest jakaś tajemnica, tym więcej mówi się na jej temat. Chcę przez to powiedzieć, że najgorszym wyjściem z sytuacji byłoby teraz zamknięcie Kaplicy Sykstyńskiej.
– Nikt nie ma takiego zamiaru – odparł Cascone – tylko co będzie, jeżeli odkrycie stanie się publicznie znane, zanim znajdziemy jego wyjaśnienie?
– Przyjrzałem się tym freskom. Po prostu przytłumcie nieco oświetlenie i uzasadnijcie ten krok względami konserwatorskimi, że świeżo oczyszczone fragmenty muszą się najpierw przyzwyczaić do jaskrawego światła albo coś w tym rodzaju.
Kardynał Sekretarz Stanu skinął głową, a potem wraz z Canisiusem ruszył dalej długim korytarzem wiodącym do bazyliki św. Piotra.
– Nie wiem – powiedział idąc Cascone – czasami wydaje mi się, że to odkrycie jest częścią Bożego planu, przy którego pomocy chce On pognębić naszą pychę. Świat jest zły, bezwstydny i pełen kłamstwa, dlaczego więc tutaj miałoby być inaczej?
Weszli do bazyliki przez furtę za filarem św. Andrzeja. Znajdująca się w tym miejscu tablica wylicza wszystkich papieży w historii Kościoła. Przez okna wpadało do środka jaskrawe wiosenne światło. Z Capella della Colonna dochodziły dźwięki chorału, rozsiewając wokół atmosferę modlitwy i pobożności.
8. Również w czwartą niedzielę po Trzech Królach
W tym samym czasie kamerdyner papieża, monsignore William Stickler, wszedł do bocznej nawy Capella Clementina bazyliki św. Piotra, pod której ołtarzem leżał pochowany papież Grzegorz Wielki. Przeszedł pod pierwszym przęsłem bocznej nawy i zatrzymał się na chwilę przy grobie Leona XI, papieża z rodu Medyceuszy. Kilkakrotnie jego wzrok przesunął się wzdłuż inskrypcji znajdującej się na rozecie jednego z cokołów: SIC FLORUI *. Odnosiła się ona do owych dwudziestu czterech dni, w czasie których ten papież sprawował swoje rządy w roku 1605. Jednocześnie Stickler obserwował jeden z konfesjonałów, bogato rzeźbione barokowe monstrum, tak jak gdyby oczekiwał na jakiś sygnał. Z tej odległości trudno było dostrzec, czy konfesjonał zajęty jest przez jakiegoś spowiednika, ale po chwili nagle uchyliło się jego dwuskrzydłe, oszklone środkowe okienko i ukazała się w nim biała chustka. Stickler natychmiast ruszył szybkim krokiem w stronę konfesjonału i wszedł doń przez prawe drzwi.
Po drugiej stronie ukośnej kraty Stickler rozpoznał twarz prefekta Kongregacji Sakramentów i Służby Bożej, kardynała Giuseppe Belliniego. Prałat sprawiał wrażenie podenerwowanego.
– Wasza Eminencjo – wyszeptał jąkając się – Jellinek znalazł się w posiadaniu pantofli i okularów Gianpaola. Widziałem je na własne oczy!