– A więc to od brata pochodzi ten tajemniczy podarunek?
– To nie jest podarunek, ale ostrzeżenie!
– Ostrzeżenie? – nie zrozumiał kardynał. – Kim pan jest? Czego pan chce? I w ogóle w jaki sposób dostał się pan tutaj?
Obcy machnął niechętnie ręką.
– A więc zawartość paczki nie jest Waszej Eminencji znana? Gianpaolo…
– Jezus Maria! – Jellinek zamilkł natychmiast. Kiedy obcy mężczyzna wymienił imię Gianpaola, natychmiast uświadomił sobie, jakie znaczenie ma dziwna zawartość pakietu. Kardynał poczuł, jak krew zaczyna mocno pulsować mu w skroniach. Okulary i pantofle papieża, który rządził tylko przez trzydzieści cztery dni! Tak, dopiero teraz przypomniał sobie (do tej pory nie przykładał nigdy wagi do tej sprawy), że wtedy, we wrześniu, krążyła po Watykanie pogłoska, iż zmarły Ojciec Święty został okradziony. Brakowało różnych, mało znaczących rzeczy z jego majątku. Jedna z plotek głosiła, iż zamordowano go, aby wejść w posiadanie tych przedmiotów. Kardynał przypomniał sobie to wszystko w chwili, kiedy obcy znowu odezwał się do niego z kamienną twarzą.
– A więc zrozumiał ksiądz?
– Czy zrozumiałem? – Jellinek poczuł nagle strach, trudny do wyjaśnienia śmieszny, zwykły strach. Poczuł lęk przed zemstą ubranego na czarno mężczyzny, jak Eliasz przed wściekłością Jezabel. – Nie – powiedział bezdźwięcznie – nic nie zrozumiałem. Proszę powiedzieć, czego pan chce ode mnie i kto pana do mnie przysłał?
Obcy uśmiechnął się szyderczo, w sposób, jaki człowiek uświadomiony uśmiecha się do nie uświadomionego.
– Zadaje ksiądz za dużo pytań, kardynale. Pytanie było pierwszym grzechem.
– Niech brat powie w końcu, czego chce! – powtórzył kardynał z uporem i zauważył, że drżą mu ręce.
– Ja? – odparł ironicznie ubrany na czarno mężczyzna. – Ja nie chcę niczego. Przychodzę z wyższego polecenia. Moi zleceniodawcy wyrażają życzenie, aby zaprzestano dochodzenia mającego wyjaśnić sens inskrypcji z Kaplicy Sykstyńskiej!
Kardynał Jellinek milczał. Był przygotowany na wiele odpowiedzi, ale ta odjęła mu mowę.
– Mój panie! – zawołał wzburzony po dłuższej chwili, kiedy się już opanował. – W Kaplicy Sykstyńskiej pojawiło się osiem zagadkowych liter, których nie można przemilczeć ani zlekceważyć. Posiadają one jakieś fatalne, tajemnicze znaczenie. Otrzymałem ex officio polecenie jego wyjaśnienia, które ustrzegłoby instytucję Kościoła od większych szkód. Z tego też powodu jako przewodniczący Świętego Oficjum zwołałem consilium, które będzie obradowało tak długo, aż nie zostanie znalezione rozwiązanie. I bez względu na motywy pańskiego życzenia może być pan pewny, iż byłoby największą głupotą zmycie tych liter lub ich zamalowanie, wtedy bowiem otwarto by drogę do wszelkiego rodzaju spekulacji.
– Być może jest to słuszne, co mówi Wasza Eminencja – odparł obcy – ale myli się ksiądz pod jednym względem: to nie jest życzenie, aby Wasza Eminencja zaprzestał swoich dochodzeń, to rozkaz!
– Otrzymałem polecenie ex officio…
– Nawet gdyby Pan Jezus osobiście polecił wykonanie tego zadania, Eminencjo, ma ksiądz zaprzestać dochodzeń. Niech Wasza Eminencja znajdzie jakieś szybkie wyjaśnienie, opłaci któregoś z ekspertów i opublikuje wyniki swoich „badań”, ale musi ksiądz wstrzymać prace consilium!
– A jeżeli odmówię?
– Nie wiem, kto jest bardziej przydatny Kurii, żywy czy martwy kardynał. Przesłano księdzu tę paczkę dlatego, aby Wasza Eminencja zrozumiał, jak poważna jest sytuacja. Chcę przez to powiedzieć, iż jeżeli usunięcie bez śladów papieża nie sprawiło, jak widać, żadnych większych trudności, to może ksiądz być pewny, że kardynał Jellinek zniknie o wiele szybciej i łatwiej. Śmierć Waszej Eminencji nie wywoła nawet sensacji w gazetach, jedynie drobne ogłoszenia w prasie codziennej, nekrolog w „Osservatore Romano”: „Kardynał Jellinek zmarł na skutek wypadku”, a w najgorszym razie: „Kardynał Jellinek popełnił samobójstwo”. Nic więcej.
– Niech pan zamilknie!
– Zamilknąć? Kuria, do której Wasza Eminencja należy, popełniła więcej błędów milcząc aniżeli mówiąc. Byłoby mi niezmiernie przykro, gdybyśmy nie doszli do porozumienia; jestem jednak pewny, że nie będzie ksiądz tak głupi, kardynale… Ale zaczynam się już powtarzać.
Jellinek podszedł do obcego. Był teraz w takim usposobieniu, jakie pojawia się u człowieka, kiedy to wściekłość zaczyna zamieniać się w odwagę.
– Niech pan posłucha, dziwny świętoszku – powiedział chwytając obcego za ramiona – natychmiast opuści pan moje mieszkanie…
– Albo…? – zapytał prowokująco kleryk.
W tym momencie kardynał zorientował się w śmieszności swej groźby i zrezygnowany puścił obcego, na którego twarzy znowu pojawił się szyderczy uśmiech.
– No dobrze – powiedział mężczyzna, otrzepując sutannę w miejscach, w których dotknął jej kardynał. – To i tak nie moja sprawa. Spełniłem jedynie funkcję posłańca i wykonałem otrzymane polecenie. Laudetur Jesus Christus.
To pozdrowienie zabrzmiało dziwniej w ustach kleryka słowa te były pełne kpiny i ironii.
– Proszę się nie fatygować! – powiedział jeszcze. – Wszedłem tu sam, potrafię też i wyjść bez niczyjej pomocy.
Takie właśnie zdarzenie miało miejsce w dniu święta Matki Boskiej Gromnicznej i kardynał nie był w stanie dowiedzieć się później, kim był tajemniczy gość i w jaki sposób w jego posiadaniu znalazły się rzeczy należące do papieża. Jego żądanie wydało się Jellinkowi niemożliwe do spełnienia. Ponieważ sprawa ta zrobiła się dzięki temu nawet jeszcze bardziej poplątana, zagadkowa, o głębszym podłożu, aniżeli początkowo sądził, kardynał Joseph Jellinek zdecydował się rozwiązać tę tajemnicę przy pomocy wszelkich dostępnych mu środków. Fakt, że grożono mu osobiście, tylko podbudował i wzmocnił w trudny do wyjaśnienia sposób jego zamiar, jako purpurat bowiem był nawet zobowiązany ryzykować swoim życiem w obronie nauki Kościoła – ad maiorem Dei gloriam?
Kardynał na razie postanowił milczeć na temat tego zagadkowego spotkania z nieznajomym, po pierwsze dlatego, że innym wydałoby się to mało wiarygodne, a po drugie, gdyż już następnego dnia sam zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie zetknął się z szatanem.
10. W poniedziałek po święcie Matki Boskiej Gromnicznej
Wymienieni uprzednio członkowie consilium, poszerzonego o profesora semiotyki Ateneum Laterańskiego, Gabriela Manninga, spotkali się pod przewodnictwem kardynała Josepha Jellinka w poniedziałek Wielkiego Tygodnia na swoim drugim posiedzeniu. Po wezwaniu Ducha Świętego kardynał zadał pytanie, czy ktoś z obecnych zna sens inskrypcji, z powodu której zebrano się w tym miejscu. Ponieważ wszyscy zaprzeczyli, Jellinek stwierdził, że należy poprosić o radę profesora Manninga, aktualnie najbardziej kompetentnego specjalistę w dziedzinie teorii i nauki znaków. Manning zapoznał się już ex officio z tym problemem i chciałby najpierw dokonać wstępnego objaśnienia szans odszyfrowania i istnienia różnych wersji treści inskrypcji.
Manning ostrzegł zebranych przed zbytnim optymizmem, związanym z możliwością rozwiązania tajemnicy w krótkim czasie; wszystkie wskazówki zawarte w zagadkowych literach skłaniają badacza do przyjęcia założenia, iż rozwiązanie leży poza Murami Leońskimi. Poszlaką może być choćby sama liczba ośmiu liter zawartych w szeregu AIFALUBA; symbolika chrześcijańska daje bowiem pierwszeństwo liczbie siedem. Potwierdzenie tej teorii profesor Manning widział w tematycznym ukształtowaniu pól na sklepieniu kaplicy, na którym Michelangelo podzielił chrześcijanską liczbę dwanaście z korzyścią dla dwóch grup Sybilli i proroków. Malarska tematyka Stworzenia Świata pozwala przy tym podejrzewać istnienie swoistego rodzaju uniwersalizmu, postracjonalistycznej wiary w symboliczność całego świata. Według niej, wszystko, co człowiek widzi i przeczuwa, jest szyfrem, symbolem, znakiem, odbiciem i alegoriami pozostającymi do siebie w tajemniczym stosunku, do którego należy tylko posiadać klucz, aby go zrozumieć. Podczas powstawania fresków sykstyńskich swoje wielkie dni przeżywali astrologowie, pitagorejczycy, gnostycy i kabaliści; wielu, przede wszystkim wykształconych ludzi, uległo czarowi magiczno-mistycznych idei tamtej epoki. W ten sposób można by dowieść istnienia autentycznej alchemii słowa, przy pomocy której mistycy i magowie alfabetu zajmowali się brzemieniem słów i liter, ich dźwięcznością i znaczeniem.