Monsignore wysłuchał opowieści Jellinka w milczeniu, a potem bez słowa wziął do ręki słuchawkę telefonu i wykręcił jakiś numer.
– W sprawie Jellinka, Eminenza – powiedział – nastąpiła dziwna, godna uwagi zmiana. Powinien Wasza Eminencja sam wysłuchać jego historii.
Wkrótce potem w mieszkaniu Sticklera pojawił się kardynał Bellini i Jellinek powtórzył mu swoją opowieść o tym, w jaki sposób, bez swego udziału, znalazł się w posiadaniu papieskich pantofli i okularów.
– Dlaczego Wasza Eminencja mówi o tym dopiero teraz? – zapytał Bellini.
– Takie wyznanie jest możliwe tylko w przypadku poczucia winy. Tajemnicza zawartość tej paczki, jaka znalazła się w moim posiadaniu, nie wywołała zaś we mnie podobnego wrażenia. Dowodem na to może być fakt, iż nie ukryłem nawet tej paczki, kiedy monsignore Stickler przyszedł do mnie na szachy. Gdybym miał jakiekolwiek pojęcie o znaczeniu jej zawartości, to przecież schowałbym ją, a nie pozostawił na wierzchu! Proszę także nie zapomnieć o jednym: kiedy zmarł papież Gianpaolo, nie należałem jeszcze do Kurii.
– Po czyjej stronie ksiądz stoi? – zapytał wprost kardynał Giuseppe Bellini.
– Po czyjej stronie? Jak mam to rozumieć?
– Jak ksiądz zapewne zauważył, księże kardynale, Kuria nie stanowi jedności i nie każdy jest przychylny drugiemu. To całkiem naturalne w takim zbiorowisku ludzi różnych narodowości i pochodzenia. Nie musi ksiądz odpowiadać na to pytanie teraz, ale chciałbym zapytać Waszą Eminencję tylko o jedno: chyba mogę uważać księdza za przyjaciela?
Jellinek skinął głową.
– Papież Gianpaolo – kontynuował kardynał Bellini – padł ofiarą spisku. To nie ulega najmniejszej wątpliwości. A zniknęcie różnych rzeczy, niech mi Wasza Eminencja wierzy, jest tylko jedną z poszlak.
– Znam te pogłoski – odparł Jellinek – ale muszę przyznać, że do tej pory odnosiłem się do nich sceptycznie. Nieoczekiwana śmierć papieża może być powodem wielu spekulacji.
– A ta dziwna paczka?
– Ten fakt rzeczywiście zmusza mnie do zmiany stanowiska, bez wątpienia bowiem jest za nią ukryty jakiś wyraźny cel. Wychodząc z założenia, że Gianpaolo został naprawdę zamordowany, należy potraktować zawartość tej paczki jako groźbę, a ponieważ nie wywarła ona na mnie żadnego wrażenia, wysłano do mnie posłańca, który powtórzył ją ustnie – i zwracając się do Sticklera Jellinek zapytał: – Co to były za dokumenty, które zniknęły z sypialni papieża, monsignore?
– Kamerdyner papieża jest zobowiązany do milczenia – wpadł mu w słowo Bellini. – Ale nie jest tajemnicą, że dokumenty te zawierały nazwiska członków Kurii.
– Rozumiem – odparł Jellinek.
– Jest ksiądz odważnym człowiekiem, Eminenza – powiedział po chwili zastanowienia Bellini. – Nie wiem, jak zachowałbym się na księdza miejscu. Sądzę, że byłbym raczej Piotrem aniżeli Pawłem, i na Boga, być Piotrem w takiej sytuacji nie jest żadną hańbą.
Na tym zakończyła się rozmowa i kardynałowie rozeszli się. Także i teraz Jellinek nie wiedział, czy może ufać Belliniemu. Nie miał również w dalszym ciągu pojęcia, do jakiej partii czy ugrupowania w Kurii należał Bellini, kim byli jego przeciwnicy i przyjaciele. Zdecydował się więc być nieufnym wobec każdego i wszystkich razem.
Noc po przybyciu do Rzymu brat Benno spędził w tanim pensjonacie na Via Aurelia. Następnego dnia poszedł do oratorium na Awentynie. Opat Odilo przyjął obcego zakonnika z ową uprzedzającą grzecznością, jaka cechowała klasztor już od wieków, i zaproponował bratu Benno, aby nocował w nim w czasie swego pobytu w Rzymie.
– To tylko kilka dni – powiedział brat Benno, przyjmując z wdzięcznością propozycję opata, i opowiedział gospodarzowi że zna oratorium ze swoich wcześniejszych wizyt w Rzymie.
– Było to jednak już bardzo dawno temu; podczas wojny zajmowałem się pewnymi księgami znajdującymi się w tutejszej bibliotece.
– Kiedy to było dokładnie, bracie w Chrystusie?
– Pod koniec wojny, kiedy Niemcy weszli już do Rzymu.
Opat przeraził się słysząc te słowa.
– To był nader niechlubny koniec – kontynuował brat Benno – nie lubię myśleć o tamtych czasach; w ostatnich tygodniach wojny powołano mnie do wojska. Sztuka i moje badania…
– A teraz wróciłeś, aby znowu kontynuować badania.
– Tak – odparł brat Benno – na starość człowiek często powraca do rzeczy, których w młodości nie doprowadził do końca.
– To prawda! – powiedział opat i dodał: – Jak przypuszczam, bracie w Chrystusie, będziesz chciał posłużyć się znowu biblioteką naszego oratorium?
– Tak jest w istocie, ojcze opacie.
– Obawiam się tylko, że od tego czasu biblioteka bardzo się zmieniła.
– Nie będzie mi to przeszkadzało. Na pewno się zorientuję.
Pewność, z jaką mówił obcy zakonnik, wywołała nieufność opata Odilo. W miarę upływu dziesiątków lat każda biblioteka zmienia swoje oblicze. W jaki sposób obcy mógł wiedzieć, jak wygląda dzisiaj księgozbiór na Awentynie? Jak mógł z taką pewnością twierdzić, że potrafi się w niej zorientować? Kiedy w milczeniu wchodzili po schodach do biblioteki, opata ogarnęły wątpliwości, czy dobrze uczynił, przyjmując obcego zakonnika z otwartymi ramionami.
Dotarłszy na górę opat przykazał bibliotecznym scrittori uprzejme traktowanie obcego brata, który przywitał każdego z nich uściskiem dłoni, a potem zabrał się do pracy.
Wieczorem, po modlitwie, opat Odilo udał się do najbardziej oddalonej części oratorium, gdzie w piwnicy narożnej wieży leżała niezliczona ilość starych dokumentów. Jednakże to nie akta interesowały opata, ale stos zbitych z surowych desek skrzyń. Policzywszy je i sprawdziwszy, czy są wszystkie zamknięte, opat wyszedł z piwnicy nie dotykając niczego.
20. We wtorek po Reminiscere
Późnym przedpołudniem tego dnia w hotelu „Exelsior”, którego wejścia strzegą jeszcze i dzisiaj ubrani w staromodne liberie odźwierni, doszło do spotkania siedmiu mężczyzn w nierzucających się w oczy szarych garniturach. Mijając wyłożone pluszem i obwieszone lustrami korytarze, panowie ci skierowali się w stronę jednego z wielu salonów przeznaczonych na konferencje i inne tego rodzaju spotkania. Na drzwiach salonu nie było żadnej tabliczki informującej o rodzaju i charakterze obrad, ale właśnie owa tajemniczość wskazywała, że idzie w tym przypadku o nader ważne spotkanie.
Owymi nie rzucającymi się w oczy panami byli prezesi i wiceprezesi Banku Włoskiego, Continental Illinois National Bank & Trust Company of Chicago, Chase Manhattan New York, Credit Suisse z Genewy, Hambros Bank z Londynu i Banca Unione z Rzymu. Phil Canisius z Istituto per le Opere Religiose, który świadomie zrezygnował z białej kapłańskiej koloratki i ubrany był tak samo jak inni w szary garnitur, rozglądał się wokół ze zmieszaniem, pozostali panowie bowiem zażądali wyjaśnień. Całe to spotkanie, jak się mogliśmy potem dowiedzieć, miało następujący przebieg:
– Jedyne, co mogę panom dzisiaj powiedzieć – stwierdził na wstępie Canisius – to tylko tyle, że dla nazwiska Abulafia, jakie pojawiło się na sklepieniu kaplicy, nie ma absolutnie żadnego wyjaśnienia!
– Co tam Abulafia! – sapnął gniewnie Jim Blackfoot, wiceprezes Chase Manhattan. – Nie interesuje nas zupełnie wasz dziwaczny napis. Interesuje nas za to, co macie zamiar zrobić, aby położyć kres dalszym dyskusjom i podejrzanym konszachtom w Watykanie!