Выбрать главу

– Na krótko przed śmiercią Michelangelo spalił wszystkie swoje listy i rysunki. To rzecz znana w kręgach historyków sztuki, bracie.

– To prawda, ale nie do końca. Michelangelo spalił wszystko, co wydawało mu się nieważne. Jednakże swojemu uczniowi i przyjacielowi, Ascanio Condiviemu, pozostawił zamkniętą żelazną skrzynię, w której, jak mówiono, znajdował się tylko jego testament – brat Benno uśmiechnął się z przymusem i potrząsnął głową. – Ale to nie odpowiada prawdzie, bracie Augustynie. Na własne oczy widziałem listy pochodzące z tej skrzyni, a znajdowały się one tutaj, w tym Oratorium. Były to listy, w których Michelangelo przede wszystkim rozprawiał się z problemami wiary. Przestudiowałem te materiały i dokonałem zadziwiających odkryć, które znalazły potwierdzenie na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej. Wielki Boże, cóż to były za burzliwe czasy! Krążyła wówczas pogłoska, jakoby Niemcy chcieli zająć Watykan, zabezpieczyć wszystkie dzieła sztuki i dokumenty, a papieża i Kurię przenieść na bezpieczną wtedy jeszcze północ półwyspu. Hitler, jak mówiono, nie chciał, aby papież wpadł w ręce aliantów i znalazł się w ten sposób pod ich wpływem. Papież miał być przewieziony do Niemiec albo Liechtensteinu. Naziści zbierali już ekipę ekspertów sztuki, którzy mieli zająć się zaplanowaniem i wykonaniem akcji przetransportowania dzieł sztuki, ekspertów znających oprócz języka włoskiego także łacinę i grekę. Na jednej z takich list znajdowało się również i moje nazwisko. Papież Pius XII, kiedy usłyszał o tym planie, powiedział, że dobrowolnie nie opuści Watykanu. Jeżeli Niemcy będą go chcieli wywieźć, to tylko przemocą; nie chciał też oddać ani jednego dzieła sztuki. Wtedy Watykan był już strzeżony przez gestapo, niektórzy z jej ludzi zaś byli wraz z oddziałem SS zakwaterowani w tym Oratorium. Dla zabicia czasu prowadziłem wtedy wykłady dla żołnierzy i muszę powiedzieć, że miałem w nich bardzo uważnych słuchaczy. Pewnego wieczoru mówiłem o Michelangelo, opowiadając o swoich odkryciach, o jego nienawiści do papieży i kabalistycznych skłonnościach. Z entuzjazmem młodego badacza opowiedziałem także o dokumentach, jakie znalazłem, a także o tym, że mogą być one niebezpieczne dla Kościoła, przyrzekając pokazać oryginały podczas kolejnego odczytu. Już wieczorem zauważyłem nadzwyczajne zainteresowanie tych ludzi moimi pracami, następnego rana, był jeszcze świt, zostałem obudzony przez umundurowanego mężczyznę, który wręczył mi rozkaz powołania do Wehrmachtu. Miejsce zgłoszenia się do służby: ojczyzna. Zaskoczony, musiałem spakować swoje rzeczy. Chciałem jeszcze raz zajrzeć do biblioteki, ale była zamknięta, a stojący przy drzwiach obersturmbannführer SS nie pozwolił mi wejść, mówiąc, że nie mam tam już czego szukać. Nie mogłem nawet odłożyć na miejsce oryginału jednego z listów Michelangela, który zabrałem do skopiowania.

– A kiedy – ojciec Augustyn potrząsnął głową – zdecydowałeś się przywdziać habit, bracie?

– W niecałe pół roku później. Zostałem zasypany podczas jednego z bombardowań. Po trzech dniach, kiedy zaczynało już brakować powietrza i ujrzałem przed oczyma śmierć, ślubowałem wstąpić do zakonu, jeżeli wyjdę z tego żywy. W kilka godzin potem zostałem odkopany.

– I co teraz?

– Teraz muszę porozmawiać z papieżem, a ojciec musi mi w tym pomóc.

– Posłuchaj, bracie w Chrystusie, papież w ogóle nie zajmuje się tą sprawą. Nie przyjmie cię i nie będzie dyskutował na ten temat. Porozmawiaj z kardynałem Jellinkiem!

– Jellinkiem? U kardynała Jellinka również kazano mi czekać na termin audiencji.

– Kardynał Jellinek kieruje consilium zajmującym się tym problemem. Ufam mu, a on ufa mnie. Nie będzie mi trudno umówić was ze sobą. Zrobię to dla ciebie; bądź do dyspozycji.

30. W Wielki Poniedziałek

Jellinek przyjął brata Benno w swoim biurze w Świętym Oficjum. Kardynał ubrany był w prostą ciemną sutannę lamowaną purpurą; na twarzy miał wyraz głębokiej powagi. Jego czoło zaznaczone było dwoma głębokimi zmarszczkami, a siwe włosy pod czerwoną piuską dokładnie sczesane na boki jak u świadomego swych obowiązków urzędnika. Usta ponad wyraźnie podzieloną na pół brodą były wąskie i zaciśnięte. Patrząc na tę twarz, trudno było zgadnąć, jakie myśli kierują tym człowiekiem. Postawa kardynała siedzącego za wielkim, antycznym biurkiem miała na celu wzbudzenie lęku u każdego nieproszonego gościa.

– Ojciec Augustyn opowiadał mi o tobie – Jellinek podał rękę bratu Benno. – Musisz zrozumieć rezerwę Kurii w przypadku tej sprawy. Po pierwsze, idzie tu o bardzo delikatny problem; z drugiej strony setki ludzi sądzi, że potrafi coś wnieść do sprawy. Początkowo wysłuchiwaliśmy wszystkich argumentów, ale żaden z nich nie przyczynił się do znalezienia rozwiązania; stąd też, jak rozumiesz, i nasza powściągliwość.

Brat Benno skinął głową, siedząc sztywno wyprostowany naprzeciw kardynała.

– Dźwigam na sercu brzemię, które od lat grozi mi zmiażdżeniem. Sądziłem, że potrafię żyć z moją wiedzą w oddalonym od świata klasztorze. Wierzyłem, że jestem tak mocny, iż nie będę musiał zdradzić tego, co wiem, żadnemu chrześcijaninowi. Tajemnica ta, jak lawina, pociągnęłaby za sobą nowe nieszczęścia. Jednakże później usłyszałem o odkryciu w Kaplicy Sykstyńskiej i prowadzonych badaniach. Powiedziałem sobie wtedy: być może ci się uda pomóc w ograniczeniu rozmiaru szkód, jeżeli groźbę Michelangela objaśnisz odpowiednim ludziom. Usiłowałem rozmawiać z papieżem, nie dlatego, aby robić z siebie ważnego człowieka, ale ze względu na wagę tego, co wiem.

– Papież – przerwał mu Jellinek – nie zajmuje się tą sprawą. Dlatego musisz zadowolić się moją osobą. Kieruję ex officio consilium, które zostało powołane w tym celu. Powiedz mi, bracie, z całą odpowiedzialnością, czy potrafisz wyjaśnić znaczenie nazwiska Abulafii, które florentyńczyk Michelangelo zaszyfrował w swoim gigantycznym fresku na sklepieniu sykstyńskim?

Brat Benno zwlekał chwilę z odpowiedzią. W tym momencie przez głowę przelatywało mu tysiące myśli, zobaczył całe swoje życie, które wydało mu się teraz pełne fatalnych przypadków.

– Tak – powiedział po chwili.

Jellinek zerwał się z miejsca i wyszedł zza biurka. Podszedł zupełnie blisko do brata Benno i ciągle jeszcze stojąc, pochylił się ku siedzącemu zakonnikowi.

– Powtórz to jeszcze raz, bracie w Chrystusie! – powiedział cichym, niemal pełnym groźby głosem.

– Tak – odparł brat Benno. – Znam te powiązania, i mają one na dodatek swój powód!

– A więc opowiadaj, bracie. Opowiadaj!

I brat Benno opowiedział kardynałowi o swoim życiu, tak jak przedtem opowiedział o nim ojcu Augustynowi, o swoim dzieciństwie w bardzo zamożnym, mieszczańskim domu, kłopotach ze wzrokiem, jakie miał już od najmłodszych lat i które zmusiły go do noszenia okularów. Z tego też powodu stał się outsiderem i zadowolenie znajdował jedynie osiągając doskonałe wyniki w nauce. Był, można by tak powiedzieć, maminsynkiem i po przedwczesnej śmierci ojca, zgodnie z życzeniem matki, poświęcił się sztuce. W ten sposób dotarł do Rzymu, aby prowadzić badania nad Michelangelem, i wkrótce natknął się na bibliotekę w Oratorium na Awentynie, w której przechowywano dokumenty ze spuścizny po florentyńczyku. Wśród akt znajdował się list Michelangela do Condiviego, w którym artysta powoływał się na Abulafię i „Księgę Znaków”. Początkowo Benno nie przykładał żadnej wagi do tego listu, ale ta wskazówka wzbudziła jednak któregoś dnia jego ciekawość i zaczął szukać „Księgi Znaków”. W końcu znalazł jeden egzemplarz księgi w bibliotece Oratorium.