Выбрать главу

– Nigdy dotąd nie słyszałem o tym „Traktacie o milczeniu” – powiedział Jellinek.

– Za to Michelangelo musiał znać zarówno „Księgę Znaków”, jak i „Traktat o milczeniu”. Znał całą historię życia Abrahama Abulafii. W tym liście – brat Benno wyciągnął z kieszeni kartkę – Michelangelo opiera się na Abulafii, i to jest właśnie klucz do sykstyńskiej inskrypcji.

– Proszę mi go dać, bracie. Co to za list?

– Prowadząc badania nad materiałem o Michelangelo wziąłem go i nie mogłem już potem zwrócić, powołano mnie bowiem do Wehrmachtu. Przechowywałem go pieczołowicie przez wszystkie te lata.

– Proszę mi go dać!

– Ale to, co Wasza Eminencja trzyma teraz w rękach, jest kopią. Oryginał przekazałem papieżowi Gianpaolo, kiedy zaczęło mnie dręczyć sumienie. Jestem już starym człowiekiem, Eminencjo, i nie chcę zabierać tej tajemnicy do grobu. Gianpaolo przyjął mnie chętnie, a ja opowiedziałem mu wszystko, tak jak teraz opowiadam to Waszej Eminencji. Papież był skonfundowany, bardzo skonfundowany. Zostawiłem mu list i wróciłem do domu. Moja misja została wypełniona.

– Ale ten list nie jest znany w Kurii!

– Nie wiem, czy list Michelangela pociągnął za sobą jakieś skutki, ale Gianpaolo musiał zapewne nań zareagować, tylko on mógł bowiem wysłać kogoś do Oratorium na Awentynie. Opat Odilo opowiedział mi, iż przed laty jakiś mężczyzna z Watykanu pytał go o materiały dotyczące Michelangela. Opat dokładnie nie pamiętał, kiedy to było. Na moje nalegania powiedział jednak, iż prawdopodobnie miało to miejsce po konklawe, na którym Gianpaolo został wybrany papieżem, a więc mniej więcej w tym czasie, kiedy byłem u niego. Gianpaolo umarł przedwcześnie i nie wiem, czy zaprzestano dalszych dochodzeń, czy też prowadzono je nadal. Artykuły w prasie zmusiły mnie, bym jeszcze raz tu przyjechał.

– Tak – powiedział Jellinek – to dobrze, że tu przyjechałeś, bracie – a potem zaczął czytać drobne, pełne zawijasów pismo:

„Drogi Ascanio. Zadałeś mi pytanie, a ja chcę na nie odpowiedzieć w sposób następujący: Bądź pewien, iż od chwili moich urodzin aż po dzień dzisiejszy nigdy nie przyszło mi do głowy, zarówno jeśli idzie o rzeczy drobne, jak i poważne, aby uczynić coś, co sprzeciwiałoby się Świętemu Kościołowi, Matce Naszej. Od chwili kiedy z Florencji przybyłem do Rzymu, dla wiary wziąłem na swe barki trudy i pracę i zniosłem więcej, aniżeli zniósłby każdy inny zwyczajny chrześcijanin, aby papieże nie musieli się nudzić. Rzeźbiarze wykonując swe obowiązki przemocą wymuszają z kamienia formę, jaką artysta widzi okiem swej duszy, i albo się ona udaje, albo nie. Nic więcej ponadto nie można powiedzieć. Malarze za to, wiesz o tym lepiej niż ktokolwiek inny, mają pewne cechy charakterystyczne, szczególnie tutaj w Italii, gdzie maluje się lepiej aniżeli gdziekolwiek indziej na świecie. Malarstwo niderlandzkie jest ogólnie określane jako pobożniejsze od włoskiego, ponieważ wyciska ludziom łzy z oczu, podczas gdy nasze pozostawia ich zimnymi. Niderlandczycy mianowicie próbują przekupić obserwatora, ukazując mu urocze i miłe przedmioty, rzeczy, które wpadają w oko; w rzeczywistości jednakże mają niewiele wspólnego z prawdziwą sztuką. Przede wszystkim ganię to malarstwo za to, iż na jednym malowidle umieszczonych jest tyle rzeczy, z których często jedna jedyna mogłaby wypełnić całe dzieło. Zawsze tak malowałem i nie potrzebuję się tego wstydzić, i mówię to przede wszystkim ze względu na Sykstynę, którą wymalowałem w duchu dawnej Grecji, nasza sztuka bowiem jest sztuką dawnych Greków. Zgodzisz się ze mną, że mimo iż sztuka nie należy do żadnego kraju, to pochodzi z niebios. Nie muszę wstydzić się Sykstyny, nawet jeżeli kardynałowie grzmią przeciwko niej i przeklinają nieokiełznaną wolność, nazywając ją dziełem diabła, z jaką moja dusza odważyła się przedstawić malowidła tego, co tworzy cel ostateczny wszystkich uczuć opierających się na wierze. Zarzucają mi, że namalowałem anioły bez ich niebiańskiego przepychu, a świętych pozbawiłem choćby śladu ziemskiego wstydu, a nawet iż obrażając wstydliwosć uczyniłem to w sposób teatralny. W swojej gorliwości papieże i kardynałowie posunęli się tak daleko, że nie zauważyli najważniejszego, tego co wplotłem we freski na sykstyńskim sklepieniu. Powinieneś o tym wiedzieć, drogi Ascanio, ale jak długo żyjesz, zachować dla siebie, ukamienowaliby mnie bowiem, gdyby znali prawdę. Żaden z tych, którzy oburzali się nagością moich postaci, nie zwrócił uwagi na nadzwyczajną skłonność do czytania moich odzianych po szyję Sybilli i proroków, zajętych księgami i zwojami pergaminów, i sądziłem, że moją tajemnicę będę musiał zabrać ze sobą do grobu, ale wtedy Ty, drogi Ascanio, odkryłeś owych osiem liter i zapytałeś o ich znaczenie. Oto moja odpowiedź: te osiem liter jest moją zemstą. Jesteś, jak i ja, zwolennikiem kabały i znasz mistrza jej największego, Abrahama Abulafię. Dla wszystkich więc, którzy są wtajemniczeni, umieściłem tam na górze łatwe do zauważenia znaki, Abulafia bowiem znał wstrząsającą dla Kościoła prawdę. Był uczciwym, prawym człowiekiem, tak samo jak Savonarola; obu papieże uczynili krzywdę, obaj prześladowani byli jako kacerze, Kościół bowiem nie jest taki, jakim być powinien. Każda prawda, która byłaby niebezpieczna dla Kościoła, będzie prześladowana. Tak było z Abulafią i tak było z Savonarolą. Savonarola został spalony, a Abulafii zrabowano jego księgi. Tego dowiedziałem się od moich przyjaciół. Wbrew interesom nauki przemilczane jest wszystko, czego dowiódł Abulafia. Papieże zachowują się jak panowie tego świata, a Kościół nie zmienił się od czasów Abulafii. Wiesz dobrze, jak mnie traktowali. Ale ja, Michelangelo Buonarroti, zemściłem się na nich tam na górze. Przyjdą następni papieże i jeżeli ich oczy wzniosą się ku sklepieniu Sykstyny i przyjrzą prorokowi Jeremiaszowi, najbardziej prawemu z prawych, wtedy ujrzą jego przygnębienie i zrozumieją pełne rozpaczy milczenie, Jeremiasz bowiem zna prawdę. I ujrzą wtedy tę wskazówkę, którą ja, Michelangelo, umieściłem tam dla wszystkich w sposób widoczny i jednocześnie niewidoczny. Bowiem zwój pergaminu u stóp Jeremiasza mówi: Łukasz kłamie. I kiedyś świat dowie się, co mam na myśli. Michelangelo Buonarroti w Rzymie”.

Jellinek milczał. Brat Benno spojrzał na kardynała.

– Cóż za szatańska zemsta! – powiedział po długiej, pełnej milczenia pauzie kardynał Jellinek. – Zaprawdę, ta zemsta florentyńczyka jest diaboliczna. Ale co powiedział Abulafia? Gdzie jest ten dowód? Czyżby to było jakieś prastare sprzysiężenie Kościoła skierowane przeciwko światu?

– Już sama ta myśl dręczy mnie po dzień dzisiejszy, księże kardynale!

– To heretyckie bzdury! Gdzie są buste, nad którymi wtedy pracowałeś, bracie; spuścizna po Michelangelo i „Traktat o milczeniu”?

– Pomijając ten list, wszystko pozostawiłem w bibliotece Oratorium. Przejrzałem jej zbiory, ale nie znalazłem ani jednego dokumentu, bibliotekarz zaś nie mógł sobie przypomnieć, aby kiedykolwiek widział jakieś buste z dokumentami o Michelangelo albo cokolwiek z jego spuścizny. Opat Odilo powiedział mi, że również i wysłannik Watykanu, który zgłosił się u niego przed laty, nie znalazł ich i nic nie załatwiwszy, wrócił do siebie.

– To dziwne. Dlaczego te dokumenty zniknęły? I przede wszystkim, dokąd je przeniesiono? – kardynał zamyślił się. Czyż on sam nie znalazł w Tajnym Archiwum dokumentów na temat Michelangela? Czyż sam nie zadawał sobie wówczas pytania, dlaczego jego listy przechowywane są w Riserva? Być może były to właśnie dokumenty pochodzące z spuścizny Michelangela, nad którymi pracował przed laty brat Benno. Znowu ogarnęły go wątpliwości, mimo iż nigdy nie widział na oczy listu Michelangela, którego kopię miał teraz w rękach, a także „Traktatu o milczeniu”.