Выбрать главу

Jellinek poprosił brata Benno, aby bliżej określił, jakie dokumenty i listy znajdowały się w spuściźnie Michelangela.

– To było tak dawno temu – odparł Benno – ale o ile dobrze sobie przypominam, cała spuścizna zawierała kilka tuzinów listów; listy do Michelangela i listy od Michelangela, co i tak już samo w sobie było wystarczająco dziwne. Któż bowiem przechowuje swoje własne listy? Ale oprócz tego listu były także i inne, adresowane do Condiviego, listy do papieża, do ojca we Florencji i, oczywiście, listy do Vittorii Colonny, jego platonicznej miłości.

Kardynał Jellinek był kompletnie rozbity, kiedy tego wieczoru powrócił do domu, do Palazzo Chigi. Nawet Giovanna, którą spotkał na najwyższym podeście schodów, nie wzbudziła jego zainteresowania.

– Buona sera, signora – powiedział roztargniony i zamknął za sobą drzwi.

Siedząc samotnie w bibliotece, po raz kolejny czytał list Michelangela. Jego treść była przygniatająca; Jezus, nasz Pan, miałby nie powstać z martwych! Nie mógł tego zrozumieć, więc jeszcze raz zrekapitulował informacje: istniała inskrypcja wypisana ręką Michelangela i dziwna kolejność fresków na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej. Istniała kopia listu Michelangela, którego zaginiony później oryginał przekazano papieżowi Gianpaolo; istniała napisana przez Abulafię i ukryta w innych okładkach „Księga Znaków”, z której brakowało najważniejszej strony, i istniała spuścizna po Michelangelo, którą z nieznanych powodów przechowywano w Tajnym Archiwum, i w końcu „Traktat o milczeniu”, którego pełnej treści nikt nie znał i nie można go było odnaleźć nawet w tymże Tajnym Archiwum.

Kardynał nie potrafił tego wszystkiego połączyć w dającą się zrozumieć całość; jego zazwyczaj tak logicznie funkcjonujący umysł opierał się przed wyciągnięciem ostatecznych wniosków. Czy wszystko, o czym się dowiedział, powinien przedstawić consilium kardynałów, biskupów i prałatów? Nie mógł tego uczynić, ta sytuacja niosła ze sobą zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Z tego też powodu kardynał Jellinek zdecydował się najpierw wtajemniczyć ojca Augustyna i z nim przedyskutować tę sprawę.

31. W Wielki Wtorek

Jellinek odnalazł ojca Augustyna w najbardziej oddalonym zakątku Biblioteki Watykańskiej, tam gdzie woń butwiejących ksiąg była najbardziej gryząca, a kurz pozbawiał człowieka możliwości oddychania. Zrelacjonował rozmowę z bratem Benno i opowiedział, że owo buste z dokumentami Michelangela, nad którymi pracował Benno, odnalazł w Tajnym Archiwum. Brakowało tylko listu Michelangela i „Traktatu o milczeniu”.

Augustyn był wstrząśnięty. Wstrząśnięty przede wszystkim treścią ostatniej strony z „Księgi Znaków”, na której ewangelia nazwana została kłamstwem.

– Czy ojciec kiedykolwiek słyszał o tym „Traktacie o milczeniu”? – zapytał kardynał.

– Nie potrafię sobie przypomnieć, Eminenza – odparł Augustyn. – Ale proszę chwilę poczekać! – dodał i zniknął między regałami. Przejrzawszy kilka podręczników i katalogów, powrócił po chwili z wiadomością, że w Archiwum Watykańskim taki dokument jest nieznany i z tego powodu nie ma go w rejestrach.

Jellinek wyjął z kieszeni jakąś kartkę i podał ją archiwariuszowi.

– To sygnatura spuścizny Michelangela. Czy może ojciec stwierdzić, kiedy te rzeczy znalazły się w bibliotece?

– W każdym razie dopiero po zakończeniu ostatniej wojny – odparł po chwili Augustyn, przyglądając się kartce z przymrużonymi oczyma.

– Teraz rozumiem, co się wtedy wydarzyło!

– Proszę opowiedzieć, Eminenza!

– Czy ojciec słyszał już kiedyś o ODESS-ie?

– Organizacji byłych nazistów? – Augustyn spojrzał na kardynała.

– Właśnie ją mam na myśli. Rozmawiałem w tych dniach z Antonio Adelmannem, prezesem Banca Unione. Opowiedział mi w związku z inskrypcją Michelangela o pewnym, niezbyt chwalebnym dla Kościoła epizodzie.

– A więc Wasza Eminencja wie?

– Wiem, że po zakończeniu ostatniej wojny w Oratorium na Awentynie ukrywano i wyposażano nazistów w fałszywe dokumenty. Wszystko to odbywało się za przyzwoleniem Watykanu.

Augustyn nieruchomo wpatrywał się w Jellinka; nie wiedział, czy powinien milczeć, czy też opowiedzieć o tym, czego się dowiedział.

– Ale co to ma wspólnego z Adelmannem, a przede wszystkim z Michelangelo?

– Adelmann jest Żydem. Naziści dobrze dali mu się we znaki, ale przeżył w kryjówce znajdującej się w centrum Rzymu, nie dowierzał bowiem tym przestępcom. Wymusili oni na rzymskich Żydach tonę złota i biżuterii, przyrzekając, iż pozostawią ich w spokoju. Mimo to Adelmann nie odważył się opuścić swej kryjówki, i tej ostrożności zawdzięcza dzisiaj swoje życie. Po wojnie słyszał, że naziści w jakiś sposób szantażowali Kościół, aby móc wykorzystać Oratorium jako kryjówkę, przy czym w tym szantażu dużą rolę odegrało nazwisko Michelangela.

– Nie musi Wasza Eminencja mówić dalej, znam tę historię.

– Ojciec zna…?

– Opowiedział mi ją, pod warunkiem zachowania tajemnicy milczenia, opat Odilo, a nawet pokazał to złoto!

– Ono jest jeszcze tutaj?

– Przynajmniej jego część. Nie wiem tego dokładnie.

– Teraz rozumiem przebieg wydarzeń, jakie miały wtedy miejsce – kardynał skinął głową i mówił dalej, trzymając w powietrzu wyciągnięty palec wskazujący: – Kiedy podczas swego odczytu brat Benno opowiadał o Abulafii, naziści nagle zainteresowali się tym tematem. Benno powiedział, iż w spuściźnie Michelangela odkrył tajemniczy „Traktat o milczeniu”, który mógł przysporzyć wielkich szkód Kościołowi. Ci panowie wiedzieli już wtedy, że ich panowanie się kończy, więc pojawienie się czegoś, czym mogli szantażować Kościół, było im jak najbardziej na rękę. Wystawili młodemu niemieckiemu uczonemu rozkaz stawienia się w wojsku następnego dnia i w ten sposób weszli w posiadanie dokumentów, nad którymi właśnie pracował. Łudzili się zapewne, że Benno zginie wraz ze swoją wiedzą w czasie działań wojennych.

– Ale brat Benno przeżył.

– Przeżył, ale nie odważył się ujawnić tajemnicy, naziści wykorzystali „Traktat o milczeniu” do szantażowania Kościoła. Stworzenie „szlaku klasztornego” było genialnym pomysłem, Oratorium na Awentynie zaś naturalną i pewną kryjówką, skąd bez przeszkód można było przerzucać nazistów za granicę. Kościół musiał współpracować, jeżeli nie chciał, aby publicznie ogłoszono „Traktat o milczeniu” Abulafii.

Jellinek zastanawiał się przez chwilę. Jeżeli to wszystko miało taki przebieg, po zakończeniu akcji Watykan musiał otrzymać z powrotem materiały, którymi go szantażowano, łącznie z „Traktatem o milczeniu”, jaki bowiem inny mógł być powód przechowywania spuścizny Michelangela w Riserva? Gdzie jednakże znajdował się teraz „Traktat o milczeniu”, którego treści ciągle jeszcze nie znali?

– Nie rozumiem jeszcze tylko jednej rzeczy – powiedział Jellinek – a mianowicie związku całej tej sprawy z ojcem Pio. Pio odnalazł „Księgę Znaków” i musiał coś wiedzieć, albo przynajmniej przeczuwać. To Pio musiał wyrwać ostatnią stronę i położyć na jej miejscu swój list z ostrzeżeniem przed dalszymi poszukiwaniami. Musiał przeczuwać istnienie pergaminu o niszczycielskiej w konsekwencji treści, w przeciwnym wypadku wszystko to nie miałoby żadnego sensu. Ale skąd ojciec Pio mógł to wiedzieć; a przede wszystkim dlaczego popełnił samobójstwo? Ta wiedza nie była przecież żadnym powodem, aby odbierać sobie życie!

Ojciec Augustyn pokiwał głową; on znał prawdziwy powód, a przynajmniej sądził, że go zna, po tym, co opowiedział mu opat w piwnicach Oratorium. Powinien milczeć czy też opowiedzieć kardynałowi, co wie? Wcześniej czy później i tak się o wszystkim dowie; Jellinek nie był człowiekiem, który zatrzymywał się w połowie drogi.