Tak więc Augustyn opowiedział kardynałowi o watykańskim Urzędzie Emigracyjnym, który podjął się zadania przerzucania nazistów jako fałszywych zakonników do Ameryki Południowej, opowiedział o monsignore Tondinim, kierującym całą akcją, i jego pomocniku, Pio Segonim, który nie wstydził się przyjmować złota i biżuterii, w większej części tej samej, jaką naziści wymusili na rzymskich Żydach.
W związku ze swym powołaniem na watykański urząd i z obawy, iż jego poprzednik, o ile pozostanie nadal w archiwum, ujawni zbyt wiele spraw, które z woli pewnych sił powinny raczej pozostać nieznane, Pio został dopadnięty przez swoją przeszłość. Czas leczy wiele ran, ale niekiedy wystarczy samo wspomnienie, aby zostały one ponownie rozdarte. Ojciec Pio znał zupełnie inną, nieprzyjemną dla Kościoła historię, o jakiej mówiły dokumenty znajdujące się w spuściźnie po Michelangelo, historię związaną z jego własnym, dawnym nieszczęsnym życiem, a także zdawał sobie sprawę z hańby, jaka z tego powodu ciążyła na Kościele i mogłaby być ujawniona, gdyby ktoś zaczął się zajmować tymi wydarzeniami.
Jedyne pytanie, jakie się nasuwało w tej sytuacji, brzmiało, czy ojciec Pio znał „Traktat o milczeniu”, czy go odnalazł i być może zniszczył?
32. W Wielką Środę
Przed południem członkowie consilium zebrali się na posiedzeniu nadzwyczajnym. O spotkanie to pilnie poprosił kardynał Sekretarz Stanu. Cascone otworzył konferencję pytaniem, czy ktoś z zebranych ma jakieś nowe informacje na interesujący consilium temat. Zebrani twierdzili, iż rozwiązanie tajemnicy przy pomocy brakującej strony z „Księgi Znaków” leży w gestii kardynała Jellinka. Dopiero gdy okaże się, co Abulafia na niej napisał, będzie można zaryzykować dalsze próby interpretacji. Wszyscy zadawali sobie pytanie, jaki był powód zwołania nadzwyczajnego posiedzenia consilium, i to właśnie teraz, w Wielkim Tygodniu.
– Święta Wielkiej Nocy – powiedział Cascone – są dla Kościoła świętami pokoju. Zadaję sobie pytanie, czy nie należy dać również spokój i tej nieprzyjemnej sprawie, tym bardziej że już tyle czasu minęło a nie odnotowano żadnych postępów. Rozwiązanie zostało znalezione: Michelangelo wypisał na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej nazwisko niemal zapomnianego już kabalisty; odkryto także kabalistyczne skłonności samego malarza. Powtarzam tu tylko rzeczy znane już wszystkim. Czy kardynał Jellinek ma nam coś nowego do zakomunikowania?
Jellinek zaprzeczył; nie znalazł nic, co nie byłoby do tej pory znane. Przewrócił wszystko do góry nogami w Archiwum i Riserva, ale nigdzie nie pojawił się dokument, jaki został odebrany Abulafii przez inkwizycję, nie znaleziono także żadnych innych poszlak. Do dnia dzisiejszego nie przyniosły konkretnych efektów również poszukiwania prowadzone w bibliotekach żydowskich, kardynałowi nie udało się zdobyć drugiego egzemplarza „Księgi Znaków”. Utracił już nadzieję, aby wewnątrz watykańskich murów można było znaleźć wskazówkę, która przyczyniłaby się do rozwiązania tajemnicy. Dokumenty te zostały z biegiem czasu zagubione albo zniszczone przez ojca Pio.
– Nie możemy wykluczyć tej ostatniej możliwości – kontynuował Jellinek – pamiętając o liście, jaki pozostawił zmarły. Jedynie pewien zakonnik, po przeczytaniu artykułu w prasie, przekazał mi list Michelangela, w którym pisze on o swej zemście dokonanej przy pomocy fresków na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej. Artysta powołuje się w tym liście na ów pergamin zarekwirowany przez Świętą Inkwizycję. Pozostałe informacje są już znane zasiadającym w składzie tego czcigodnego consilium.
– To wszystko nie posuwa nas ani na krok do przodu! – odezwał się Cascone. – I nie może, znaleźliśmy już bowiem rozwiązanie całej sprawy. Z wściekłości wywołanej wykonywaniem nie chcianej pracy i gniewu spowodowanego fatalnym traktowaniem przez papieża Michelangelo dał upust swemu niezadowoleniu. Po co więc szukać dalszych wyjaśnień? Zagadka została rozwiązana. Cóż chcemy więcej wiedzieć o człowieku, którego Kościół przez setki lat nie uważał za godnego jakiejkolwiek dokumentacji? Poszukiwanie danych o Abulafii może tylko przysporzyć szkód. Wiemy już i tak wystarczająco wiele. Michelangelo był zwolennikiem kabały. Z tego też powodu zwołałem to nadzwyczajne posiedzenie. Tracimy tylko nasz czas, każdy z tutaj zebranych ma do załatwienia sporo o wiele ważniejszych rzeczy.
– Ależ księże kardynale Sekretarzu Stanu! – wykrzyknął Parenti. – To rozwiązanie mi nie wystarcza! Nie wystarcza ono także nauce!
– Obradujemy nad przypadkiem dotyczącym spraw Kościoła – przerwał mu ostro Cascone – a nie nauki. Nam to wystarczy! Dlatego też stawiam niniejszym wniosek, i usilnie proszę zebranych, by wyrazili nań zgodę, o rozwiązanie consilium i potraktowali sprawy w dalszym ciągu specialissimo modo.
– Nigdy się z tym nie zgodzę! – zawołał Parenti.
– Znajdziemy dla pana jakieś rozwiązanie, professore. Kościół ma dobrą pamięć i długie ręce! Niech pan o tym nie zapomina!
Także i Jellinek gwałtownie sprzeciwił się wnioskowi Cascone, twierdząc, iż w tym momencie stanął w miejscu ze swym dochodzeniem, ale z całą pewnością znajduje się na tropie prawdziwego rozwiązania tajemnicy.
– Kardynał Sekretarz Stanu ma rację – wmieszał się do dyskusji Canisius, większość zebranych zaś przytaknęła mu, kiwając głowami. – Także i ja jestem za tym, aby rozwiązać consilium. Wszelkie kolejne dochodzenia mogą przynieść więcej szkód niż pożytku.
W taki więc sposób zakończyło się posiedzenie consilium, na którym większością głosów zadecydowano o jego rozwiązaniu. Jellinek został ex officio zwolniony ze swej funkcji przewodniczącego; ustalono również, iż wszystko, o czym mówiono w ramach consilium, należy także i w przyszłości traktować specialissimo modo. W ciągu następnych tygodni Parenti powinien przygotować propozycję wyjaśnienia przeznaczonego dla opinii publicznej, a potem zostanie podjęta decyzja, jak postąpić ze znajdującymi się na sklepieniu literami.
Jellinek wyszedł z sali posiedzeń razem z kardynałem Bellinim.
– Niech ksiądz nie będzie tak przygnębiony, księże kardynale.
– Jestem rozczarowany! Cascone był już od dawna przeciwnikiem moich dochodzeń, od początku wolał raczej znaleźć szybkie wyjaśnienie aniżeli prowadzić dokładne badania. Sądziłem, że przynajmniej Wasza Eminencja jest po mojej stronie! Liczyłem na pomoc, ale się pomyliłem. Tak samo jak w przypadku Sticklera!
– Musiałem przyznać rację Cascone, bo rzeczywiście istnieją ważniejsze rzeczy, jakimi musimy się teraz zająć. Cóż da grzebanie w prastarych sprawach, jeśli najnowsza przeszłość kryje w sobie tyle rzeczy nie wyjaśnionych? Jest jeszcze wiele win, które nie uległy przedawnieniu!
– Być może. Ja tymczasem też zwątpiłem, że do czegoś dotrę. Zbyt wiele śladów okazało się fałszywymi. Ale jestem człowiekiem, który zawsze prowadzi swoją pracę do końca; nie mogę poddać się tak szybko, w przeciwnym wypadku nie byłbym w tym miejscu, gdzie jestem. Wzdragam się zakończyć swoje dochodzenie właśnie teraz, kiedy, być może, rozwiązanie znajduje się na wyciągnięcie ręki.
– Często musimy się poddać, bracie w Chrystusie – sprzeciwił się Bellini. – Życie wymaga od nas koncesji. Czy Wasza Eminencja sądzi, że moja praca przychodzi mi łatwo? Także i ja muszę często rezygnować. Czy Wasza Eminencja przypomina sobie jeszcze rozmowę, jaką przeprowadziliśmy przed kilkoma tygodniami ze Sticklerem? Nadal obstaję przy tym, co wtedy powiedziałem.