– A to dlaczego?
– Bo zabójczynią, a w każdym razie inicjatorką zbrodni, jest Irena Sto janowska.
– Jesteś bardzo apodyktyczny w swoich sądach. Na jakiej podstawie tak twierdzisz?
– Masz. – Porucznik podał przyjacielowi wąski pasek papieru. – Teleks ze stacji granicznej Zebrzydowice.; Zachowałem ten rodzynek na sam koniec. Żeby ci nie przeszkadzać w opowiadaniu.
Teleks był krótki. Placówka Wojsk Ochrony Pogranicza w odpowiedzi na pytanie milicji wyjaśniła, że Iren Stojanowska w dniu piętnastego maja w godzinach po rannych przekroczyła granicę polsko-czechosłowacką w pociągu pośpiesznym jadącym do Wiednia. Irena Sto janowska legitymowała się ważnym paszportem zagranicznym i odpowiednim przydziałem dewiz. Jakichkolwiek przemycanych towarów przy niej nie znaleziono. Wyjechała z Polski legalnie, bez najmniejszych przeszkód. WOP nie miał żadnych podstaw, aby zatrzyma” warszawską turystkę.
– Zwiała! – zawołał porucznik.
– Czternastego września mniej więcej około godziny siódmej wieczorem zabito Stojanowskiego. Jego żona w parę godzin później wsiadła do wiedeńskiego pociągu. Na tym etapie śledztwa nikomu nie przyszło do głowy, aby zgłaszać na granicy jakieś zastrzeżenia. I to w stosunku do żony zabitego.
– Tym bardziej – potwierdził Ciesielski – że od początku sugerowano nam, iż Irena bawi na wczasach wędrownych w Bieszczadach… No tak, zbrodnia musiała by z góry zaplanowana, i to na wiele tygodni przed tragicznym wtorkiem. Przecież trzeba było wyrobić sobie przy dział dewiz i załatwić formalności paszportowe, a także zarezerwować bilet na ściśle określony dzień. Dzień popełnienia zbrodni.
Porucznik energicznym ruchem schował swoje notatki do teczki z aktami i podniósł się zza biurka.
– Dokąd idziesz?
– Do pułkownika Niemirocha. Niech on decyduje, czy mamy się starać o ekstradycję Ireny Stojanowskiej u władz austriackich.
– Zaproponuj staremu – powiedział podporucznik z powagą – żeby mnie wysłał w delegację służbową do Wiednia, do pomocy austriackiej policji.
– Na pewno to zrobię. – Ciesielski wyszedł z pokoju.
Czy morderca przybył na pogrzeb?
– Przypuśćmy – rozważał pułkownik Niemiroch – że skłoniłbym nasze władze do zażądania ekstradycji Ireny Stojanowskiej z Austrii. Przypuśćmy także, że Austriacy poszliby nam na rękę i wydali uciekinierkę. Czym byśmy wówczas rozporządzali przekazując sprawę prokuratorowi dla sporządzenia aktu oskarżenia? – Mamy bardzo wiele poszlak – stwierdził porucznik.
– Podsumujmy je – pułkownik wziął kartkę papieru i zaczął pisać:
1. Zeznanie dozorcy domu, że słyszał pogróżki Ireny Stojanowskiej wypowiadane pod adresem męża.
2. Zeznanie sąsiadki Stojanowskiej poświadczające, że w mieszkaniu często dochodziło do kłótni, przy czym padały słowa: „Zabiję cię” lub: „Gdybym miała siekierę, to roztrzaskałabym ten głupi łeb”. A poza tym stwierdzenie, że pewnego dnia Irena Stojanowska na schodach zwymyślała nieparlamentarnymi słowami swoją teściową. A ściślej mówiąc „świekrę”.
3. Zeznanie dozorcy, że na cztery dni przed zabójstwem Stojanowska opuściła dom, informując, iż wyjeżdża na wczasy w Bieszczady.
4. Zeznanie matki Zygmunta Stojanowskiego, że Irena jeszcze w przeddzień morderstwa była w Warszawie i odwiedziła Wiązownę. Irena wspomniała, że chce popełnić samobójstwo, jeśli nie otrzyma rozwodu.
W parę godzin po morderstwie, Irena Stojanowska wsiadła do pociągu pośpiesznego i wyjechała do Wiednia, okazując na granicy legalnie otrzymany paszport. 6. Zeznania Stanisława Malinowskiego, że Irena Stojanowska była rzekomo przed ślubem kochanką inżyniera Henryka Kowalskiego i także potem, rzekomo, się z nim widywała. Druga plotka powtarzana przez Malinowskiego to pogróżki rodziny Ireny pod adresem jej męża.
Niemiroch odczytał napisany tekst i zapytał porucznika: – Chyba niczego nie opuściłem? Świadomie pominąłem stwierdzenia świadków, że Irena jest młodą, piękną kobietą lubiącą się bawić i mającą zbyt wielki pociąg do alkoholu. A także do pewnego nieznanego młodego człowieka posiadającego drogie zagraniczne auto, bo te szczegóły w niczym dziewczyny nie obciążają. A zatem wszystko?
– Tak jest, panie pułkowniku – przyznał Ciesielski.
– Jesteście prawnikiem. Ukończyliście Uniwersytet Warszawski i macie z kodeksem karnym do czynienia na co dzień. A teraz wyobraźcie sobie akt oskarżenia oparty na tych przesłankach. Nie byłoby chyba potrzeba tak sławnych obrońców jak Ruszyński czy Bayer, żeby go rozbić w proch i pył. Wystarczyłby najbardziej fajtłapowaty aplikant adwokacki.
Andrzej Ciesielski przyjął w milczeniu krytykę. Słowa pułkownika, choć bezlitosne, były jednak prawdziwe. Ten zaś kontynuował:
– Nie myślę się kompromitować, cała KGMO śmiałaby się z takiego wygłupu starego Niemirocha. Wniosku o wszczęcie postępowania ekstradycyjnego nie podpiszę.
– To co mam robić, panie pułkowniku?
– Prowadzić śledztwo – odpowiedział Niemiroch.
– Rozkaz! – Porucznik powstał, stuknął obcasami i wykonał prawidłowy zwrot w tył. Przy drzwiach zatrzymał go głos „starego”.
– Wróć! Siadaj i nie rób obrażonej miny. – Pułkownik najczęściej zwracał się do młodych – i nie tylko zresztą młodych – oficerów per „ty”. Tylko wtedy, gdy był naprawdę bardzo zły, tytułował ich „obywatelu poruczniku” czy też „obywatelu kapitanie”.
– Tak jest!
– Na ogół jestem z was obu zadowolony. Wykazujecie inicjatywę i jesteście operatywni. Ale strzeżcie się najpoważniejszego błędu, jaki może popełnić oficer dochodzeniowy: budowania pięknej teorii i prowadzenia śledztwa wyłącznie pod kątem tej teorii.
– Kiedy ja, panie pułkowniku, na początku nie bardzo wierzyłem w winę tej kobiety. Dopiero teraz, po ucieczce…
– Więc nie wierz i teraz. Ale śledztwo prowadź tak, jakbyś wierzył. Nie ograniczaj się jednak do prowadzenia go tylko w tym kierunku. Szukaj innych powodów zbrodni i szukaj innych ewentualnych morderców. – Nie ma zbrodni bez motywów.
– Według mnie jedyny motyw mogła mieć Irena.
– Powtarzam: szukaj innego. Ważniejszego. To dobrze, że rozmawialiście z dozorcą domu, sąsiadką, księgowym ze spółdzielni. Idźcie dalej tą drogą. Przesłuchajcie jak największą ilość osób. Analizujcie pilnie każde słowo, mało tego – każdy gest tych osób. Szukajcie motywu – jeszcze raz podkreślił z naciskiem – szukajcie przyczyn morderstwa.
Andrzej Ciesielski powlókł się do swojego pokoju niczym zbity pies. Szymanek nie potrzebował pytać, jaki przebieg miała rozmowa z szefem.
– Spławił cię!
– Jeszcze mi porządnie nawtykał. Powiedział, że najgorszy fajtłapa ze wszystkich adwokackich aplikantów wyśmiałby na procesie nasze „poważne poszlaki”. Kategorycznie odmówił starań o ekstradycję Sto janowskiej.
Kazał szukać innych motywów. Najgorzej, że muszę mu przyznać rację.
– Zgadzasz się ze „starym”?!
– Przecież tak naprawdę nic nie wiemy. Irena mogła po prostu drapnąć z kochankiem. Postawiła męża w dość śmiesznej sytuacji, może uważała, że w ten sposób łatwiej wymusi zgodę na rozwód. A to, że wyjechała akurat w dniu morderstwa, mogło być zbiegiem okoliczności.
– A pogróżki? – Antoni Szymanek nie dawał za wygraną.
– Sam słyszałem przed paroma dniami, jak podporucznik Szymanek pijąc coca-colę w kasynie powiedział o kelnerce: „Ja tę babę kiedyś zamorduję, znowu przyniosła mi ciepłą butelkę”. I co, gdyby tę babę rzeczywiście ktoś zamordował, byłbyś pierwszym podejrzanym?