Выбрать главу

– Czy Stojanowski kiedykolwiek wspominał o tym, że ma wrogów lub, że się kogoś boi?

– Nie. Przeciwnie, lubił się chwalić swoimi sukcesami. Nieraz się przechwalał, że wyłącznie dzięki niemu Trasa Łazienkowska została wykonana w terminie. Ostatnio, chociaż żyliśmy jak pies z kotem, także dużo opowiadał, jak to świetnie sobie daje radę przy budowie Trasy Toruńskiej. Nie sądzę, żeby to były tylko czcze przechwałki. A kogo i czego miałby się bać?

– Właśnie. Czego? Nie możemy znaleźć motywu popełnionej zbrodni. Komu przeszkadzał?

– Zdaję sobie sprawę – odpowiedziała piękna pani – że motywy miałam jedynie ja. Tylko ja wygrywam na tym morderstwie. Uwalniam się od nie kochanego męża, który odmawiał zgody na rozwód i zyskuję ładne mieszkanie w samym centrum stolicy. Wolność i mieszkanie, to przecież wielki skarb. Ale ja tego.nie zrobiłam, chociaż rozumiem, że dla panów pozostanę główną podejrzaną, aż do czasu całkowitego wyjaśnienia i znalezienia prawdziwego mordercy.

Porucznik milczał. Nie próbował zaprzeczyć. Ta kobieta miała rację.

– Dlatego też – dodała Stojanowska – mnie również zależy na szybkim rozwiązaniu tej zagadki. Jeśli w czymkolwiek mogę panom pomóc, proszę mną rozporządzić.

– Na razie dziękujemy pani za udzielone nam wyjaśnienia – porucznik kończył przesłuchanie. – Oto klucze od mieszkania. Pokwituje pani ich odbiór, a jutro o dziesiątej proszę przyjść do nas. Wtedy zostanie pani oficjalnie przesłuchana. Może też do jutra przypomni pani sobie jakieś szczegóły. Mogą być ważne dla dalszego śledztwa. A teraz spróbuję znaleźć jakiś samochód, który by panią odwiózł na Wilczą, bo o taksówkę w tym punkcie Warszawy dość trudno.

– Dziękuję, ale nie skorzystam z pańskiej grzeczności. Gdyby mnie odwieziono milicyjnym wozem, byłoby jeszcze więcej gadania. Wyobrażam sobie, jak tam na Wilczej babskie jęzory pracują! Dam sobie radę samą. Zresztą mam tramwaj prawie pod sam dom, a walizka, chociaż taka duża, nie jest zbyt ciężka.

– Jaka to piękna kobieta – powiedział z zachwytem Antoni Szymanek, kiedy za Ireną Stojanowską zamknęły się drzwi.

Porucznik Ciesielski nie odpowiedział. Był zajęty układaniem swoich papierosów.

– A jak ona strzelała tymi zielonymi oczyma na pewnego oficera milicji – monologował dalej podporucznik.

I tym razem Ciesielski nie podjął rękawicy.

– A ten ton jakim mówiła. „Jestem pana dożywotnią dłużniczką”. Ileż on obiecywał! Ja rozpracowałem Mariana Zalewskiego, ale mnie nikt nie deklarował wdzięczności. Widocznie zobaczyła na mojej ręce obrączkę domyśliła się, że ten drugi, ważniejszy i przystojniejszy, jest do wzięcia. Cwana bestia.

Porucznik ciągle był zajęty układaniem papierosów.

– A mój Andrzejek, jak to on powiedział? „Wcale pani nie potępiam”. A zdawałoby się taki cichy, porządny chłopak – kpił dalej Szymanek. – Hanka go od chyba dwóch lat bezskutecznie swata, a tu wystarczył jeden strzał zielonych oczu. Gdybym był Mniszkówną albo Vicki Baum, zaraz bym napisał romans pod tytułem: „Piękna morderczyni i stalowe oczy porucznika milicji”.

– Nudzisz mnie.

– No, przyznaj, Jędruś, podobała ci się ta cizia?

– Owszem, ładna dziewczyna – niechętnie przyznał porucznik.

– Powiadam ci, masz u niej szanse.

– Tak mielesz tym jęzorem, że nawet notatki służbowej z dzisiejszej rozmowy nie mogę zrobić.

– Podobała ci się – powtórzył Antek. – Kiedy tu jutro przyjdzie na przesłuchanie, ja na chwilę wyjdę z pokoju. Ty się wtedy z nią umów na randkę. Nie będziesz miał sobie nic do zarzucenia. Po prostu jeszcze jedna metoda prowadzenia dochodzenia przez naszego milicyjnego asa. Nawet „staremu” możesz o tym zameldować. Jemu tak zależy na wyświetleniu tej sprawy, że z góry udzieli ci błogosławieństwa.

– Głupi jesteś – zdenerwował się Ciesielski. Złożył papiery do teczki i powiedział: – Idę do pułkownika. Muszę go zawiadomić o powrocie Ireny Stojanowskiej do kraju i o tym, że jutro ją przesłuchamy. Może „stary” będzie chciał być przy przesłuchaniu?

Ciesielski wyszedł, a rozbawiony podporucznik pomyślał, że w tym, co mówił przyjacielowi, jest jednak ziarnko prawdy.

Zakłócenia na budowie

Upłynął znowu tydzień. Śledztwo nie posunęło się ani o krok. Dreptano po prostu w miejscu. Oficjalne przesłuchanie Ireny Stojanowskiej nie dało żadnego rezultatu. Piękna pani nie miała nic do dodania ponad to, co już przedtem wyjawiła obu oficerom. Ku pewnemu zawodowi podporucznika Antoniego Szymanka jego przyjaciel nie próbował się umówić na randkę z przystojną wdówką. Nie pomogło nawet dwukrotne wychodzenie z pokoju; Andrzej Ciesielski jakoś nie chciał skorzystać z okazji.

Podrzucono na Trasę Toruńską dwóch, bodaj najsprytniejszych wywiadowców, jakimi rozporządzała Stołeczna Komenda MO. Robotnicy chętnie i dużo rozmawiali na temat niedawnej zbrodni. Inżynier Stojanowski rzeczywiście nie był zbyt lubiany na budowie. Dał się we znaki swoją „twardą ręką”. Ale ci, którzy z nim pracowali bezpośrednio, podkreślali jego dbałość o ludzi i jego starania, aby każdy za dobrą pracę dostał dobre pieniądze.

– U Stojanowskiego – tłumaczył jeden z robotników – nie było nigdy przestojów. Gdzie indziej robotnicy siedzieli i palili papierosy, bo a to szalunków nie przygotowano na czas, a to betonu z wytwórni nie przywieźli. Z inżynierem takie numery nie przechodziły. U niego wszystko musiało iść jak w zegarku. Toteż, mimo że był ostry, ludzie chętnie do niego szli. Wiedzieli, że dobrze zarobią, chociaż w czasie pracy dużo papierosów nie wypalą.

Pułkownik Adam Niemiroch sam dokładnie przestudiował akta sprawy. Nie dopatrzył się żadnego zaniedbania. Po prostu śledztwo ciągle nie mogło znaleźć punktu wyjścia. Tym punktem były motywy zbrodni. Doświadczony spec kryminalistyki orientował się doskonale, że bez znalezienia motywu sprawa nie może ruszyć i nic nie pomoże powierzanie jej innym oficerom dochodzeniowym czy konsultacje z najlepszymi fachowcami.

Na Irenie Stojanowskiej i jej ewentualnym udziale w zabójstwie męża pułkownik od razu położył krzyżyk. Sprawdzono dokładnie zeznania zielonookiej i uznano, że nie skłamała ani słówkiem.

„Człowiek bez alibi”, Henryk Kowalski, także nie miał żadnych motywów, aby po upływie trzech lat mordować swojego szczęśliwego rywala, który zresztą w rezultacie wcale nie okazał się taki naprawdę szczęśliwy. Trzeba było też wykluczyć rodzinę Sto, janowskiej. Obaj panowie Urbaniakowie mieli po pierwsze wspaniałe alibi, po drugie nie mieli powodu, aby usuwać ze świata niezbyt im miłego zięcia czy szwagra. Że nie spełnił pokładanych w nim nadziei i nie okazał się chętny do fundowania kieliszka wódki? Za to nie zabijają na Targówku. Zresztą na Targówku w ogóle nie zabijają. Najwyżej komuś spuszczą manto i w najgorszym wypadku „wyflekują”.

Wreszcie porucznik Ciesielski dowiedział się od personalnego z Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego, że inżynier Janusz Adamczyk powrócił z Pragi czeskiej. Zaświtała nadzieja, że ten człowiek rzuci snop światła na sprawę.

Janusz Adamczyk okazał się bardzo sympatycznym mężczyzną w wieku około czterdziestu lat. Mile powitał przedstawiciela milicji. „Urzędował” w zielonym barakowozie, ustawionym nieco z boku wysokich filarów przyszłej estakady Trasy Toruńskiej. W barakowozie było tak pełno, że bez przesady ludzie siedzieli jeden drugiemu na głowie. Dlatego inżynier od razu zaproponował: