– Jaką?
– Facet zna się na produkcji bomb i ma dostęp do materiałów wybuchowych. Najprawdopodobniej jest myśliwym. Użył do tej piekielnej maszyny spłonki od naboi myśliwskich. Kupił ją w sklepie z przyborami myśliwskimi. A tam sprzedają wyłącznie myśliwym.
– Szukaj wiatru w polu. Mało to ludzi w Polsce poluje?
– To jednak jest pewien ślad.
– Po którym daleko nie zajdziemy. Co innego jeśli będziemy mieli przestępcę w ręku. Wtedy to może być jeden z dowodów. Wiesz Andrzeju, co ci powiem?
– ???
– Jeżeli chcesz, jedź sobie na ryby albo na wycieczkę w góry. W Zakopanem październik bywa nieraz bardzo piękny. Weź Irenkę ze sobą albo siedź w „Aidzie” i gap się na… przechodzących trotuarem.
– On jej wcale nie widuje – wyrwał się podporucznik.
– Naprawdę?
– Tak jest.
– Cymbał jesteś. Taka dziewczyna. Gdybym był młodszy…
Jest i „cymbał” – prawie z radością pomyślał Ciesielski, a głośno powiedział: – Nie zapominam, panie pułkowniku, że na razie Irena Stojanowska jest jedyną podejrzaną. Jedynie ona miała motywy popełnienia zbrodni.
Niemiroch popatrzył na porucznika i uśmiechnął się. – Porządny z ciebie chłopak. Nie przypuszczałem, że do tego stopnia. Przepraszam cię. Nie gniewaj się na starego.
– Kiedy ja, panie pułkowniku…
– Od dzisiaj będziesz miał obstawę. W dzień i w nocy. Jak największa ostrożność. Nie wolno ci samemu otwierać drzwi do własnego mieszkania. Zawsze wychodząc z domu zostawiaj jakiś sekretny znak. Na przykład zalepiaj drzwi włosem, żebyś wiedział, czy ktoś nie próbował dostać się do środka. Żadnego, bywania po lokalach. Żadnych interwencji. Nawet kiedy usłyszysz wołanie o ratunek albo zobaczysz, że jakiś chuligan bije staruszka. Twoja obstawa będzie interweniować. Ty nigdy. Zrozumiano?
– Tak jest, panie pułkowniku.
– I naturalnie ani kroku bez broni.
– Tak jest.
– Nie chodzi mi o ciebie. Chodzi o tamtą zbrodnię. Powtarzam: tylko ty możesz ją rozwiązać. W twoim ręku są wszystkie atuty. Rób, co chcesz, ale nieustannie analizuj swoje postępowanie. Bo jestem przekonany, że to najważniejsze nie znajduje się w aktach. To coś, koło czego przeszedłeś, nie zwracając na to najmniejszej uwagi. A tymczasem właśnie tego obawia się zabójca Stojanowskiego.
– Nie przypuszczam, panie pułkowniku, aby ten facet znowu zaryzykował.
– Do trzech razy sztuka, mówi przysłowie. Wolę, żeby nie było tego trzeciego razu. Dlatego i sam musisz się pilnować i my cię musimy strzec.
Porucznik nie skorzystał z danej mu wolnej ręki. Nie pojechał na ryby ani nie podziwiał złotej polskiej jesieni w Tatrach. Codziennie przychodził do swojego pokoju i codziennie studiował akta. Bez rezultatu.
Niewielkie rezultaty przyniosły także badania Zakładu Kryminalistyki. Znaleziono na książce mikroślady – włoski ze sztucznej wełny koloru popielatego. Na pewno materiał na damskie okrycie. Inne ślady – to elanowełna. Kolor: ciemny granat. Najprawdopodobniej materiał, z którego szyje się męskie marynarki.
Poza tym kapitan Laskowski zawiadomił porucznika, że bombę wypełniono zwykłym prochem, który jest w sprzedaży w sklepach ze sprzętem myśliwskim. Ładunek wybuchowy był jednak dostatecznie silny, aby w razie wybuchu zabić lub w każdym razie ciężko zranić człowieka, który otworzyłby książkę. Wybuch nastąpiłby na pewno. Próby techniczne wykonane po usunięciu prochu zawsze powodowały odpalenie spłonki. Zarówno metalowy pojemnik na proch, jak i cała książka-pułapka były bardzo dokładnie wytarte i nie nosiły żadnych śladów.
Znowu zaświeciło słońce
Nastała „złota polska jesień”. W Warszawie było tak ciepło, że panie włożyły letnie sukienki, a mężczyźni chodzili w lekkich garniturach, w południe w samych koszulach, bez marynarek.
Sprawa zabójstwa Zygmunta Stojanowskiego niestety nie ruszyła z miejsca. Prokurator stracił nadzieję na ujęcie mordercy i coraz częściej wspominał, że po upływie przewidzianego kodeksem terminu trzeba będzie śledztwo umorzyć. Pułkownik Niemiroch wprawdzie nic nie mówił, ale takim wzrokiem spoglądał na swojego oficera, że porucznik Andrzej Ciesielski wolałby się raczej zapaść pod ziemię niż pokazywać na oczy swojemu zwierzchnikowi. Zaś pewna piękna kelnerka coraz bardziej się martwiła, że ten telefon, na który tak czekała, jakoś się nie odzywa.
Ciesielski nauczył się już na pamięć akt sprawy, ale nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego to tylko on jest taki groźny dla mordercy i dlaczego naczelnik wydziału zabójstw twierdzi, że nikt inny tego dochodzenia nie popchnie, bo jest to „sprawa dla jednego”.
– Taki piękny dzisiaj dzień! – Podporucznik Szymanek przychodził teraz pierwszy do pracy. Co prawda zawsze po mniejszej lub większej wojnie z żoną, uroczą panią Hanką. – Chyba nawet cieplejszy niż ten upał w drugiej połowie września, kiedy to na Pradze udawałeś „białą damę”.
– „Białą damę”? – Porucznik tak był ostatnio przytłoczony niepowodzeniami, że nie od razu zrozumiał, o co chodzi przyjacielowi. Dopiero po chwili przypomniał sobie podwórze fabryczne w spółdzielni na Ziemowita, trzask pękającego worka i biały obłok, który ich wszystkich natychmiast okrył.
I nagle oficer milicji uzmysłowił sobie zupełnie drobny wycinek jednego z dokumentów dochodzenia. Ten wycinek, który na początku wydawał się porucznikowi zupełnie bez znaczenia. Teraz urósł do rangi klucza rozwiązującego zagadkę. Ciesielski zerwał się zza biurka, wrzucił akta do szuflady i skierował do drzwi.
– Co cię ukąsiło? – zapytał przyjaciel zdziwiony, że porucznik nie zainteresował się rezultatami wczorajszych działań podporucznika.
Ciesielski zatrzymał się w progu.
– Wiem już – powiedział – kto zabił Stojanowskiego, a przynajmniej jaki jest motyw zbrodni i w jakim kręgu należy szukać mordercy.
– Kto?!
– Nie powiem ci.
– Dlaczego???
– Bo nazwiesz mnie wariatem i będziesz miał rację.
– Tyś chyba już zwariował.
– Być może. Wiem, kto zabił, ale nie mam przeciwko temu człowiekowi najmniejszego dowodu. Wszyscy byście mnie wyśmiali, gdybym wam powiedział, jak do tego doszedłem.
– Dokąd lecisz?
– Najpierw do domu, a potem do Zakładu Kryminalistyki. Po dowód.
– Uważaj na siebie. Pamiętaj o rozkazie pułkownika.
– Łazi za mną ten cerber. Mam go powyżej dziurek od nosa.
– Tym bardziej, kiedy ci coś świta pod sufitem, powinieneś się pilnować.
Porucznik już tych przestróg nie słyszał. Wybiegł z pokoju i za chwilę gnał samochodem do mieszkania. Tam swój „dowód” zawinął w gazetę i pojechał do Zakładu Kryminalistyki.
– Muszę to mieć natychmiast – przekonywał majora, specjalistę od mikrośladów. – Jest wskazany jak największy pośpiech.
– Pośpiech jest dobry przy łapaniu pcheł. – Major nie wzruszył się wzburzeniem młodego człowieka. – Dostaniecie swoją analizę nie wcześniej i nie później, aż będzie zrobiona. Zrobimy ją, jak przyjdzie kolej.
– To naprawdę, majorze, bardzo pilne.
– U nas wszystkie analizy są „na wczoraj”. Innych w ogóle nam nie przysyłają. Każdemu z was się zdaje, że my tu nic nie robimy. Ktoś spojrzy w mikroskop, inny coś naświetli promieniami pod – czy nadczerwonymi i analiza gotowa. Nie zdajecie sobie sprawy, że od naszych ustaleń zależy wolność czy nawet życie człowieka. – Major dosiadł swojego ulubionego konika. – Coś tam liznęliście w szkole oficerskiej w Szczytnie i teraz każdy z was przylatuje tutaj jak po ogień.
– Kiedy, panie majorze, to naprawdę bardzo ważne. Sprawa o morderstwo. Inaczej nigdy bym się nie ośmielił tak nastawać na pośpiech…