Выбрать главу

Zgasiła papierosa. Za dużo słów, pomyślała. Za dużo słów roi mi się w głowie, przeszkadzają mi jasno myśleć.

Arnold? Mikaela?

Ale pod rojowiskami słów płynęła panika, wiedziała o tym i nagle pożałowała, że nie wzięła ze sobą Helmuta.

Helmuta skałę, Helmuta opokę.

Zaoferował się, że pojedzie z nią, w jakiś sposób nalegał, ale mu się oparła.

To nie była jego sprawa. Nie brał w tym udziału. To były rozliczenia między Mikaela a jej ojcem. I może nią samą.

Rozliczenia, pomyślała. Co ja mówię? Co przez to rozumiem? I co się stało?

Dopiero, gdy wypaliła drugiego papierosa do połowy i spostrzegła, że zmoczyła go łzami, weszła do środka i zadzwoniła.

Helmuta nie było w domu, ale w końcu przypomniała sobie numer komórki i złapała go.

Opowiedziała, że rozmawiała z policją i że z pewnością wyjaśnią sprawę przed wieczorem.

Wzięła jednak do jutra pokój w hotelu, tak na wszelki wypadek. No i byłoby trochę męczące wracać samochodem zaraz tego samego dnia.

Helmut nie miał wiele do powiedzenia na ten temat. Zakończyli rozmowę. Wyszła ponownie na balkon. Usiadła na krześle i pomodliła się do Boga po raz pierwszy od piętnastu lat.

Wątpiła, że słuchał.

15

14 lipca 1999

Na koniec wybrała Münstera.

Powód był prosty, ale na szczęście nie musiała go ujawniać. Ani Mikaelowi, ani nikomu innemu.

A sprawa miała się tak, że inspektor Moreno była zakochana w podkomisarzu Münsterze i do romansu niewiele brakowało.

Nie, nie zakochana, poprawiła się. Za mocne słowo. Uczucie tego samego rodzaju, ale… ale mniejszego kalibru, zadecydowała. Znacznie mniejszego. W każdym razie myśl, że mogłaby… gdyby okoliczności nie stanęły na przeszkodzie… mogłaby nawiązać romans z mężczyzną o pedofilskich skłonnościach, wydała jej się tak absurdalna, tak całkowicie niedorzeczna, że niejako zawierała wewnętrzną sprzeczność. Sama myśl. Odrzuciła ją kobiecą intuicją. Münster był nie do pomyślenia w tej roli. Wykluczone.

Wprawdzie równie wielkie kłopoty miała z wyobrażeniem sobie, by inny z jej kolegów gwałcił dzieci, ale w żadnym się nie podkochiwała (nawet odrobinę). Nie było więc w tym sprzeczności per se.

Tak to chyba sformułowano w podręczniku filozofii w liceum.

Czyli Münster. Stuprocentowo pewna karta.

Na szczęście nigdy nie zapytał, dlaczego zwróciła się właśnie do niego.

Miał za to sporo innych pytań.

Czy jest przy zdrowych zmysłach? Na przykład.

Co u diabła wygaduje?

Jak może wierzyć takiej kanalii jak Franz Lampe-Leermann?

Moreno wyjaśniła sucho, że nie wierzy Lampemu-Leermannowi bardziej niż horoskopom w czasopiśmie dla dziewcząt, ale czysto formalnie chciała przekazać sprawę, ponieważ jest na urlopie.

Münster przyjął to wyjaśnienie, miał jednak dalsze uwagi i Moreno słyszała, że coraz bardziej waha się w swoim początkowym, wynikłym z szoku sceptycyzmie.

Dokładnie tak jak ona. Dokładnie tak jak Lampe-Leermann, ten sukinsyn, zapewne przewidywał.

– Ma jakiegoś asa w rękawie?

– Nie wiem.

– Musi mieć chyba jakiś powód, żeby wyjeżdżać z czymś takim?

– Można tak sądzić.

– A ty do jakich wniosków doszłaś?

– Do żadnych, ale źle spałam.

– Nie wątpię. Jak się do cholery do tego zabrać?

– Na pewno nie można iść do Hillera – powiedziała Moreno.

– Dzięki za radę – odparł Münster. – Masz jeszcze jakąś?

– Jest tylko jeden sposób.

– Jaki?

– Musisz porozmawiać z parszywcem.

– Z kim?

– Przepraszam. Z Lampem-Leermannem.

– Hm. Gdzie on teraz jest?

– Emsbaden. Czeka tam na ciebie. Proponuję, żebyś sam zajął się sprawą, zachowując daleko posuniętą dyskrecję.

Münster milczał przez kilka sekund.

– Odezwę się – obiecał. – Dzięki, że zadzwoniłaś. Przyjemnego leniuchowania, co byś w sierpniu znowu była skutecznym gliną.

– Postaram się – powiedziała inspektor Ewa Moreno.

Po południu wybrali się promem na wyspy. Przez godzinę brodzili w płytkiej wodzie wzdłuż plaż Werkeney, a potem popłynęli małym statkiem na Doczum, która była rezerwatem ptaków. Zjedli tam obiad w gospodzie przy rynku wśród brzuchatych turystów i wyondulowanych turystek, zaawansowanych wiekowo i wagowo.

Wycieczka na wyspy jest latem obowiązkowym punktem, wyjaśnił Mikael, kiedy Moreno sceptycznie zaczęła rozglądać się dookoła. Przyjeżdżał tu co roku, odkąd pamiętał, z wyjątkiem 1988, kiedy studiował z wymiany w Bostonie.

– Spędzałeś w Lejnicach… czy raczej w Port Hagen… każde lato przez całe życie?

– Poza tym jednym, tak. Dlaczego pytasz?

Moreno nie odpowiedziała.

Nie, pomyślała. Już przecież zadecydowałam, że to nie moja sprawa.

Nie moja, a tym bardziej nie Mikaela.

Przeciągnęło się więc aż do wieczornego powrotnego promu do Lejnic, zanim podjęli ten temat. I tym razem też nie była to jej wina.

– Przez cały dzień nie powiedziałaś słowa o parszywcu – stwierdził Mikael.

– Zgadza się. Sprawa zamknięta.

Mikael uniósł brwi.

– Tak? W jaki sposób?

– Przekazałam dalej. Mam urlop.

Brwi pozostały uniesione. Nagle przyszło jej na myśl, że wygląda jak drugoplanowy aktor w telenoweli, którą ktoś zapomniał wyłączyć. Czy maska zaczęła w końcu schodzić?

– Co z tobą jest? – zapytała. – Głupio wyglądasz.

– To nie ze mną coś jest – odparł, przyjmując tym razem jakąś belferską minę – tylko z tobą. Jeżeli Lampe-Leermann to zamknięty rozdział, chciałbym wiedzieć co, do cholery, cię męczy.

– Męczy? Mnie? Co ty gadasz?

Poczuła, jak wzbiera w niej coś, co musiało być mieszanką zniechęcenia i irytacji. Może złości. Na jego przemądrzałość. Co on sobie myśli, że z kim rozmawia?

Chyba odnotował jej reakcję i przez chwilę siedział w milczeniu. Patrzył na morze, bębniąc palcami na kolanach. Ten nawyk zauważyła u niego już dawno, ale dopiero teraz uświadomiła sobie, że właściwie to przywara.

– Męczy – powtórzył. – Nie zgrywaj się. Albo zaczynasz mieć mnie dosyć, albo jest coś jeszcze. Przedkładałbym tę drugą ewentualność nad pierwszą. Nie jestem idiotą.

Od razu była skłonna się z nim zgodzić. Mikael Bau nie był idiotą. Claus Badher, na którego zmarnowała pięć lat, był idiotą, więc miała pewne doświadczenie. Mogła porównać i wiedziała, o czym mowa.

Trzeba wiedzieć, kiedy człowiek zamyka pierwszy etap związku i wchodzi w drugi, gdzieś to przeczytała i zapamiętała. Diabli nadali. Czy nigdy nie można oderwać się od pracy? Czy praca musi zatruwać wszystko inne?

Natychmiast otrzymała odpowiedź od drugiego wewnętrznego głosu.

To nie ma związku z twoją pracą. To jest kwestia współczucia i ludzkiej troski. Zaginiona dziewczyna i zrozpaczona matka.

Mikael nadal bębnił palcami. Wieczorne słońce przedarło się przez chmurę; zamknęła oczy przed niemal poziomymi promieniami, zastanawiając się przez chwilę.

– Dziwna rzecz wydarzyła się w komisariacie. Bębnienie ustało. Potem wybuchnął śmiechem.

– Wśród jezior i gór Kanady – powiedział.

– Co, na Boga, Kanada ma z tym wspólnego?

Pokręcił głową.

– Bohater nigdy nie odpoczywa. Nigdy nie śpi. Dlaczego kobiety tak rzadko mają jakieś pojęcie o literaturze?

Opowiedzenie historii zajęło pięć minut.

Niewiele tego było. Płacząca dziewczyna w pociągu. Nieznany tata w zakładzie.

Przestraszona matka w komisariacie policji.