Выбрать главу

Potem nagle coś w niej pękło. Łzy trysnęły jak z gejzeru i musiała zjechać na pobocze. Był to ryzykowny manewr, ale dalsza jazda stanowiła jeszcze większe ryzyko. Włączyła światła awaryjne i rozpłakała się na dobre. Mogę przecież się wypłakać, pomyślała.

Dała sobie trochę czasu, ale zapalając samochód, wcale nie była pewna, że czuje się dużo lepiej.

Po raz drugi w ciągu zaledwie kilku dni pomodliła się do Boga i po raz drugi miała spore wątpliwości, że istnieje ktoś, kto słucha. Kiedy w końcu wyjechała na autostradę na wysokości Loewingen, zaproponowała układ.

Jeśli dojedziemy cało, podziękuję ci na kolanach.

Słyszysz, Boże? Obiecuję.

Czekał na rozwidleniu drogi, jak uzgodnili. Kiedy go dostrzegła w połączonym świetle ulicznych latarni i reflektorów samochodu, ogarnął ją chwilowy zawrót głowy.

Co się dzieje? Pomyślała.

Czy ja śnię?

Dlaczego mam uczucie, że spadam w próżnię?

Potem zagryzła wargę, zwolniła i mignęła mu długimi światłami.

Przez pierwsze pół godziny nie powiedział ani słowa.

Ona też nie. Jechali koło siebie jak dwoje obcych, którzy wiedzą, że nie mają sobie nic do powiedzenia. Nawet banalne grzecznościowe formułki nie należały do ich wspólnego języka.

Może tak było lepiej. Nie zastanawiała się, czy będą mieli o czym rozmawiać, ale teraz, kiedy zaczęła o tym myśleć, jawiło się to prawie jako niemożliwe. Po wszystkich tych latach nie było nic do dodania.

Czas nic tu nie zmienił. Było jak wtedy.

Jak tamtej nocy w lipcu przed szesnastoma laty. Klamka zapadła raz na zawsze.

Nie kochaliśmy się prawie nigdy po przyjściu naszej córki na świat, pomyślała nagle. Nie chciałam, chyba nie chciałam go ani razu. Dziwne.

Chociaż dziwne – to jest życie. Czasami jak wiatr w brzezinie wiosną, czasami jak burza. Czasami to chore i wynędzniałe zwierzę, które chce się gdzieś zaszyć i w spokoju zdechnąć… osobliwe myśli, nie rozpoznawała ich. Jakby w jakiś sposób promieniowały od niego… siedział znowu tak blisko niej, mimo że wykluczyła go ze swego życia bardzo dawno temu i nie miał drogi powrotu.

Na żadnych warunkach. A kiedy zerkała na tę chudą, skuloną postać na siedzeniu pasażera, żałowała, że nie kazała mu usiąść z tyłu. Jego żałosny charakter zrósł się z fizyczną postacią, uderzyło ją. Wychynął na zewnątrz, tak że teraz dobitnie o nim świadczył. Widać było po nim, co z niego za typek, szkoda że dawniej nie rzucało się to tak w oczy.

Może wtedy nie musiałoby się wydarzyć, co się zdarzyło.

Tyle że gdyby od razu zorientowała się, z kim ma do czynienia, nigdy by się z nim nie związała. A gdyby się z nim nie związała, nie urodziłaby się Mikaela. Tego życiowego węzła nie umiała rozsupłać, wiedziała o tym. W żyłach Mikaeli płynęła jego krew i było to jedyne, co w razie konieczności gotowa była mu przyznać. Bez niego Mikaeli nie byłoby na świecie; obraz wiatru i chorego zwierza znowu pojawił się w jej świadomości… ale zaraz zastąpiły go słowa, które kiedyś wypowiedział.

„Lubię milczenie między nami”.

Dokładnie tak powiedział. „Milczenie między nimi?”. Twierdził, że jest dobre. Była pierwszą dziewczyną, z którą mógł razem milczeć.

Boże święty, pomyślała. Chyba nie wyobraża sobie, że w tym cholernym nieodzywaniu się też jest coś dobrego?

Ale nie zapytała. Zwiększyła tylko trochę prędkość, deszcz osłabł, przestawało padać.

Zaraz za Saaren zjechała na stację benzynową, żeby zatankować, a kiedy ponownie usiadła za kierownicą i zapięła pas, wtedy właśnie odezwał się po raz pierwszy.

– Dokąd jedziemy? – zapytał.

Jego głos przypominał jesienny liść spadający na ziemię.

Nie odpowiedziała.

20

Przesłuchanie Pauli Ruth Emmerich, 29.07.1983. Miejsce: Komisariat Policji w Lejnicach. Prowadzący przesłuchanie: starszy inspektor Walevski. Obecni: asys. społ. Bluume. Protokół przesłuchania: starszy inspektor Walevski. Do wiadomości: komisarz Vrommel, komendant, asys. społ. Bluume.

Walevski: Nazywasz się Paula Emmerich?

Emmerich: Tak.

W.: Urodzona 22 maja 1967 roku tutaj w Lejnicach?

E.: Tak.

W.: Do 17 czerwca tego roku chodziłaś do szkoły Voellera tutaj w Lejnicach?

E.: Tak.

W.: Chodziłaś przez sześć lat do tej samej klasy co dziewczyna o nazwisku Winnie Ludmilla Maas. Zgadza się?

E.: Tak.

W.: Czy powiedziałabyś, że dobrze znałaś Winnie Maas?

E.: Tak. Chociaż nie byłyśmy tak dobrymi kumpelami jak wcześniej.

W.: Ale w sumie się przyjaźniłyście?

E.: Tak.

W.: Wiesz, co się stało z Winnie i dlaczego chcemy z tobą rozmawiać?

E.: Tak.

W.: W jaki sposób znany ci jest Arnold Maager?

E.: Był naszym nauczycielem WOS-u i historii.

W.: W szkole Voellera?

E.: Tak.

W.: Jak długo był twoim nauczycielem?

E.: Dwa lata. W ósmej i dziewiątej klasie.

W.: Jakim był nauczycielem?

E.: Takim sobie. Chyba raczej dobrym.

W.: Możesz opisać go nieco bliżej?

E.: (Brak odpowiedzi)

W.: Inni uczniowie w klasie go lubili?

E.: Tak. Był sympatyczny. Przystojny.

W.: Przystojny?

E.: Jak na nauczyciela.

W.: Rozumiem. Wiesz może, czy Winnie Maas uważała tak jak ty? Że Arnold Maager był dobrym nauczycielem. I przystojnym?

E.: Tak, tak uważała.

W.: Jesteś pewna? Chodzi mi o czas przed dyskoteką.

E.: Lubiła go.

W.: Rozmawiałyście o tym?

E.: Może, nie pamiętam.

W.: Ale nigdy nie powiedziała, że jest w nim na przykład zakochana?

E.: Nie. W każdym razie nie mnie.

W.: Czy ktoś w klasie znał Winnie lepiej niż ty?

E.: Chyba nie. Nie.

W.: Czyli gdyby Winnie chciała się komuś zwierzyć, wybrałaby ciebie?

E.: Tak. Chociaż ostatnio była bardziej zamknięta.

W.: Zamknięta?

E.: No, nie mówiła tyle.

W.: Rozumiem. Wiesz, czy miała chłopaka?

E.: Teraz nie. To znaczy nie w maju i czerwcu. Nie wydaje mi się.

W.: Ale wcześniej kogoś miała?

E.: Oczywiście.

W.: Więcej chłopaków?

E.: Kilku, ale nie pod koniec dziewiątej klasy.

W.: Czy możesz opowiedzieć o tej dyskotece 10 czerwca?

E.: A co chce pan wiedzieć?

W.: Jak było. W jakim towarzystwie byłaś. Czy zwracałaś uwagę na Winnie.

E.: Było normalnie.

W.: To znaczy?

E.: Najpierw piliśmy trochę na plaży.

W.: Kto?

E.: Kilka osób z naszej klasy. Z innych też.

W.: Ile?

E.: Może z piętnaście.

W.: Winnie Maas też tam była?

E.: Tak.

W.: A później?

E.: Poszliśmy na dyskotekę około wpół do dziesiątej.

W.: Tak?

E.: Tańczyliśmy, gadaliśmy i tak ogólnie.

W.: Czy zwróciłaś uwagę, co Winnie robiła tego wieczoru?

E.: Tak.

W.: Możesz opowiedzieć?

E.: Była trochę pijana. Dość dużo tańczyła, jak zwykle. Tańczyła wolnego z Maagerem.

W.: Mówisz, że Winnie Maas tańczyła wolny taniec z Arnoldem Maagerem, swoim nauczycielem WOS-u i historii?

E.: Tak. Chyba bardziej dla jaj. Inne dziewczyny też tańczyły z nauczycielami.

W.: Ile tańców?

E.: Winnie czy te inne?

W.: Winnie.

E.: Nie wiem. Dość dużo.

W.: Z innymi nauczycielami też?

E.: Nie wiem. Chyba raczej tylko z nim.

W.: Rozmawialiście o tym? Ty i twoi koledzy.

E.: Nie pamiętam dokładnie. Chyba tak.

W.: Nie uważaliście, że to dziwne, że Winnie Maas tańczy tak dużo z jednym nauczycielem?

E.: Nie pamiętam.

W.: Dlaczego nie pamiętasz?

E.: Nie wiem. Byłam trochę pijana. Nie pamiętam za dokładnie.