Выбрать главу

W.: Przejdźmy do tego, co się wydarzyło później tego wieczoru. Możesz opowiedzieć?

E.: Poszliśmy z powrotem na plażę, kiedy dyskoteka się skończyła.

W.: Kto?

E.: Nasza paczka. Osiem, dziesięć osób.

W.: Winnie Maas też?

E.: Tak.

W.: Co robiliście?

E.: Nic specjalnego.

W.: Nic specjalnego?

E.: Nic.

W.: Coś musieliście chyba robić?

E.: No może.

W.: Co na przykład?

E.: Co mam, kurde, powiedzieć? Żeśmy pili, palili i się obmacywali?

W.: To właśnie robiliście?

E.: Może. Też gadaliśmy. Jeden chłopak kąpał się nago.

W.: Naprawdę? Rozmawiałaś o czymś z Winnie?

E.: Chyba nie. Niespecjalnie. Kurde, przecież byliśmy całą paczką.

W.: Nie rozmawiałyście o tym, że tak dużo tańczyła z Arnoldem Maagerem?

E.: Chyba rozmawiałyśmy.

W.: Pamiętasz, co powiedziała?

E.: Tak. Jedną rzecz.

W.: A mianowicie?

E.: Powiedziała, że jest napalona na Maagera.

W.: Napalona na Maagera? Jesteś pewna? Winnie Maas tak powiedziała?

E.: Tak.

W.: Uwierzyłaś jej?

E.: A czemu miałam nie wierzyć? Mogła przecież być napalona na kogo chciała.

W.: Dobra. Z plaży dokąd poszliście?

E.: Z powrotem do miasta.

W.: Winnie Maas też?

E.: Tak, kurde.

W.: Mów dalej.

E.: Ktoś usłyszał, że imprezują u Golluma.

W.: Kto to jest Gollum?

E.: Nauczyciel ZPT. Właściwie nazywa się Gollumsen.

W.: Kto miał u niego imprezować?

E.: Ci, co pilnowali na dyskotece.

W.: Nauczyciele.

E.: Tak.

W.: W tym Maager?

E.: Tak, w tym Maager.

W.: I wiedzieliście, że ci nauczyciele są u Gollumsena?

E.: Tak.

W.: Skąd?

E.: Nie wiem. Ktoś o tym usłyszał.

W.: Kto?

E.: Nie wiem, kurde.

W.: Winnie Maas?

E.: Może.

W.: Ale mógł to być ktoś inny?

E.: (Brak odpowiedzi)

W.: No dobrze. Opowiedz, co się działo, kiedy przyszliście do Gollumsena.

E.: Śpiewali, byli dość naprani. Przeboje z lat sześćdziesiątych. Zadzwoniliśmy i nas wpuścili.

W.: Ilu było nauczycieli?

E.: Czterech.

W.: Czterech?

E.: Tak. Gollum i Maager, i jeszcze dwóch innych.

W.: Jacy?

E.: Jeden nazywa się Nielsen. I Cruickshank.

W.: A was, uczniów, ilu było?

E.: Siedem osób. Chociaż dwie sobie później poszły.

W.: Ale ty i Winnie zostałyście?

E.: Tak.

W.: Kto był w pozostałej trójce?

E.: Tim Van Rippe i Christopher Duijkert. I Vera Sauger.

W.: Czyli pięcioro uczniów i czterech nauczycieli. Która mniej więcej była godzina, kiedy tam przyszliście?

E.: Druga, wpół do trzeciej, jakoś tak.

W.: Co robiliście u Gollumsena?

E.: Trochę piliśmy, śpiewaliśmy. Nielsen grał na gitarze.

W.: Mów dalej. Co zaszło między Arnoldem Maagerem a Winnie Maas?

E.: Trochę się obmacywali, potem poszli do sypialni.

W.: A wy co robiliście?

E.: My?

W.: Tak. Co robiliście, kiedy Winnie Maas i Arnold Maager poszli do sypialni?

E.: Siedzieliśmy dalej, śpiewaliśmy i gadaliśmy.

W.: Jak długo?

E.: Nie wiem. Może godzinę.

W.: A potem wyszliście z mieszkania?

E.: Tak.

W.: Czy Winnie i Maager dalej byli w sypialni, kiedy wychodziliście?

E.: Tak. O ile nie wyskoczyli przez okno, ale myślę, że nie.

W.: Dlaczego myślisz, że nie wyszli przez okno?

E.: Bo to było na drugim piętrze.

W.: Rozumiem. Dowiedziałaś się, co robili w sypialni?

E.: Tak.

W.: Skąd? I kiedy?

E.: Słyszeliśmy, co robią.

W.: Tak?

E.: Pieprzyli się tak, że cały dom się trząsł.

Moreno odsunęła papiery. Spojrzała na zegarek. Za piętnaście pierwsza. To było trzecie przesłuchanie, które przeczytała, i obraz zaczynał być dość jasny.

Przygnębiająco jasny, pomyślała.

…tak, że cały dom się trząsł!

Co za łajza, pomyślała. Nie ma się co dziwić, że ukrył się w szpitalu. Nie ma się co dziwić, że zwariował.

Żona i dwuletnia córeczka.

Czy tego Mikaela dowiedziała się w zakładzie Sidonisu?

Czy tak to widziała jego żona?

Nie, nietrudno było zrozumieć ucieczkę w szaleństwo. Naprawdę nie. Pieprzyć się z szesnastoletnią dziewczyną w obecności pięciu świadków, czy ilu ich tam było. Tak że cały dom się trząsł… kurwa mać!

A potem ją zabić, kiedy miała czelność zajść w ciążę.

Inspektor Ewa Moreno oparła głowę na dłoniach i wyjrzała na pusty rynek. Nadal było zimno, ale deszcz przestał padać rano.

Popęd?, pomyślała.

Pożądanie i trochę serca. Mózg dryfujący w joli na cumie. Zatruty na wszelki wypadek.

Porównanie sprawy Maagera z jej własną utratą cnoty nasuwało się niejasno przez ostatnie dni, a teraz widziała scenę wyraźniej niż przez wiele lat.

Ciasny pokój hotelowy przy Piazza di Popolo w Rzymie. Wieczne Miasto. Wieczna miłość.

Ona. Siedemnastoletnia licealistka. Zaledwie rok starsza od Winnie Maas; czas – nie więcej niż rok po tutejszych wydarzeniach, uświadomiła sobie z przerażeniem. 1984. Wycieczka szkolna klas językowych. Wczesne lato. Apetyt na życie.

On. Trzydziestosześcioletni nauczyciel łaciny.

Silny. Mądry. Subtelny.

Obyty w świecie, z owłosioną piersią i ciepłymi dłońmi. Nie kochali się tak, żeby hotel się trząsł, ale jednak dość intensywnie, i obyli się bez świadków. Obiecał, że rozwiedzie się dla niej z żoną, a ona mu uwierzyła.

Do tego stopnia, że w końcu zadzwoniła do jego żony, żeby omówić tę sprawę.

Później: jego tchórzostwo. Jego bezmierna małość.

Wtedy po raz pierwszy zetknęła się z tak żałosną słabością, a gdy kilka lat później spotkała jego żonę, odbyły kobiecą rozmowę, która naprawdę dużo im dała. Zostawiła swego łacinnika, a z tego, co wiedziała, nadal uwodził licealistki w uroczych ciasnych pokoikach w Rzymie.

Ciepłymi dłońmi, owłosioną piersią i swym dowcipem.

Ale teraz nie chodziło o tego bydlaka. Ani o Ewę Moreno.

Chodziło o martwą dziewczynę nazwiskiem Winnie Maas. I o żywą (oby) dziewczynę nazwiskiem Mikaela Lijphart.

I o ojca tej drugiej, Arnolda Maagera.

Miał szesnaście lat, żeby przygotować swoją historię na spotkanie z córką. Szesnaście lat sam na sam z własnymi myślami i zapewne strachem.

Nie wystarczyłoby szesnaście tysięcy, pomyślała Moreno. Czas leczy wiele ran, ale nie te hańbiące. Przypomniał się jej wers jakiegoś poematu.

Albowiem róże hańby jarzą się przez wieczność.

Odłożyła akta na półkę. Zajrzała ostrożnie do pokoju aspiranta Vegesacka, uchylając drzwi, i stwierdziła, że nadal śpi na krześle. Z odchyloną głową i otwartymi ustami.

Chciała zamienić z nim kilka słów o jego rozmowie z Maagerem w zakładzie Sidonisu, ale uznała, że lepiej go nie budzić.

Ze względów czysto humanitarnych. Gdyby następnej nocy z narzeczoną również nie planowali spać.

Wyszła z komisariatu i przecięła rynek w stronę cukierni Vlammerick’s, żeby kupić coś na przeprosiny dla swojego chłopaka (narzeczonego? faceta? kochanka?).

I żeby zaradzić przedmiesiączkowemu niedoborowi cukru we krwi.

21

19 lipca 1999

Telefon zadzwonił akurat, kiedy zaparkowała w cieniu pod wiązem, odebrała dopiero po pewnej rozterce.

– Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć – odezwał się Münster. Przez całą sekundę nie miała pojęcia, o czym mówi.

– Wiedzieć o czym?

– O Lampem-Leermannie. Sprawa pedofila.

– Tak?

– Znalazłem dziennikarza.

Jak to możliwe? Pomyślała Moreno. Niemal udało mi się zapomnieć parszywca zaledwie w kilka dni.