Выбрать главу

– Miła historia – odezwała się w końcu. – Nie ma dziewczyny ani ojca. Czy może mi pan powiedzieć, co się, do cholery, dzieje?

– Hm. Jeszcze nie miałem czasu się zastanowić. Zajmowałem się głównie tym facetem z plaży. Van Rippem.

– Rzeczywiście, co z nim?

– Jedyne, czego jesteśmy pewni, to to, że nie jesteśmy niczego pewni – Vegesack dopił kufel piwa.

– Hm – mruknęła Moreno. – Z tego, co pamiętam, to właśnie podstawa wszelkiej wiedzy.

29

Aaron Wicker z lokalnej redakcji „Westerblattu” w Lejnicach nie żywił żadnych cieplejszych uczuć do miejskiego komendanta policji.

Choć zapewne w żadnej sytuacji nie darzyłby komendanta sympatią, uważał, że akurat ma po temu dobre powody. Odkąd Vrommel na początku lat dziewięćdziesiątych podstępem dokonał przeszukania redakcji, Wicker czuł tak głęboką i szczerą odrazę do pierwszego stróża prawa w mieście, że nawet nie próbował jej ukrywać. Ani analizować.

Łobuz pozostanie łobuzem, myślał sobie. A pilnujący porządku niekoniecznie do porządnych należy.

Rzekomą przyczynę wtargnięcia stanowił anonimowy telefon na policję o podłożeniu bomby w redakcji, którą z tego powodu trzeba było przeszukać. Bomby nie znaleziono, ale Wicker od samego początku wiedział, że nikt z taką groźbą nie dzwonił. W rzeczywistości chodziło o zdobycie nazwisk informatorów „Westerblattu” do serii artykułów o nieprawidłowościach finansowych w zarządzie miasta. Od tej chwili zaufanie między czwartą władzą a siłami porządku w mieście było nie do odbudowania. Przynajmniej dopóki komendant nazywał się Vrommel.

Żadnych nazwisk w czasie tej operacji nie znaleziono, bo Wicker zdążył je usunąć, ale na samą myśl, że policja w ten sposób zlekceważyła fundamentalną zasadę wolności słowa, przechodził mu po plecach dreszcz bezsilnej wściekłości. Nadal.

A teraz znowu musiał ustąpić pola.

– Wiemy, oczywiście, kim jest ofiara – oświadczył komendant.

– Brawo – powiedział Wicker.

– Ale nie mogę, niestety, podać nazwiska.

– Dlaczego nie?

– Dlatego że jeszcze nie skontaktowaliśmy się z najbliższymi.

– Prasa ma dość szeroki zasięg. Skoro już u was nie działają telefony. No i mamy pewne rozeznanie.

– Nie wątpię. Ale telefony u nas działają. Dowodem jest, że właśnie w tej chwili rozmawiam przez telefon, chociaż mam ważniejsze sprawy na głowie. Tak czy owak, nazwiska pan nie dostanie.

– Dowiem się mimo to.

– W takim razie zabraniam je wam publikować.

– Zabrania pan? Od kiedy wprowadzono oficjalną cenzurę w tym mieście? Nie żeby mnie to dziwiło, tylko mi umknęło.

– To nie jedyna rzecz, jaka panu umknęła – skontrował komendant. – W dzisiejszych czasach pilnujemy nie tylko przestrzegania prawa. Ponieważ prasa ma kłopoty z respektowaniem własnych norm etycznych, musimy jej w tym pomagać. Muszę wracać do pracy, czy redaktor ma coś jeszcze na sercu?

Chyba tylko stan przedzawałowy, pomyślał Wicker. Nie ma się co dziwić. Rzucił słuchawką, zastanowił się przez pięć sekund i postanowił wysłać Selmę Perhovens.

Selma Perhovens była jedyną zatrudnioną na stałe dziennikarką, wprawdzie tylko na pół etatu, ale jeśli w Lejnicach – czy w ogóle w całej Europie – choćby ze dwie osoby znały nazwisko ofiary z plaży, to Selma była właściwym człowiekiem, żeby je ustalić w kilka godzin. Chyba że ją przeceniał.

Pierwsze morderstwo od szesnastu lat, a miejscowa gazeta nie znała nawet nazwiska ofiary! Szlag by trafił.

Zażył dwie tabletki na obniżenie ciśnienia i zaczął szukać jej numeru komórki.

Ewa Moreno zjadła kolację w restauracji o nazwie Chez Vladimir, obiecując sobie, że to pierwszy i ostatni raz. Przypuszczała, że taką samą decyzję podjęto troje pozostałych gości; tarta z mięsem i sałatka, które zamówiła – a dostawszy po długim czekaniu, próbowała też zjeść – nie zachęcały do kolejnych odwiedzin.

Podobnie jak wino, choć pod względem cierpkości doskonale pasowało do zakatarzonej kelnerki. Moreno dziękowała swej szczęśliwej gwieździe, że zamówiła tylko jeden kieliszek.

Z kolei, czy jutrzejszy dzień miał być również jej ostatnim dniem w Lejnicach, pozostawało kwestią otwartą.

A może jednak nie. Jechać teraz do domu? Pomyślała, wmuszając w siebie resztę kwaśnego trunku. Zostawić dwoje zaginionych i niewyjaśnione morderstwo na plaży? Czy to inspektor kryminalny Ewa Moreno zadawała sobie to pytanie? Pierwsza wolna kobieta w historii?

Nie mogła nie uśmiechnąć się na ten absurd.

Zadecyduję jutro. Dzbanek mocnej kawy do pokoju na wieczór, a potem będę tarła skronie, aż porobią się w nich dziury albo dojdę do jakiegoś rozwiązania. Nie byłoby głupio zasnąć któregoś wieczoru we własnym łóżku.

Zaczęła wypisywać nazwiska zamieszanych osób na czystej stronie w notesie:

Winnie Maas

Arnold Maager

Mikaela Lijphart

Wyglądało elegancko. Po namyśle dołożyła jeszcze jedno nazwisko.

Tim Van Rippe

Nie wydawał się mieć coś wspólnego z tą sprawą, ale jednak padł ofiarą morderstwa. Potem dopisała jeszcze dwa.

Sigrid Maas

Vera Sauger

Pozwoliła myślom płynąć swobodnie przez kilka minut i w tym czasie postawiła znaki zapytania przy Mikaeli Lijphart i Arnoldzie Maagerze oraz krzyżyk przy Timie Van Rippem. Ostatnich dwóch nazwisk nie oznaczyła w żaden sposób.

Błyskotliwa systematyka, Sherlocku, stwierdziła, próbując skupić myśli. Popiła łyk kawy, którą gospodyni przyrządziła jej niechętnie i za słoną dopłatą. Dalej!

Co wiem? Czy te nazwiska w ogóle się ze sobą łączą? Wszystkie? Niektóre z nich? Jak?

Vera Sauger nie miała oczywiście wiele wspólnego z pozostałymi – martwymi czy zaginionymi – była tylko ogniwem. Przypuszczalnym źródłem informacji, nic tajemniczego. Trzeba ją było traktować osobno.

Naraz skojarzyła, dlaczego nazwisko wydało się jej znajome. Występowało w jednym z protokołów przesłuchań, które Vegesack dał jej do przeczytania, chyba się nie myliła?

Tak, oczywiście, bez wątpienia. Nie pamiętała, w jakim kontekście, ale Vera Sauger się tam pojawiła, Moreno była teraz najzupełniej pewna, mimo że nawet lekko nie potarła skroni.

W gruncie rzeczy nie było w tym nic zaskakującego. Sigrid Maas odesłała Mikaelę do Very Sauger, a skoro ta była przesłuchiwana w związku z wydarzeniami 1983 roku, potwierdzało się tylko, że chodzi o dziewczynę, którą łączyła z Winnie taka czy inna zażyłość.

I że Sigrid Maas mówiła prawdę, przynajmniej w tej kwestii.

Przeszła do trójki na samej górze. Jeden zabity, dwoje zaginionych.

Co się stało z Mikaelą Lijphart, nadal było równie niezrozumiałe jak na początku. Moreno, nim zaczęła dywagacje na jej temat, skierowała uwagę na ojca. Jakie możliwe scenariusze istniały w jego przypadku?

Tylko dwa, jeśli się nie myliła.

Albo Arnold Maager opuścił Sidonis z własnej woli – jakaś jej resztka mu chyba została.

Albo też ktoś miał w tym swój udział. Ktoś chciał się go pozbyć.

Dlaczego? Dlaczego, do jasnej Anielki, Arnold Maager miałby komuś zagrażać?

Istniała oczywiście tylko jedna odpowiedź. Miało to związek ze starą sprawą. Maager mógł wiedzieć, co naprawdę wydarzyło się przed szesnastoma laty, a taka wiedza byłaby niebezpieczna dla… no właśnie, dla kogo?

Dla kogoś, kto maczał w tym palce czy pewnie nawet więcej.

Stop, przerwała sobie. Posuwam się za szybko. Czyste spekulacje. Czy w sumie nie było znacznie bardziej prawdopodobne, że Maager oddalił się jednak na własną rękę? Spakował przecież torbę. Powód był wprawdzie równie niejasny jak wszystko inne, ale wydawało się dość oczywiste, że miało to związek z córką. Inne bodźce, które mogłyby skłonić go do działania, w jego życiu raczej nie występowały.