Выбрать главу

Selma przybrała ponury uśmiech clowna.

– No proszę; muszę przyznać, że pieniądze to też chyba moja największa nieodwzajemniona miłość. Ciągle zawodzą, nigdy ich nie ma, gdy są potrzebne. Możesz nocować u mnie, jeśli zdecydujesz się zostać dłużej. Mówię poważnie. Mam jedenastoletnią córkę, ale żadnego faceta, który by przeszkadzał, dostaniesz osobny pokój.

– Dziękuję – Moreno poczuła nagle gorącą sympatię do tej energicznej dziennikarki. – Zobaczymy, jak jutro będzie wyglądała sytuacja.

Selma dała jej wizytówkę i spojrzała na zegarek.

– O Jezu! Spóźnię się na premiowanie ogierów w Moogensball. Muszę lecieć!

Po jej odejściu Moreno została chwilę przy stoliku, zastanawiając się, czy nie zadzwonić do Vegesacka. Tylko żeby zapytać o bieżącą sytuację.

Po głębokim namyśle postanowiła przesunąć to na wieczór.

Doktor deHaavelaar zamówił koniak i szklankę mleka. Ona sama zadowoliła się cappuccino.

– Dla równowagi – wyjaśnił doktor, kiedy kelner przyszedł z tacą. – Równowaga organizmu jest wszystkim, o co należy dbać, żeby dożyć setki.

Nie wątpiła ani przez chwilę, że Emil deHaavelaar dożyje setki. Brakowało mu wprawdzie jeszcze dwudziestu lat, ale przypominał dobrze ubranego niedźwiedzia grizzly. Szeroki w ramionach, rosły, o wyglądzie kapryśnego gwiazdora. Włosy miał siwe, ale gęste, zaczesane do tyłu, wąs równie bujny i wypielęgnowany, a cera świadczyła o dostatecznie wielu godzinach spędzonych na słońcu wśród wydm, żeby mógł przeżyć jeszcze niejedną zimę. Moreno przypomniała sobie, że Selma Perhovens użyła słowa „drepcze” i zastanawiała się dlaczego.

– Jeśli istnieje powód, żeby tak długo znosić ten miszmasz – dodał, obracając w palcach kieliszek.

– Tak, można się nad tym zastanawiać.

– O co chciała pani zapytać?

Moreno zawahała się przez sekundę.

– O Winnie Maas.

DeHaavelaar odstawił z trzaskiem kieliszek. Źle zaczęłam, pomyślała Moreno. Szkoda.

– Kim pani jest?

– Ewa Moreno. Mówiłam przez telefon. Inspektor kryminalny.

– Mogę zobaczyć pani legitymację?

Moreno wyciągnęła dokument. DeHaavelaar nałożył okulary w bardzo cienkich i zapewne bardzo drogich oprawkach i dokładnie mu się przyjrzał. Potem zwrócił legitymację i zdjął okulary.

– Czy komendant o tym wie?

Znowu zastanowiła się przez sekundę.

– Nie.

DeHaavelaar wychylił koniak jednym haustem. Popił mlekiem, opróżniając szklankę do połowy. Moreno pociągnęła łyk kawy, czekając.

– A co, do cholery, skłania panią, żeby rozgrzebywać historię sprzed dwudziestu lat?

– Sprzed szesnastu – poprawiła Moreno. – Chciałam tylko zadać kilka pytań. Dlaczego jest pan taki wzburzony?

DeHaavelaar przechylił się przez stół.

– Nie jestem wzburzony – warknął. – Jestem wściekły. Nie jest pani nawet stąd, nie ma o niczym pojęcia i nie odpowiem na ani jedno pytanie. Za to powiadomię komendanta.

Wstał, przesunął kciukiem i palcem wskazującym po wąsach i wyszedł z kawiarni.

O cholera, pomyślała Moreno. Czy Selma nazwała go arystokratą?

31

Późnym popołudniem i przed wieczorem zaczęła dopadać ją chandra.

Może przyszła razem z ulewnymi deszczami, które nieprzerwanie nadciągały z południowego zachodu. Moreno, leżąc na niewygodnym łóżku w pensjonacie, usiłowała czytać, ale nie mogła skupić myśli na niczym, co nie łączyło się z Mikaelą Lijphart.

Czy z nią samą.

Co ja tutaj robię? zastanawiała się. Czym się zajmuję? Inspektor policji na urlopie! Czy mechanik poświęcałby swój ciężko zasłużony urlop, żeby naprawiać za darmo samochody? Mam nie po kolei.

Zadzwoniła do Clary Mietens, ale powierniczki nadal nie było w domu. Zadzwoniła do komisariatu, ale aspirant Vegesack wyjechał służbowo. Zadzwoniła na pogodynkę i dowiedziała się, że w kolejce nad Atlantykiem czekają dalsze ulewy.

Super, pomyślała inspektor Moreno i wróciła po raz czwarty do czytania tej samej strony.

O siódmej wybrała pierwszy raz numer do Very Sauger. Nikt nie odebrał. Spróbowała znowu po półgodzinie, a potem w takich samych odstępach czasu przez cały wieczór.

Po próbie o wpół do dziewiątej rozważała przez chwilę wyjście na kolację, ale zrezygnowała. Wczorajsza nie najlepsza tarta nie zachęcała do powtórki. Moreno zrobiła więc dwieście brzuszków i czterdzieści pompek, a stojąc pod prysznicem dwie godziny później, zastanawiała się, co, na Boga, mogło do tego stopnia wytrącić z równowagi doktora deHaavelaara.

Nie znalazła żadnego wyjaśnienia. Trudno się dziwić; uznała, że takowego nie jest w stanie znaleźć. Nie było sensu wyciągać wniosków z tak niepełnych danych. Szukanie śladów w grzęzawisku? Beznadziejna sprawa. Nawet dla zdezorientowanego inspektora powinno być to oczywiste.

A osierndziesięciolatkowie nie zawsze kierowali się logiką, nawet ci o wyglądzie grizzly, niedrepczący ani trochę.

Ostatni raz, pomyślała, wybierając numer Very Sauger kilka minut po jedenastej. Jeśli nie odbierze, rezygnuję.

Ktoś podniósł słuchawkę po trzech sygnałach.

– Vera Sauger.

Dzięki, pomyślała Moreno. Bądź tak miła i pozwól mi ze sobą porozmawiać. Mimo późnej godziny.

A jakbyś jeszcze miała coś do powiedzenia…

Vera Sauger również była niezamężną kobietą w wieku Moreno.

Czy za dziesięć lat będą jeszcze w Europie dzieci, pomyślała Moreno, wchodząc do mieszkania przy Lindenstraat. Czy też kobiety chcą porzucić macierzyństwo? Jak to powiedział Mikael? „Obejmować zimny głaz wolności?”

Otrząsnęła się z niechcianych pytań, siadając przy kuchennym stole, na którym przyjaciółka Winnie postawiła herbatę i brunatne ciasteczka przypominające sutki. Nie było przeszkód, żeby przyszła z wizytą, mimo że zbliżała się północ, a gospodyni wydawała się potrzebować snu po pięciu dniach na wyspach. Kiedy Moreno wymieniła przez telefon nazwisko Mikaeli Lijphart, Vera Sauger natychmiast jej przerwała, zapraszając do siebie.

Wyjaśniła, że woli mieć kontakt wzrokowy z rozmówcą. Moreno też wolała.

– Czyli nadal jest zaginiona? – zapytała Vera Sauger, kiedy nalała herbatę do żółtych filiżanek z dużymi niebieskimi sercami. Jak domyślała się Moreno, z jakiegoś szwedzkiego supermarketu.

– Pani o tym wie?

Vera Sauger spojrzała na nią zdziwiona.

– Oczywiście, że wiem. Dlaczego pani pyta? Kim pani właściwie jest?

Moreno pokazała legitymację, zastanawiając się, po raz który tego długiego dnia. Trzeci, jeśli dobrze policzyła.

– Jest pani nowa w mieście? Nie widywałam pani. Nie żebym miała często do czynienia z policją…

– Jestem z Maardam. Przyjechałam tu tylko na urlop. Ale spotkałam tę dziewczynę przed jej zaginięciem.

Vera Sauger kiwnęła lekko głową.

– I nie współpracuje pani z tutejszą policją?

– Trochę. Dlaczego pani pyta?

Vera Sauger mieszała powoli herbatę, wyglądając na jeszcze bardziej zdumioną.

– Bo pani zapytała, czy wiem o zaginięciu Mikaeli.

– No więc?

– Jasne, że wiem. Przecież zgłosiłam się do komisariatu przed wyjazdem na Werkeney.

Moreno przez dwie sekundy nic nie rozumiała. Potem przypomniała sobie, że Vegesack coś wspominał przed kilkoma dniami.

Po pierwszym komunikacie zgłosiła się jakaś kobieta, ale nic z tego nie wynikło. Czy nie to właśnie powiedział?

Tak, chyba dobrze pamiętała. Jedna z Lejnic i jedna z Frigge. Czyżby tą z Lejnic miała być właśnie Vera Sauger, która siedziała teraz naprzeciw niej, jedząc ciastko?