Sączyła wspaniale zaparzoną kawę stojąc przy oszklonych drzwiach, prowadzących na rozległy trawnik. Nagle ujrzała kucyka, unoszącego na sobie drobną postać w jeździeckim stroju. Kucyk wraz z jeźdźcem przepłynęli nad niską przeszkodą i wdzięcznie wylądowali na trawie. Nagle jeździec uniósł głowę i na widok Sereny wydał okrzyk radości. To była Louisa. Zeskoczyła z wierzchowca, rzuciła lejce stajennemu i ruszyła biegiem w stronę Sereny. Po chwili dziewczynka tuliła się do wzruszonej tym ciotki.
– Serena… Serena! – krzyczała z zachwytem Louisa.
Jej radość łamała Serenie serce, bowiem zdawała się potwierdzać przypuszczenia, że zabrano dziecko z Anglii wbrew jego woli.
– Kochanie, tak mi przykro – powiedziała gwałtownie. – Myślałam, że jesteś bezpieczna, ale myliłam się. – Louisa odpowiedziała potokiem bezładnych włoskich słów. – Ciii, nie rozumiem, co mówisz. Ale to cudownie znów cię zobaczyć. Gdybyśmy tylko…
Spojrzenie Louisy sprawiło, że Serena obejrzała się szybko i ujrzała stojącego za sobą Carla, który mierzył ją chłodnym spojrzeniem.
– Spodziewałem się ciebie.
– Papo… – zaczęła Louisa.
– Nie teraz, piccina. Porozmawiasz z Sereną później. Idź pojeździć na swoim kucyku.
Louisa odwróciła się posłusznie i odeszła. Dorośli przyglądali się sobie z nienawiścią. Carlo był blady, wyglądał na zmęczonego, a już na pewno nie na człowieka, który odniósł zwycięstwo.
– Powiedziałem, że spodziewałem się ciebie, ale nie wiem, po co przyjechałaś. Walczyliśmy. Ja zwyciężyłem. To proste.
– Wcale nie takie proste, ponieważ ja nie zamierzam się poddać.
Usta Carla wygięły się pogardliwie.
– Jesteśmy we Włoszech, a Louisa to moja córka.
Jeśli jesteś tak niemądra, żeby chcieć dalej walczyć, to przekonasz się, że moje prawa i mój autorytet są niepodważalne.
Patrzyła na niego wzrokiem pełnym furii. W ten sposób musiał rozmawiać z Dawn, traktować ją jak niewolnicę, tyranizować aż do chwili, kiedy całkiem się załamała i zdecydowała na ucieczkę. Dysponował jeszcze inną bronią, sama się o tym przekonała; subtelną, okrutną bronią, pozornym uczuciem i udawaną namiętnością, która raniła kobiece serce. Jej gniew się nasilił, kiedy przypomniała sobie o tym, jak leżała w jego ramionach, oszołomiona jego pieszczotami, jak wszystko w niej rozpływało się pod wpływem szeptanych do uszu czułych słów. Każde z nich było kłamstwem.
Patrząc mu w oczy ujrzała, że i on nie może pohamować gniewu. Wydawało jej się, że chciał coś powiedzieć, ale weszła gospodyni. Carlo odetchnął głęboko i wydał jej po włosku kilka szybkich poleceń. Kiedy wyszła, powiedział:
– Kazałem Valerii zanieść bagaże do twojego pokoju. Zostaniesz na noc i wyjedziesz jutro rano.
– Muszę?
– O ile nie chcesz wyjechać natychmiast, tak.
Serena zrozumiała, że musi znaleźć jakiś sposób, żeby zostać i porozmawiać z Louisa.
Nagle uświadomiła sobie, że nie są już sami. Bardzo przystojny, młody mężczyzna wszedł przez oszklone drzwi i wolnym krokiem zbliżał się do nich.
– Ciao - zawołał.
Na widok gościa usta Carla zacisnęły się.
– Dzień dobry – odparł.
– Dlaczego rozmawiamy po angielsku? – spytał gość, znacząco unosząc brwi.
Carlo wskazał ręką Serenę.
– Z uprzejmości dla tej oto damy, która pochodzi z Anglii i nie zna włoskiego. Nie widzę jednak powodu do rozmowy z tobą – w jakimkolwiek języku.
– Jakież to przykre. Fatygowałem się specjalnie po to, by złożyć ci przyjacielską wizytę – odparł spokojnie młody człowiek. Spojrzał na Serenę i w jego oczach błysnęła iskra zainteresowania. – Bella signorina. Jestem pewien, że pani rozumie choć tyle. To znaczy „piękna młoda panna". Cieszę się, że panią poznałem.
Nazywam się Primo Viareggi – z wyszukaną grzecznością ucałował jej dłoń.
Jego twarz już wcześniej wydała się Serenie znajoma, a teraz wiedziała już, kim jest ten człowiek. Primo Viareggi był znakomitym kierowcą wyścigowym, głównym faworytem w Mistrzostwach Świata Formuły 1. Jak się okazało, był również zawodowym uwodzicielem. Uśmiechnęła się lekko.
– Serena Fletcher – odparła.
– Ach, więc jest pani krewną Dawn? Jej nazwisko też brzmiało Fletcher.
– Była moją kuzynką.
– Tym bardziej się cieszę z naszego spotkania.
Zawsze podziwiałem signorę Valetti, a teraz, kiedy na panią patrzę, istotnie dostrzegam pewne podobieństwo.
– Nie ma żadnego podobieństwa – oznajmił z naciskiem Carlo. – Co tu robisz, Viareggi? Jak się tu dostałeś?
– Powiedziałem strażnikowi, że mnie zaprosiłeś.
Jest to, niestety, kłamstwo, które powinno stać się prawdą. Musimy porozmawiać.
– Nie mamy o czym – warknął Carlo.
– Wręcz przeciwnie. Podważyłeś moją reputację zawodową – powiedział Primo łagodnym głosem, w którym jednak brzmiała nienawiść. – Twój asystent był gotów podpisać ze mną kontrakt na ten sezon. Odrzuciłem kilkanaście lukratywnych propozycji, aby jeździć u ciebie, a ty nagle, w ostatniej chwili wycofałeś się z umowy. Nie mogę ci tego wybaczyć.
– Nie wycofywałem się z niczego – burknął Carlo.
– Nie było najmniejszej szansy, abyś kiedykolwiek jeździł dla Valettich.
– Twój asystent tak nie uważał.
– Capriati nie słucha, co się do niego mówi. Od początku jasno postawiłem sprawę, ale on sądził, że zdoła mnie przekonać, stawiając mnie przed faktem dokonanym. Przekonał się, że to daremny trud.
– Może uważał, że powinieneś się zgodzić, bo jestem najlepszy – oznajmił Primo. – Samochody Valettich potrzebują najlepszych kierowców. Innymi słowy, mnie.
Carlo spojrzał na niego z pogardą i zwrócił się do Sereny.
– Zapewne zechcesz udać się na górę. Valeria wskaże ci drogę.
Gospodyni zaprowadziła ją do luksusowo urządzonego pokoju w odległym zakątku. Za dwoma wysokimi oknami rozciągał się sielski krajobraz. W dali słychać było dźwięk dzwonów.
– Rzym jest tam – pokazała Valeria. – Wieczorem widać stąd światła – położyła jej walizkę na łóżku.
Kiedy Valeria wyszła, Serena stanęła przy oknie, spoglądając w dal. Odkąd Dawn oznajmiła, że tu zamieszka, Rzym zawsze stanowił dla niej baśniowe miejsce. Teraz jednak to miasto straciło dla niej cały swój urok.
Nagle usłyszała podniesione głosy i ujrzała, jak Primo wypada za bramę i wsiada do samochodu, Carlo zaś obserwuje go ze schodów. Nadeszła jej szansa. Serena wypadła z pokoju i zatrzymała go w holu na dole.
Przystanął, kiedy ją ujrzał i z jego zaciśniętych ust wyczytała, że jest gotów do sprzeczki.
– Chcę się widzieć z Louisa – oznajmiła stanowczo.
Zastąpił jej drogę.
– Nie pozwolę, abyś przy niej robiła mi sceny.
– Nie mam takiego zamiaru. Chcę się po prostu dowiedzieć, jak zdołałeś ją zwabić i porwać.
Patrzył na nią z kamienną, zimną twarzą.
– Jesteś bardzo głupią kobietą – odparł spokojnie.
– Kiedy Louisa zobaczyła mnie, rzuciła mi się w ramiona, ale ośmielę się stwierdzić, że zapewne nie zechcesz mi uwierzyć.
– Jak ją znalazłeś?
– Wynająłem prywatnego detektywa, jakżeby inaczej?
– Rzecz jasna – zaśmiała się gorzko. – A tymczasem ukradłeś jej paszport…