W godzinę po ich odjeździe zadzwonił telefon. To był Primo.
– Spędź ze mną ten dzień.
– Nie mogę. Ale mam czas, żeby napić się z tobą kawy. – Zamierzała tym razem poznać prawdę.
– Za dwadzieścia minut podjadę po ciebie.
Zabrał ją do małej gospody przy drodze.
– Jak to miło znowu cię zobaczyć. Niepokoiłem się o ciebie, kiedy Carlo zabrał cię ze sobą tamtego wieczoru.
– Ale nie tak bardzo, skoro nie zadzwoniłeś i nie spytałeś, jak się czuję – przerwała mu ze słabym uśmiechem.
Wzruszył ramionami.
– W porządku, aż tak się nie denerwowałem. Kiedy mężczyzna jest tak bardzo zwariowany na punkcie kobiety, ta zrobi z nim to, co zechce.
– Mylisz się – odpowiedziała kwaśno. – Carlo jest daleki od wariowania na moim punkcie.
Uśmiechnął się cynicznie.
– Akurat. Jestem mężczyzną i czuję, kiedy inny facet szaleje za kobietą. Wtedy, w restauracji, był gotów mnie zabić.
Serena w milczeniu wpatrywała się w swoją filiżankę. W jej duszy kłębiły się sprzeczne uczucia. Wciąż nie dowierzała Carlowi, ale jej serce nie chciało podporządkować się rozumowi. Stwierdzenie Prima sprawiło, że ogarnęła ją radość i choć usta wypowiadały automatyczne protesty, uświadomiła sobie nagle, jak bardzo pragnie, by jego domysły okazały się prawdą. Wiedziała, że nie powinna tak myśleć, że to absurd, zupełny nonsens, lecz nadzieja pozostała.
– Nie powinnaś była wychodzić beze mnie – dodał od niechcenia Primo. – To była prawdziwa katastrofa.
Wróciłem do kasyna i straciłem kupę forsy.
– Primo, czy Dawn naprawdę bywała w kasynie?
– Oczywiście, że tak. Nigdy nie przejmowała się przegraną, nawet największą.
– Ale Carlo zapewne tak.
Primo wzruszył ramionami.
– Umiała przywołać go do porządku. Za pierwszym razem, kiedy zrobił jej awanturę, po prostu zniknęła. Wyjechała do Anglii, zabierając ze sobą małą. Od razu stał się grzeczniejszy – dodał z cynicznym śmiechem.
Serenę przebiegł dreszcz. W jej sercu zapłonął gniew. Nie mogła słuchać, jak ktoś tak płytki szydzi z Carla.
– On kocha Louisę – powiedziała z naciskiem.
– Do diabła! Traktuje ją po prostu jak swą własność. Musiał ją odzyskać.
– Nie lubisz dzieci, prawda? – spojrzała na niego badawczo.
– Są w porządku, póki nie wchodzą mi w drogę – uśmiechnął się szeroko. – Szukałem cię w Monaco.
Szkoda, że cię nie było. Oglądałaś wyścigi?
– Owszem. Masz szczęście, że jeszcze żyjesz. Podobnie jak kilka innych osób.
– Na tym polega prawdziwe ryzyko – znów wzruszył ramionami. – Żyjesz, umierasz. A jeśli umrzesz, to kogo to obchodzi? Przynajmniej dobrze pojechałeś.
– Lekceważąco machnął ręką.
– Dlaczego do mnie zadzwoniłeś, Primo?
– A, dobrze że mi przypomniałaś. Chciałem dowiedzieć się, o co miałaś mnie spytać wtedy, na dansingu, tuż przedtem, nim nam przeszkodzono. Pamiętasz?
Serena odetchnęła głęboko. To wszystko nie miało sensu. Z pewnością Primo nie był tą wielką miłością Dawn, człowiekiem, z którym zdradziła męża. Przystojny, czarujący i dowcipny – lecz pod powłoką światowca kryła się pustka. Nie zdobędzie się na to, by zapytać go, czy jest ojcem Louisy. Może mieć tylko nadzieję, że to nie on.
– Obawiam się, że już nie pamiętam. Prawdopodobnie chodziło o jakąś błahostkę. Słuchaj, muszę cię pożegnać. Obiecałam, że będę na torze próbnym.
– Podrzucę cię.
– Nie ma potrzeby – odrzekła pospiesznie. – Po prostu zawieź mnie do domu.
Mruknął coś, co uznała za zgodę, kiedy jednak znaleźli się na szosie, stwierdziła, że wiezie ją na teren jazd próbnych. Serena jęknęła namyśl o reakcji Carla, nie mogła jednak nic poradzić. Kiedy dotarli na miejsce i zatrzymali się pod wielką bramą, na ich spotkanie wyszedł strażnik.
– Powiedziano mi, że przyjedzie pani z Antoniem – oznajmił, marszcząc brwi. – Muszę zadzwonić do szefa. – Cofnął się za bramę i zniknął w swojej budce.
Po chwili do bramy podszedł Carlo. Miał na sobie biały wyścigowy kombinezon, obcisły strój, podkreślający szerokie ramiona i szczupłą, muskularną sylwetkę. Serena już z daleka dostrzegła, że jego twarz ma zacięty, wrogi wyraz. Primo wyszedł z samochodu i stanął obok niej.
– Buon giorno - zawołał.
Carlo otworzył bramę.
– Pozwól, że powiem bez ogródek: nie życzę sobie, abyś tu przyjeżdżał – oznajmił zwięźle. – Sugerowałbym, abyś wyniósł się stąd natychmiast. A ty – odwrócił się do Sereny – może wolałabyś odjechać razem z nim?
– Wolę zostać – odparła stanowczo. – Louisa bardzo by się zmartwiła. Czy masz zamiar mnie wpuścić?
Przez moment wydało jej się, że Carlo odmówi, wreszcie jednak skinął głową i cofnął się. Primo pochwycił jej dłoń i nim zdążyła ją wyrwać, dożył na niej pocałunek, po czym wskoczył do samochodu.
– Moje biuro jest tam – Carlo pokazał jej drogę do jednego z pawilonów. Po chwili znaleźli się w surowym, funkcjonalnym pomieszczeniu, którego ściany zdobiły liczne wykresy. Carlo dokładnie zamknął drzwi.
– Jak śmiałaś ściągnąć tu tego człowieka! – powiedział cichym, wściekłym głosem.
– Przepraszam. To był błąd. Poprosiłam tylko, aby odwiózł mnie do domu.
– A po co w ogóle się z nim spotykasz? – spytał, mierząc ją gorejącym spojrzeniem.
– Nie sądzę, aby to była twoja sprawa. Powiedziałam już, że to był błąd, więc zmieńmy temat.
Roześmiał się cicho.
– Dziwne, jak często towarzystwo tego neapolitańczyka doprowadza kobiety do popełniania podobnych „błędów". Jeszcze dziś rano, przy śniadaniu, nie miałaś pojęcia, że się z nim spotkasz. Potem jednak wystarczyło słowo, abyś rzuciła wszystko i pobiegła na spotkanie z nim. Dzwoniłem do domu, więc wiem, z jakim pośpiechem wychodziłaś.
– Sprawdzasz, co robię? – spytała ze złością.
Carlo zbladł i odwrócił się, by jego twarz nie zdradziła targających
– Czy potrzebuję twojego zezwolenia za każdym razem, gdy dzwonię do własnego domu?- odpalił ostro.
– Nie, tak samo jak ja nie muszę spowiadać ci się z każdego spotkania z przyjaciółmi.
– Byłoby lepiej dla ciebie, gdyby ten człowiek nie był twoim przyjacielem. Ostrzegam cię, a jeśli nie chcesz wysłuchać słów przestrogi, to przynajmniej miej dość przyzwoitości, by nie przyjeżdżać tu w jego towarzystwie.
– Posłuchaj… – zaczęła Serena, w tym momencie jednak drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wpadła podekscytowana Louisa. Oboje, Carlo i Serena, odstąpili od siebie, starając się ukryć gniewne, zaczerwienione twarze.
– Och, Sereno, tak się cieszę, że tu jesteś – Louisa uścisnęła ją. – Zdążyłaś na najważniejszą próbę, a to jest najciekawsze ze wszystkiego!
– Naprawdę, kochanie? – próbowała opanować głos. – A na czym polega ta próba?
– Tato pojedzie z prędkością trzystu kilometrów na godzinę – oznajmiła tryumfalnie dziewczynka.
– Ale to przecież nie jest samochód wyścigowy?
– Owszem – Carlo, choć nadal blady, zdołał odzyskać swój zwykły spokój. – Przeciętny klient też lubi szybkie samochody, nawet jeśli nie może na co dzień korzystać z ich pełnych możliwości.
– Przeciętnego klienta nie stać na nowe valetti – zauważyła kwaśno Serena. – Trzeba być milionerem, żeby wydać sto tysięcy funtów na samochód.
– Twoje informacje, choć precyzyjne, są nieco przestarzałe. Ostatni model istotnie kosztował sto tysięcy funtów. Ten ma kosztować sto dwadzieścia tysięcy.