Serena wzruszyła ramionami, jakby mówiąc, że i tak jej to nie imponuje, ale jednocześnie uświadomiła sobie, że niechcący ukazała mu nie znaną do tej pory stronę swojej osobowości. Słowa Carla jeszcze ją w tym upewniły.
– Czy jechałaś kiedyś sportowym valetti?
– Raz tylko widziałam go z bliska, na londyńskiej wystawie samochodowej – odparła i żaden wysiłek nie mógł ukryć żalu, brzmiącego w jej głosie.
– Chciałabyś przejechać się ze mną? – spytał, nie spuszczając z niej oczu. Próbowała zachować obojętność, lecz na nic się to zdało.
– Naprawdę mogę? – wykrzyknęła.
Carlo podniósł słuchawkę i powiedział kilka, brzmiących jak rozkaz, słów po włosku.
– Tato dzwoni do Eriki – wyjaśniła Louisa. – Ona jest mechanikiem.
– Czasami też odbywa dla mnie jazdy próbne – dodał Carlo, odkładając słuchawkę. – Wkłada wtedy kombinezon wyścigowy i zaraz ci go przyniesie.
Erica pojawiła się kilka minut później. Ciemnowłosa młoda kobieta miała szczupłą, zgrabną figurę, niemal identyczną jak Serena.
– Kiedy signora Fletcher będzie gotowa, przyprowadź ją do mnie – polecił Carlo i wyszedł, zabierając z sobą Louisę.
– Ubranie możesz zostawić tutaj – powiedziała Erica, otwierając drzwi prowadzące do sąsiadującej z biurem skromnej sypialni. Stało tam jedynie łóżko, komoda i szafa. – Signor Valetti sypia tu czasem, kiedy ma bardzo dużo pracy.
Wzięła sukienkę i halkę, które podała jej Serena, i powiesiła je do szafy.
– Na twoim miejscu zdjęłabym też rajstopy. Ten kombinezon składa się z trzech warstw i jest w nim niewiarygodnie gorąco. – Serena posłuchała rady, po czym nałożyła jedwabisty kombinezon, który zapinał się z przodu na zamek błyskawiczny i przylegał niczym druga skóra. Jej serce biło gwałtownie.
Erica wyprowadziła ją z biura i dalej, przez labirynt budynków i pawilonów, póki w końcu nie dotarły do konstrukcji, przypominającej hangar lotniczy. Szerokie wrota były otwarte i kiedy podeszły bliżej, Serena ujrzała samochód, wyprowadzany właśnie z garażu przez grupę.
Był to piękny wóz – niski, o opływowych kształtach. Drzwi uniosły się na bok i ku górze odsłaniając niewielką kabinę, do której musiała się wśliznąć. Sprawdziwszy szybkościomierz aż westchnęła widząc, że rzeczywiście skala dochodzi do trzystu kilometrów na godzinę. Obok znajdował się drugi wskaźnik, podający prędkość w milach.
– Sto osiemdziesiąt sześć mil na godzinę – mruknęła zdumiona.
Carlo spojrzał na nią z uśmiechem.
– Obleciał cię strach? Możesz się wycofać, jeśli chcesz.
– Nie ma mowy – odparła twardo.
– Jechałaś już kiedyś z taką prędkością?
– Nigdy. Nie mogę się już doczekać.
W jego głosie zabrzmiała powaga.
– Nie myśl o tym tylko jako o prędkości. To nowy wymiar, inny świat. Jak podróż w czasie. Nie da się tego opisać.
– Na co więc czekamy?
Raz jeszcze sprawdził samochód, po czym zasiadł za kierownicą, nakazując Serenie, by również zajęła swe miejsce. Fotel otulił ją niczym jedwabna poduszka. Budzący się do życia silnik zamruczał łagodnie i na ten dźwięk Serena westchnęła z satysfakcją. Carlo roześmiał się z podnieceniem i radością, jakiej jeszcze nigdy u niego nie słyszała.
– Tak, to piękny dźwięk. Można by usypiać nim dzieci, jak kołysanką.
Wolno wjechał na tor i gdy tylko znaleźli się na prostej, Serena poczuła, jak niewidzialna ręka wciska ją w fotel. Samochód skoczył naprzód, szybkościomierz jednak wskazywał na razie jedynie sto kilometrów na godzinę. Patrzyła, jak strzałka przesuwa się: sto dwadzieścia, sto trzydzieści, sto sześćdziesiąt, sto osiemdziesiąt.
Ukradkiem zerknęła na Carla. Jego głos zdradził poprzednio, jak wielką dumę budził w nim ten elegancki pojazd, teraz jednak jego twarz była obojętna. Siedział w swym fotelu niewzruszony, a jego dłonie, lekko wsparte na kierownicy, bez cienia wysiłku prowadziły tę wspaniałą maszynę.
Ponownie spojrzała na szybkościomierz i nerwowo przełknęła ślinę. Niepostrzeżenie przekroczyli dwieście kilometrów i strzałka wędrowała dalej: dwieście dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści pięć.
I wreszcie Carlo odezwał się.
– Gotowa? – zapytał.
– Na wszystko – odparła z udawaną pewnością siebie.
Wydało jej się, że słyszy jego śmiech, trudno było jednak stwierdzić to z całą pewnością, bowiem w następnej chwili Carlo zwiększył prędkość, a strzałka szybkościomierza podjęła swą wędrówkę ku kresce, oznaczającej trzysta kilometrów na godzinę. Gdy osiągnęli najwyższą prędkość, Serena ujrzała, jak świat zewnętrzny śmiga za oknami – zbyt szybko, by cokolwiek rozróżnić. Wszystko zlewało się w serię barwnych smug i tylko oni, samotni we dwoje, trwali w zawieszeniu. Carlo nie okazywał strachu ani podniecenia, jakby jazda z tą oszałamiającą prędkością była dla niego czymś najnaturalniejszym w świecie. Serena nagle uświadomiła sobie, że rzeczywiście tak było. To był jego żywioł. Dłonie spoczywały na kierownicy, prowadząc ją lekko, lecz z absolutną pewnością.
Odwróciła głowę i – jakby nagły rozbłysk światła pozwolił jej przejrzeć na oczy – po raz pierwszy dostrzegła dziwną sprzeczność w twarzy Carla: ostra, bezkompromisowa szczęka kontrastowała z wyrazem ust, znamionującym wrażliwość i czułość. Widywała jego oblicze zacięte w gniewie i chłodnym szyderstwie, lecz kilka razy dostrzegła też malującą się na nim czułość i pożądanie. W tej zamkniętej bańce, w której przebywali tylko we dwoje, czas płynął z inną szybkością i zdawało się, że tajemny świat, rozpościerający się wokół nich, pozwalał, by dwie chwile stały się jedną. Bowiem znów czuła na swych ustach dotyk warg Carla, delikatną, drażniącą pieszczotę, a jego oczy, choć ani na moment nie odrywał ich od przedniej szyby, w jakiś sposób spoglądały prosto w jej twarz.
Przepływające przez nią fale gorąca były ogniem ich namiętności; cichy szmer silnika zlewał się z szumem krwi w żyłach, gdy poruszała się w rytm jego ruchów. Pragnęła go, tęskniła za jego dotykiem na swych nagich udach i wyżej, głębiej, wewnątrz spragnionego ciała. I wśród tego pędu dwa momenty zlały się w jedno tak, że Serena czując go w sobie, jednocześnie spoglądała na siedzącego obok Carla, całkowicie skupionego na prowadzeniu samochodu, a przecież świadomego jej obecności.
Tracili prędkość. Świat zewnętrzny znów pojawił się wokół nich, gdy zwalniali, aby wreszcie się zatrzymać. Silnik zgasł i zapadła głucha cisza. Carlo powoli uniósł wzrok i spojrzał prosto na nią. Usłyszała jego przyśpieszony oddech. Mechanik próbował otworzyć drzwi samochodu, lecz Carlo zacisnął dłoń na klamce, nie pozwalając, aby ktoś obcy znalazł się w ich świecie. Nadal wpatrując się w Serenę, ponownie przekręcił kluczyk i wolno ruszył w kierunku hangaru, zatrzymując się wreszcie przed drzwiami swego biura. Wysiadł i obszedł wóz naokoło, by otworzyć jej drzwi. Dopiero gdy postawiła stopę na ziemi, Serena uświadomiła sobie, że cała dygocze, jakby jej ciało zmieniło się w trzęsącą galaretę. Potknęła się i Carlo chwycił ją w ramiona, podniósł, po czym kopnięciem otworzył drzwi pawilonu. Znalazłszy się wewnątrz, ruszył prosto do sypialni i dopiero tam postawił ją na podłodze, nadal jednak nie wypuszczając z objęć.
Serena płonęła z pożądania. Carlo był jedynym mężczyzną, którego pragnęła i ta żądza sprawiła, że porzuciła wszelką ostrożność. Ledwie świadoma tego, co robi, rozsunęła zamek jego kombinezonu. Materiał rozchylił się, ukazując gęste włosy, porastające klatkę piersiową Carla. Z westchnieniem przytuliła do nich policzek i poczuła, że jego ciało goreje tym samym ogniem, a serce bije szaleńczo – podobnie jak jej własne.