Carlo chwycił ją za ramiona i lekko odchylił do tyłu, tak że mógł spojrzeć na jej spłonioną twarz. Jego oczy płonęły namiętnością. Ale nie ruszał się i przez chwilę obawiała się, że mógłby ją odtrącić. Jego palce wpijały się w jej ramiona, tak że czuła dreszcze wstrząsające jego ciałem. Nagle jęknął i przycisnął ją do siebie, całując z namiętnością mężczyzny szalejącego z żądzy. Czuła pieszczotę jego ust, drżenie jego ciała mówiło jej, że przestał walczyć z pożądaniem, przegrał i wiedział o tym.
Całował gorącymi ustami jej szyję, muskał skórę językiem, co wywoływało w niej eksplozje namiętności. Lecz Serenie nie chodziło o pieszczoty. Carlo był jej mężczyzną, należał do niej i tylko do niej. Pragnęła czegoś więcej. Chwyciła jego dłoń i położyła ją sobie na piersi, odrzucając w tył głowę, aby pojął, czego pragnie.
Przez otaczającą ją mgłę pożądania ledwie dostrzegła, jak Carlo siada na łóżku i przyciąga ją do siebie. Jego usta pieściły jej sutki. Jęknęła, oszołomiona tym rozkosznym doznaniem.
Ich pierwsze zjednoczenie było pełne czułości i piękna. To było zupełnie inne. Stanowiło zaspokojenie gwałtownego, potężnego fizycznego pożądania. Znali już swoje ciała, tak jak znają je ludzie niegdyś złączeni w ekstazie, a podobnej wiedzy nie da się zapomnieć. Wspomnienie przetrwało długi okres wrogości i nękało ich, póki oboje nie mogli już tego znieść. Teraz nie liczyło się nic poza pragnieniem, by znów stać się jednością.
Wąskie łóżko z trudem pomieściło dwoje ludzi, lecz Carlo niemal natychmiast nakrył ją swoim ciałem, a kiedy Serena przytuliła się do niego, wszedł w nią gwałtownie. Dziewczyna jęknęła z rozkoszy i natychmiast zamknęła go w objęciach. Czuła, jak trawi ją gorączka. Jej podniecenie przypominało gorejące palenisko, w którym tlący się żar stopniowo rozpala się coraz potężniejszym złocistym płomieniem. Nieokiełznana siła Carla oszołomiła ją. Przyciskał ją do siebie w miażdżącym uścisku, a jego stalowe lędźwie poruszały się niestrudzenie miarowym rytmem. Serena krzyknęła, nie mogąc opanować ognia, który trawił jej łono.
Wyciągnęła ramiona, plecy wygięła w łuk i kołysząc się płynęła nad otchłanią swojego pożądania szepcząc niezrozumiałe słowa. Nagły spazm sprawił, że znów krzyknęła, czując, jak jej ciało eksploduje, rozdzierane nitkami niewypowiedzianej rozkoszy, która ogarnęła jednocześnie złączone z nią ciało Carla. Krzyknęła znów, tym razem z rozpaczy, bo nagle poczuła, że to cudowne uczucie mija, ulatuje w nicość. Policzki miała mokre od łez.
Skończyło się i znów byli sobą. Na dobre i złe, radość i smutek – wszystko, czym zdecydują się obdarzyć siebie nawzajem.
Rozdział 9
Kiedy Carlo odzyskał przytomność umysłu, stwierdził, że leży na wąskim łóżku, obejmując skuloną Serenę. Gdyby tylko doskonała jedność, jaką osiągnęły ich ciała, miała odbicie w ich sercach, byliby idealną parą. Teraz jednak zapragnął nagle krzyczeć z rozpaczy. Kiedy on jej pożądał, Serena odrzucała go. Wystarczyło jednak, by skinęła palcem, a znalazł się w jej ramionach. Udowodniła, że może z nim zrobić, co tylko zechce, i świadomość tego napełniła go przerażeniem.
Nie śmiał na nią spojrzeć, obawiając się rozbawienia i szyderstwa, które ujrzy w jej oczach. Nie mogła jednak gardzić nim bardziej, niż on sam pogardzał swoją słabością. Ostrożnie uwolnił się z jej objęć i usiadł na łóżku.
– No cóż – powiedział najbardziej cynicznym tonem, na jaki mógł się zdobyć. – Czy zdecydowałaś już, które z nas zostało przed chwilą wykorzystane?
– Z ogromną ulgą stwierdził, że wypowiedział te słowa normalnie brzmiącym głosem. Wewnątrz cały dygotał.
Po chwili ciszy Serena odparła:
– Och, sądzę, że tym razem to był remis. Żadne z nas nie spodziewało się przecież niczego innego?
Carlo zdążył już włożyć kombinezon. Odwrócił się ku niej i ujrzał, że przygląda mu się z chłodnym uśmiechem, wspaniale opanowana, podczas gdy jeszcze przed chwilą…
– Oczywiście – odrzekł. – Nasza wojna trwa nadal.
Powoli zasuwał zamek. Serena siedziała bez ruchu.
Najwyższym wysiłkiem woli zdobywała się na uśmiech. Dzięki Bogu, odezwał się, zanim zdążyła wypowiedzieć słowa miłości, które cisnęły się na usta. Lecz ból, wywołany przez odrzuconą miłość – choć przecież Carlo nie wiedział, ile dla niej znaczy – był tak ogromny, że przez chwilę nienawidziła go gorąco.
Wstała i ubrała się pospiesznie. Teraz chciała jedynie znaleźć się jak najdalej od niego. Nagle Carlo obrócił się ku niej i spytał szorstko:
– Czemu, u diabła, nie wyniesiesz się stąd?
– To znaczy?
– Wracaj do Anglii.
– Mam zostawić Louisę tobie?
– Czemu nie? W końcu jestem jej ojcem.
Poczuła, jak czerwona mgła przesłania jej oczy, mgła nienawiści i rozpaczy. I zanim zdążyła się powstrzymać, wypowiedziała te straszliwe słowa:
– Nie jesteś jej ojcem. Louisa nie jest twoim dzieckiem.
Wstrzymała oddech, czekając na wybuch, albo może na gwałtowne zaprzeczenia. Zamiast tego uświadomiła sobie, że Carlo przygląda się jej z lekko przekrzywioną głową i ironicznym uśmiechem na ustach.
– A więc – stwierdził w końcu – wiesz. Zastanawiałem się nieraz…
– To ty wiedziałeś? – wyjąkała, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
– Oczywiście. Wiedziałem od dwóch lat.
Usiadła na łóżku.
– Ale… skąd?
Roześmiał się z goryczą.
– A jak myślisz? Dawn powiedziała mi o tym w ataku furii. Często jej się to zdarzało. Tak zazwyczaj dowiadywałem się o jej kolejnych wyskokach. Pokłóciliśmy się i wykrzyczała to wyłącznie po to, by sprawić mi ból, tak jak ty.
Patrzyła na niego uważnie.
– I co zrobiłeś?
– Wypadłem z domu, przysięgając, że nigdy więcej nie chcę widzieć ani jej, ani dziecka. Ale kiedy odzyskałem rozsądek, pojąłem, że muszę się z tym pogodzić.
Kocham Louisę i ona kocha mnie. To ważniejsze niż mściwe knowania Dawn czy – tu spojrzał na nią znacząco – twoje.
Westchnęła głęboko, próbując zaakceptować to wstrząsające odkrycie. Dawn powiedziała jej, że Carlo nie zna prawdy – ale skłamała. Jej uwielbiana Dawn okłamała ją, i to w tak ważnej sprawie. Co jeszcze było kłamstwem?
– Kiedy ci powiedziała? – spytał cicho Carlo.
– Tuż przed śmiercią. Mówiła, że ty o tym nie wiesz.
– Nagle wyczerpana, ukryła twarz w dłoniach. Carlo usiadł obok niej.
– Sereno – zaczął – czy zdajesz sobie sprawę z tego, że tak naprawdę zupełnie nie znałaś Dawn?
– Zaczynam to rozumieć – przyznała. – Odkąd tu przyjechałam, zauważyłam wiele rzeczy, drobnych szczegółów, ale te drobiazgi tworzyły obraz Dawn, której nie znałam. No i to, co Primo o niej opowiadał – szybko podniosła wzrok. – Czy on jest…?
– Ojcem Louisy? Tak – skrzywił się. – Ta informacja sprawiła Dawn szczególną przyjemność. Nie zauważyłaś, jak bardzo moja córka go przypomina? Nie z wyglądu, lecz ze skłonności do bezsensownego ryzyka, bez względu na konsekwencje. Primo w końcu się zabije, tak samo jak Louisa – jeśli jej nie powstrzymam.
– Z pewnością jednak kiedyś będzie musiała poznać prawdę.
– Jaką prawdę? – spytał gwałtownie. – Ona jest moją córką, ponieważ ją kocham. To jest cała prawda.
I jedyna, jaką usłyszy ode mnie i kogokolwiek innego.
Włączając w to ciebie.
– Czy zdołasz przez całe życie trzymać ten fakt w tajemnicy?