Выбрать главу

– Mogę zrobić, co tylko zechcę. Powziąłem takie postanowienie dwa lata temu i nie zmieniłem zdania.

– Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. – Czy chcesz mi w tym przeszkodzić?

Serena potrząsnęła głową, niezdolna wykrztusić słowa. Jakiej potrzeba wyrozumiałości i miłości, by zrobić coś takiego? Pragnęła ująć jego dłoń i powiedzieć, jak bardzo poruszył jej serce, lecz gdy szukała odpowiednich słów, Carlo ruszył do drzwi.

– Cieszę się, że się dogadaliśmy – oznajmił zwięźle.

– Teraz muszę już iść. I tak straciłem zbyt wiele czasu.

Tej nocy Serena nawet nie próbowała zasnąć. Dawn skłamała. Próbowała przekonać samą siebie, że zapewne Dawn nie wiedziała, co mówi. Ale nie potrafiła już w to uwierzyć. Odkąd tu przybyła, dostrzegła wiele rzeczy, które świadczyły o tym, że jej kuzynka nie była taką doskonałością, za jaką ją Serena uważała. Teraz poznała prawdę. Dawn ją oszukała, a ona, Serena, oszukała samą siebie.

Przede wszystkim była ślepa, jeśli chodzi o Carla. Tak źle o nim myślała, a on był na tyle szlachetny, by zignorować to, co powiedziała mu Dawn, byle tylko nie skrzywdzić małej dziewczynki. Carlo sprawił, że Serena zrozumiała, czym jest prawdziwa miłość. Leżała w jego ramionach i tam zaznawała rozkoszy, dając ją również jemu. Ich zjednoczenie nie stanowiło jedynie zaspokojenia fizycznej żądzy, lecz było również wyrazem największego uczucia w jej życiu. Nie chciała przyznać się nawet przed sobą, że go kocha, teraz jednak nie musiała już udawać i w głębi serca poddała się tej miłości. A przecież, jak teraz pojmowała, nie wiedziała nawet, jakim Carlo był człowiekiem. Jego uczucia w stosunku do niej pozostawały tajemnicą. Być może nawet dla niego.

Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Wydawało się, że dobiega zza okna, toteż wychyliła się, wstrzymując oddech. Wreszcie znów to usłyszała – płacz dochodzący z sypialni Louisy.

Serena wybiegła na korytarz i wpadła do błękitno-białej sypialni. Nie było wątpliwości. Louisa płakała i to w sposób, jakiego Serena nigdy jeszcze nie widziała. Obiema rękami przyciskała do siebie poduszkę, tłumiąc szlochanie, nie mogła jednak całkowicie go uciszyć. W jej łkaniu brzmiał przeraźliwy żal. Wstrząsały nią dreszcze. Serena delikatnie dotknęła drżącego ramienia.

– Louiso – szepnęła – Louiso…

Próbowała przytulić ją do siebie, lecz dziewczynka jeszcze głębiej wtuliła twarz w poduszkę. Serena mogła zrozumieć tylko jedno słowo.

– Tato… tato… – powtarzała bez przerwy Louisa.

Serena nie traciła czasu. Natychmiast pobiegła do pokoju Carla. Zawahała się jedynie przez sekundę, po czym nacisnęła klamkę i wpadła do środka. W sypialni paliła się mała lampka, oświetlając puste łóżko. Carlo stał przy oknie, ubrany w piżamę i szlafrok, i wpatrywał się w dal. Słysząc jej kroki, odwrócił się szybko i ujrzała malującą się na jego twarzy rozterkę. Włosy miał w nieładzie i wyglądał teraz znacznie młodziej niż kiedykolwiek przedtem. W tym samym momencie uświadomiła sobie, że nie zdążyła nawet narzucić szlafroka, a jej nocna koszula jest niemal przezroczysta. Splotła ręce na piersiach.

– Szybko! – zawołała. – To Louisa. Coś jest z nią nie w porządku.

Zanim zdążyła dokończyć, Carlo był już na korytarzu. W sypialni dziecka z przerażeniem spojrzał na skuloną córkę, po czym ukląkł obok jej łóżka i spróbował ją przytulić. Ona jednak zwinęła się w kłębek, umykając przed jego dotknięciem.

–  Piccina - powiedział łagodnie. – Chodź do tatusia.

– Nie, nie – szlochała. Zaczęła szybko mówić coś po włosku. Serena nie zrozumiała ani słowa, lecz Carlo wzdrygnął się.

Przycisnął Louisę do siebie, ona zaś, nie mogąc bronić się dłużej, poddała się jego uściskowi, szepcząc coś przez łzy.

Wreszcie Carlo uniósł dłoń i powiedział:

– Louisa podsłuchała dziś wieczorem rozmowę dwóch mechaników i wpadła na szalony pomysł, że nie jestem jej ojcem. Oczywiście to tylko nieporozumienie – ponad ramieniem dziecka wpatrywał się w twarz Sereny, jego oczy patrzyły groźnie. – To nieporozumienie, prawda? – powtórzył z naciskiem. Serena usłyszała, jak odpowiada:

– Oczywiście.

– Nie, nie – płakała Louisa. – Powiedzieli…

– Cokolwiek powiedzieli, mylili się – przerwał stanowczo Carlo. – Jesteś moja, piccina. Zawsze byłaś i będziesz moja. Zostaniemy razem i będziemy się kochać na zawsze.

Louisa jednak uparcie potrząsała głową.

– Oni słyszeli, jak rozmawialiście z Sereną. Powiedziałeś, że zawsze wiedziałeś, że nie jesteś moim prawdziwym tatą…

– Nic podobnego – wtrącił natychmiast Carlo.

– Powiedziałem, że nigdy nie mogłem uwierzyć w to, że mogę być twoim ojcem, ponieważ taka córka jak ty to zbyt wielkie szczęście. Jesteś moim największym skarbem, piccina. Codziennie dziękuję za ciebie Bogu, bo jesteś słodka i kochająca, ale przede wszystkim za to, że należysz do mnie.

Louisa zesztywniała. Dwójka dorosłych wstrzymała oddech czując, jak w duszy dziecka słowa ojca zmagają się z okropnym podejrzeniem.

– To prawda, kochanie – dodała Serena.

Dziewczynka uniosła głowę znad ramienia ojca i spojrzała przez łzy na Serenę.

– Naprawdę? – szepnęła.

– Tak – Serena usiadła na łóżku obok tamtych dwojga. Dokładnie wiedziała, co musi zrobić. – To jest twój ojciec, który kocha cię bardziej niż kogokolwiek na świecie. Nic nie może tego zmienić.

– Przysięgasz, że to, co powiedziałaś, jest prawdą? – spytała Louisa – Dasz mi słowo honoru?

– Daję słowo honoru, że mówię prawdę.

Louisa westchnęła radośnie i mocno objęła szyję Carla, wyraźnie zyskawszy pewność, której jej brakowało. Ojciec przytulił ją swymi mocnymi ramionami i oboje trwali tak w milczeniu. Serena wymknęła się do swojego pokoju. Czuła, jak coś ściskają w gardle. Miłość Carla do dziecka objawiła jej się wreszcie w całej pełni, przysłaniając wszelkie inne aspekty tej strasznej historii.

W końcu usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła je i cofnęła się, wpuszczając Carla do środka.

– Czy mała dobrze się czuje?

Zanim odpowiedział, dokładnie zamknął okno.

– Nie będę ryzykował, że znowu usłyszy coś, co nie jest przeznaczone dla jej uszu – oznajmił. – Kiedy wychodziłem, spała. Chyba uspokoiła się już – spojrzał na Serenę. – Uspokoiła się dzięki tobie. Wierzy, że mówię prawdę, ponieważ ty potwierdziłaś moje słowa – dodał zdumionym, gniewnym głosem.

– Nie potrafię tego wyjaśnić. Może wierzy mi dlatego, że potrafimy znaleźć wspólny język.

– W przeciwieństwie do mnie?

– Nie, nie chciałam…

– Wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia – przerwał jej, jego oczy płonęły. – Louisa jest moją córką w każdym znaczeniu tego słowa. Do diabła z Primem Viareggim. To ja nauczyłem ją chodzić, ja uspokajałem ją, kiedy miała koszmarne sny, ja rozmawiałem z jej nauczycielami i organizowałem przyjęcia urodzinowe. Ja. Nie jej matka, która zazwyczaj była gdzieś daleko, tylko ja. Dlatego jest moja. Dlatego walczyłem z tobą wszelką dostępną mi bronią, bez żadnych skrupułów.

– Wiem o tym – odparła, bardzo blada. – Już cię nawet o nic nie winię. Nie miałam pojęcia, że Louisa tak bardzo cię kocha. Gdybym wiedziała, nie próbowałabym ci jej odebrać.

– Lecz uczyniłaś to dzięki czemuś, czego nie potrafię zrozumieć. Ledwie cię zna, a jednak tobie ufa najbardziej. Dlaczego?

– Może dlatego, że jestem kobietą, a dziewczynki potrzebują matki. Jesteś dla niej wspaniałym ojcem, ale Louisa potrzebuje czegoś więcej.